Tego jeszcze nie było. Węgierski rząd planuje ściągać 150 forintów od każdego gigabajta danych. Decyzja ta wynika z faktu, że coraz mniej obywateli korzysta z opodatkowanych do tej pory rozmów telefonicznych i sms-ów, a przybywa osób korzystających z sieci.
Nie będzie jednak tak, że to obywatel zapłaci za ściąganie, a dostawca internetu. Media podkreślają przy tym, że prawdopodobnie odbije się to na cenach dla klientów. Rząd ma ustalić jeszcze górny limit podatku dla pojedynczego użytkownika oraz dla firm. Ten pierwszy, według medialnych doniesień, ma wynieść 9,62 złote, drugi 68,75 zł. Nowy podatek ma przynieść rządowi, według różnych szacunków, od ok. 20 miliardów forintów, czyli 275 mld złotych, nawet do 95 mld forintów (1,3 miliarda złotych).
Część internautów już oburzyła się na propozycję rządu dowodząc, że opodatkowanie sieci spowoduje spadek liczby jej użytkowników i "ograniczy wolność wypowiedzi". Co zabawne, jak to często bywa, przeciwko podobnemu rozwiązaniu Fidesz, czyli partia Viktora Orbana, protestował w 2008 roku. Twierdząc, podobnie jak dzisiaj krytycy, że taki podatek zwiększy cyfrowe wykluczenie na
Węgrzech.