
Choć na Zachodzie głośno mówi się o kryzysie demograficznym i zbyt niskiej dzietności, to ogólna liczba ludności wciąż rośnie i do 2050 roku może osiągnąć poziom 9 miliardów. Ludzi przybywa w tak szybkim tempie, że nawet pięcioletnia III wojna światowa czy globalna pandemia nie powstrzymają tego wzrostu.
REKLAMA
Do takich wniosków doszli ekolodzy Corey Bradshaw i Barry Brook, którzy przeanalizowali scenariusze zakładające rozmaite zmiany ludzkiej dzietności i śmiertelności. Z ich wyliczeń, przedstawionych na łamach pisma „Proceedings of the National Academy of Sciences”, wynika, że jeśli globalny stopień śmiertelności nie wzrośnie gwałtownie, to do 2050 roku liczba ludności podniesie się z obecnego poziomu 7,1 mld do 9 mld.
W 2100 roku Ziemię może zamieszkiwać nawet 25 mld ludzi, choć jest to liczba oparta na obecnym wskaźniku dzietności, który w kolejnych dekadach będzie najprawdopodobniej malał.
– W minionym wieku globalna populacja powiększała się tak szybko, że mniej więcej 14 procent wszystkich ludzi, jacy kiedykolwiek się urodzili, wciąż żyje – zauważył prof. Bradshaw z australijskiego Uniwersytetu Adelajdy.
Bradshaw podkreślił, że nawet te scenariusze statystyczne, które uwzględniały wybuch III wojny światowej, globalnej pandemii czy wprowadzenie w światowej wymiarze polityki jednego dziecka, nie wskazywały na drastyczny spadek liczby ludności w XXI wieku. Prof. Brook z Uniwersytetu Tasmańskiego dodał, że scenariusz zakładający wybuch 5-letniego konfliktu globalnego zakładał, że pochłonąłby on proporcjonalnie tyle ofiar, co dwie poprzednie wojny światowe razem wzięte.
W najczarniejszym scenariuszu liczba ludności plasowałaby się w 2100 roku na poziomie 5–10 mld ludzi. – Nawet katastrofa skutkująca śmiercią 2 mld ludzi w połowie XXI wieku dałaby około 8,5 mld w 2100 roku – zaznaczyli ekolodzy.
Wzrost liczby ludności mogłaby spowolnić globalna kontrola urodzeń, ale jej skutki – objawiające się np. w mniejszym zapotrzebowaniu na część surowców – zaczęłyby być odczuwalne dopiero przez kolejne pokolenia.
źródło: The Independent
