Dziś wieczorem jedna z najbardziej oczekiwanych walk roku. Walczyć będą co prawda sportowi celebryci, a nie mistrzowie, ale Polacy ostatnimi czasy z zapartym tchem oglądają wszystko, co wiąże się z MMA. Dyscypliną, która w krótkim czasie stała się jednym z najpopularniejszych sportów nad Wisłą. I choć jest brutalna i wymagająca, wielu z nas równie chętnie kibicuje, jak i samemu próbuje w niej swoich sił. MMA jest po prostu modne, ale czy to dobrze, że garniemy się akurat do tego sportu?
Wieczorem w katowickim Spodku na przeciw siebie staną Marcin Najman i Robert Burneika. Ich walka uświetni drugą galę "MMA Attack". Będą gwiazdami wieczoru, choć właściwie żaden z nich nie jest zawodnikiem MMA z prawdziwego zdarzenia. Najman to były bokser bez większych sukcesów, o którym zrobiło się głośno dzięki romansowi z gwiazdką pop Sashą Strunin. I tym, że postanowił wykorzystać nową dyscyplinę, by "podskoczyć" naprawdę znanym sportowcom. Najpierw wyzwał najsilniejszego człowieka świata Mariusza Pudzianowskiego, który wyzwanie przyjął, bo w MMA również szuka pomysłu na emeryturę. Później za wszelką cenę chciał walczyć z - również emerytowanym - mistrzem kickboxingu i boksu Przemysławem Saletą. W obu przypadkach skończyło się to dla niego niemal tragicznie. - Najman obraził się, ale nie wiem o co mu chodzi. Nie zrozumiem go. Jak mówiłem mu, że kanapeczki będzie jadł, to się śmiał, a już przed kamerą był zły. Mi się wydaje, że Najman prywatnie i Najman w mediach to dwie różne osoby. Duża część tego, co robi, to show i działania pod publiczkę - powiedział Robert Burneika w wywiadzie dla portalu WP.pl. On następny trafił bowiem na listę wrogów Najmana. On, czyli "Hardcorowy Koksu". Żaden mistrz sztuk walki, tylko gwiazdor kulturystyki, który zasłynął na YouTube filmikami, na których radzi, jak dobrze "przypakować".
Groźni neofici
I choć w Polsce walczą jedni z najlepszych zawodników MMA na świecie, z Mamedem Khalidovem na czele, to więcej neofickich fanów tego sportu przyciągają ludzie tacy, jak Najman, Pudzianowski, czy Burneika. Może nie walczą w najbardziej finezyjny sposób, używając zaledwie kilku podstawowych technik, może nie mają na koncie żadnych większych sukcesów na tym ringu, ale to oni robią wokół walki prawdziwą drakę. A im więcej kibiców zaczyna się skupiać wokół MMA, tym częściej można usłyszeć, że o to w tym sporcie właśnie chodzi, o drakę. Nic dziwnego, że Kuba Wojewódzki goszcząc w swoim programie Mameda Khalidova pytał go, czy MMA różni się czymś od bójki pod sklepem, bo przecież tak na pierwszy rzut oka wygląda. Pytanie było ironiczne i tylko ironicznie Khalidov mógł powiedzieć, że to się jednak czymś różni. Bo z pewnością zdaje sobie sprawę, że dla wielu nowych fanów dyscypliny, której jest absolutną gwiazdą, jego autograf znaczy o wiele mniej, niż te zdobyte dzisiaj od "El Testosterona" Najmana, czy "Hardcorowego Koksa". Wokół dyscypliny, będącej swego rodzaju królową sportów walki zaczyna się bowiem rodzić atmosfera, której organizator żadnej poważnej walki nie powinien sobie życzyć.
Jakiś czas temu gala MMA zorganizowana w Rzeszowie zakończyła się walką, do której sędziowania konieczna była policja. Podczas, gdy zawodowcy walczyli na ringu, na trybunach starcie w tej samej konwencji rozpoczęli kibice. A dokładnie mówiąc kibole. Jak się okazało, było to starcie drużynowe miedzy pseudokibicami Górnika Zabrze i GKS Katowice, a miejscową publicznością wspierającą Stal Rzeszów. Ślązacy postanowili wziąć odwet za to, że zawodnik któremu kibicowali przegrywał walkę. Kilkudziesięciu amatorów wzięło więc sprawy w swoje pięści, kolana i główki. Prowadzący walkę próbowali przekonać ich, że nawet jeśli zwyciężą poza ringiem, to i tak ich faworyt nie zostanie ogłoszony zwycięzcą. Oni jednak woleli pokazać, że sami są być może od niego skuteczniejsi. W stosunku do MMA zachowując się więc podobnie, jak wobec piłki nożnej, czyli mając w głębokim poważaniu to, jaki jest wynik zawodów. Jak na stadionie, urządzili własne.
MMA w Rzeszowie
Zobacz, jak galę opanowali kibole
Nic zatem dziwnego w tym, że z założenia, iż stadionowej burdy od MMA praktycznie nic nie odróżnia wyszła poznańska adwokat Marta Olejarnik, która reprezentuje tamtejszych osławionych chuliganów związanych z Lechem Poznań. - Mam także poważne wątpliwości, czy ustawki można traktować jako przestępstwo. Bo czym bójka w lesie różni się od legalnych walk MMA? Właściwie niczym, poza tym, że MMA towarzyszy oprawa medialna i znani ludzie na widowni - stwierdziła w rozmowie z "Głosem Wielkopolski". W ten sposób kwalifikując do zawodników doskonalących się w mieszanych sztukach walki w klubach i pod okiem trenera, których jest w Polsce kilkadziesiąt tysięcy, setki tysięcy pseudokibiców, którzy przynoszą ze sobą na ustawki kastety, łomy, a nawet maczety. Niestety prawda jest jednak taka, że powoli to pozbawieni wszelkich zasad kibole zaczynają zagarniać ten sport dla siebie. Jak słusznie zwróciła uwagę pani mecenas, na galach MMA jest mnóstwo telewizji (dziś walki pokazuje nie tylko Polsat, ale też Eurosport, Orange Sport, czy Canal+), a na widowni zasiadają osoby znane z pierwszych stron gazet. Tak jest jednak głównie na najlepszych walkach organizowanych pod egidą KSW, dla której walczą najlepsi polscy zawodnicy - Krzysztof Kułak, Jan Błachowicz, czy Mamed Khalidov.
Chcesz trenować? Kibole czekają z otwartymi ramionami
Ale MMA bierze szturmem Polskę lokalną. I na galach organizowanych przez mniej profesjonalne federacje w Rzeszowie, Toruniu, a nawet w Jaśle, czy Stargardzie, w pierwszych rzędach nie ma znanych aktorów, muzyków i prezenterów. Za to gdzieś w dalszych rzędach siedzi mnóstwo chłopaków zapatrzonych w walczących na ringu zawodników, którzy chcieliby pójść w ich ślady. A obok nich ci, którzy chętnie im pomogą żyć walką. Tylko, że zamiast kariery sportowej mogą zagwarantować tylko więzienną sławę. Rekrutujący nowe głowy kibole przenoszą się bowiem teraz z siłowni do klubów, gdzie młodzi chcą doskonalić się w tej wymagającej niesamowitego hartu ducha i warunków fizycznych dyscyplinie.
Wmawiając im, że ustawki to też MMA. Że to świetne miejsce, by się sprawdzić, dzięki któremu można wyjść z umiejętnościami poza duszne mury klubu. Z zagrożenia dla dobra sportu, jakie niesie za sobą nieprzemyślana fascynacja świetnie zdają sobie sprawę jego prawdziwi pasjonaci. - Nie wiem, czy w lesie można odklepać, czy zawodnicy oddają sobie szacunek, czy po walce od razu ogląda ich lekarz, czy sędzia przerywa, jak zadownik jest na skraju knockoutu. Może jestem po prostu uprzedzony i idę stereotypami, ale wydaje mi się, że jednak nie - komentuje jeden z użytkowników społeczności fanów z mmarocks.pl. - Ci goście nie są profesjonalistami. Normalnie pracują. Nie poświęcaj wystarczająco dużo czasu na przygotowanie. Poza tym wystarczy, że ktoś dostanie, kogoś poniesie i jest kaleką. Nie ma osoby która przerwie walkę - pisze inny, wyliczając różnice między sportem, a zwykłą przemocą.
Złe wzory
I jeszcze kilka lat temu takie opinie w środowisku związanym z mieszanymi sztukami walki były standardem. Wtedy walki przyciągały jednak kilka, może kilkanaście tysięcy kibiców. - Nazwisko Pudzianowskiego zadziałało na fanów jak magnes - mówił naTemat redaktor portalu mmarocks.pl Wojsław Rysiewski, gdy przed dwoma tygodniami pytaliśmy go o fenomen tej dyscypliny. Fenomen, który dzisiaj przyciąga przed telewizory nawet 6 milionów Polaków. Niestety wydaje się, że największe magnesy tej dyscypliny wcale nie muszą działać na jej korzyść. Dzięki walkom takich ludzi, jak Marcin Najman wokół MMA jest bowiem nie tylko więcej pieniędzy, ale też więcej problemów. MMA to zasady i szacunek - mówią prawdziwi fani. Tymczasem na ważeniu przed walką Najmana z Burneiką, celebryta nawet nie potrafił odpowiedzieć na wyciągnięta w geście sportowego szacunku dłoń. Człowiek, którego walki przyciągają tylu Polaków nie umiał go okazać i wówczas, gdy przegrał z Przemysławem Saletą, łamiąc sobie piszczel po nieostrożnym uderzeniu w klatkę. - Nie ma czego gratulować frajerzynie Salecie. On latał po ringu jak małpa. Wyglądał po walce, jakby łeb z ula wyciągnął - mówił o starym mistrzu.
Kiepski to wzór dla młodzieży, ale i tak nie najgorszy. Bo MMA na całym świecie ma ostatnio problemy spowodowane tym, że w ten świat obok wielu prawdziwych dżentelmenów wchodzą również szaleńcy i przestępcy. Często sięgając niestety po najwyższe laury. W ciągu ostatniego roku wizerunek MMA mocno nadszarpnęły dwa skandale z udziałem niekwestionowanych gwiazd. W marcu wyrok za pobicie kobiety podczas zabawy w Las Vegas usłyszał jeden z najlepszych zawodników świata Holender Alistair Overeem. Ważący 120 kg i mierzący 196 cm mężczyzna uderzył kobietę w twarz. Latem ubiegłego roku w szale zazdrości o swoją partnerkę wielokrotny mistrz Rosji Rasul Mirzajew, gołymi rękami zabił natomiast 19-latka. W obu przypadkach na forach internetowych zawrzało i to nie tylko od oburzenia. Wielu fanów bezkrytycznie broniło swoich idoli podkreślając, że ten kto staje na drodze zawodnikowi MMA, sam prosi się o kłopoty.
Mam także poważne wątpliwości, czy ustawki można traktować jako przestępstwo. Bo czym bójka w lesie różni się od legalnych walk MMA? Właściwie niczym, poza tym, że MMA towarzyszy oprawa medialna i znani ludzie na widowni.
Puczi
forum mmarocks.pl
Nie wiem, czy w lesie można odklepać, czy zawodnicy oddają sobie szacunek, czy po walce od razu ogląda ich lekarz, czy sędzia przerywa, jak zadownik jest na skraju knockoutu. Może jestem po prostu uprzedzony i idę stereotypami, ale wydaje mi się, że jednak nie.
Marcin Najman
o przeciwniku
Nie ma czego gratulować frajerzynie Salecie. On latał po ringu jak małpa. Wyglądał po walce, jakby łeb z ula wyciągnął.