10 listopada będą na ustach (i oczach) całej Polski. Ich wyczyn na żywo pokaże jedna z ogólnopolskich stacji telewizyjnych. Piątka śmiałków: piloci Darek Brzozowski, Włodek Klósek oraz skoczkowie Arek Majewski, Tomek Kozłowski i Tomek Witkowski wzniosą się na wysokość 12 tys. metrów w balonie, z którego wyskoczy trójka z nich. A to tylko wstęp do kolejnego projektu – skoku z 22 km! O latach przygotowań, uczuciu spadania i zagrożeniach, które czekają na wysokości 12 km, rozmawiamy z jednym z nich.
Kto o zdrowych zmysłach skacze z wysokości 12 tys. metrów?
Tomasz Kozłowski: (śmiech) Z psychologicznego punktu widzenia są to osoby, które potrzebują zmiany i mają inne zapotrzebowanie na psychostymulacje. Poziom adrenaliny, którego my potrzebujemy jest znacznie wyższy niż u osób, które nie są zaangażowane w sporty ekstremalne.
Skok, który planujecie, jest w zasięgu przeciętnego Kowalskiego?
Moim zdaniem każdy może skoczyć z tej wysokości. To jest kwestia determinacji, która jest potrzebna do przygotowania tego skoku. Bo największym problemem jest organizacja, zdobycie sponsora, przeanalizowanie wszystkich trudności technicznych, zdobycie odpowiedniego sprzętu oraz czas, który inwestujemy w całość przygotowania. To jest projekt, który w naszym przypadku trwa od dwóch lat, a takie ostre przygotowania od roku.
Misja Polska Stratosfera
Pięcioosobowa ekipa 8 listopada podejmie się pobicia trzech rekordów: rekord Polski w wysokości lotu balonem na ogrzane powietrze, rekord Europy w wysokości opuszczenia statku powietrznego formacją trzyosobową oraz rekord Europy w odległości swobodnego spadania formacją trzyosobową. Największy w Polsce balon na ogrzane powietrze wzniesie się na pułap około 12 000 metrów i z tej wysokości wyskoczą skoczkowie tworząc trzyosobową formację. Jeśli warunki pogodowe nie pozwolą, by misja odbyła się w zaplanowanym terminie, rekordowy skok zostanie przełożony
Kiedy narodził się pomysł?
25 lat temu w głowie Tomka Witkowskiego, który jest inicjatorem tego przedsięwzięcia. Wtedy nie było nawet szansy, żeby zdobyć pieniądze i sponsorów. Teraz, kiedy świat pokazał, że można to zrobić, to my na swoją skalę też to chcemy uczynić. Udało się nam namówić Termo Organikę, która chętnie wspiera oryginalne projekty.
Tomek ze swoją wizją zaprosił do tego swojego kolegę i mnie. Każdy z nas coś do tego projektu wnosi. Jesteśmy takim typowym zespołem projektowym. Byłem w stanie zorganizować pieniądze, kolega dołożył swoje doświadczenie w skokach, bo ma je największe z nas, ale też bardzo dobrze zna się na sprzęcie. Dla mnie to jest cenne doświadczenie zawodowe, bo zajmuję się dynamiką procesów grupowych w zespołach i mogę z bliska to obserwować. To bardzo ciekawe przedsięwzięcie techniczne, sportowe i z typowo ludzkiego punktu widzenia.
Ile skoków macie za sobą?
Arek Majewski ma 2 tys., Tomek Witkowski ok. 1,6 tys, a ja ok. 1,2 tys. A w tym składzie oddaliśmy ok. setki, ale również mamy wiele innych skoków. Tomek i Arek są tandem pilotami i skaczą z ludźmi, a ja to filmuję. Para tandemowa i kamerzysta muszą ze sobą ściśle współpracować, aby wciągu tych 50 sekund spadania zrealizować fajny skok dla pasażera, który z nami leci.
Jak wyglądały wasze przygotowania?
Zaczynaliśmy od zwykłych skoków dla zabawy. Skok w w trzyosobowej formacji nie jest czymś trudnym. Nie planowaliśmy, aby spadać razem, ale chcieliśmy pobawić się w ganianego, ponieważ podstawową trudnością w tej formacji jest sterowanie ciałem.
Następne etapy to treningi w kolejnych warstwach kombinezonów, bo łącznie mamy ich cztery. Kiedy zaczęliśmy skakać już w kompletnym stroju, zaczęliśmy dokładać kolejne elementy: większy spadochron od standardowego, butla z tlenem, która waży 10 kg, kask, który jest bardzo niewygodny, cały system grzewczy, kabli i akumulatorów. To wszystko nałożone na siebie daje 30-40 kg sprzętu więcej. Dla nas skoczków najtrudniejszy moment to kwestia wznoszenia. Kiedy wyskoczymy z kosza, to już jesteśmy w domu, bo czujemy się bezpiecznie w tych warunkach.
Jakie testy musieliście przejść?
Przechodziliśmy badania lekarskie i testy w komorze niskich ciśnień. Parę miesięcy temu byliśmy na testach w komorze, gdzie odtworzono warunki, jakie panują przy wznoszeniu się do 12 km. Przedwczoraj skoczyliśmy z 8 km z samolotu. Wszystko poszło pomyślnie. Wczoraj rano weszliśmy do komory ciśnień i odwzorowaliśmy skok z 12 km. Na wysokości 11 km zaczęły mnie bardzo boleć kolana i zgłosiłem to lekarzowi. On podjął decyzję o przerwaniu testów. Stwierdził, że ból był wynikiem tego, że poprzedniego dnia byliśmy na dużej wysokości. Każdy z nas przy tak wysokim skoku może mieć takie dolegliwości i będzie zmuszony opuścić kosz wcześniej.
Dla mnie było to niezwykle ważne, bo lekarz stwierdził, że jeśli jakikolwiek staw zacznie mnie boleć, to jednym wyjściem jest zmiana ciśnienia. A to oznacza jak najszybszy skok. W moim przypadku nie jest to problem, ponieważ nie jestem nastawiony na rekord, a na sam udział w misji. Moim podstawowym celem i motywacją do udziału w projekcie jest badanie granicy lęku, ponieważ zajmuję się tym zawodowo np. lękiem przed zmianami. Więc jeśli dostanę się na wysokość 8-9 km to będę sportowo usatysfakcjonowany.
Jaki macie plan B, C i D?
Mamy określony cały system procedur. Na godzinę przed wejściem do kosza będziemy musieli wypłukać azot z krwi przez wdychanie tlenu. Potem wchodzimy do kosza i wnosimy się przez ok. 2 godziny. Pierwsze procedury są do wysokości 8 tys. m., ponieważ wyżej wchodzimy w strefę niebezpieczną. Od tej wysokości znacznie częściej sprawdzamy poziom tlenu w butlach głównych w koszu, i w drugiej podłączonej do spadochronu i naszej maski. Będziemy sprawdzać czy nie spada zawartość tlenu, bo jeśli tak będzie, musimy natychmiast skakać.
Co będziecie robić w czasie wznoszenia?
Im będziemy wyżej tym wolniej będziemy się wznosić. Przebywanie w tej strefie niebezpiecznej powyżej 8 km zajmie nam połowę czasu. Przede wszystkim będziemy monitorować stan tlenu w butlach głównych oraz osobistych. Każda nagła zmiana w tych systemach będzie skutkować dla nas skokiem, a dla pilotów rozpoczęciem zniżania
Co się będzie działo już po opuszczeniu balonu?
Najpierw lecimy swobodnie przez 2,5-3 minuty, a potem podchodzimy do sekwencyjnego otwarcia - tzn. każdy z nas otworzy się na innej wysokości. My musimy lądować w szyku, żeby jedna osoba została obarczona odpowiedzialnością znalezienia najlepszego miejsca do lądowania. Przyjęliśmy, że będzie to Arek Majewski, bo jest najbardziej doświadczony. Na wysokości 1700 m dam znać kolegom, że zbliża się moment otwarcia i oni się ode mnie odłączą. Na 1500 m rozpocznę proces otwarcia spadochronu, co znaczy, że na 1200-1300 m będę miał już otwarty. Koledzy, odpowiednio 200 i 400 metrów niżej. Dzięki temu spokojnie jeden za drugim będziemy mogli wylądować. To da nam ok. 45 sekund różnicy w lądowaniu.
Jakie warunki panują na wysokości 12 tys. m?
Z wyliczeń wynika, że będzie tam minus 56 stopni. Będziemy w koszu pod system palników, które nas podgrzeją i dlatego będziemy odczuwać temperaturę ok. minus 20-30 st. Po wyjściu z kosza będzie naprawdę bardzo zimno. Wraz z utratą wysokości temperatura wzrasta. Adrenalina też nas dobrze nagrzeje.
Jaka prędkość osiągnięcie?
Jeżeli dotrzemy na 11-12 km, to w pierwszej fazie spadania osiągniemy prędkość 300-350 km/h. Po przekroczeniu granicy 7 tys. m, możemy dojść do tzw. prędkości granicznej czyli stałej prędkość ok. 200 km/h.
Co widać z takiej wysokości?
My nie zobaczymy tego, co Baumgartner czy wiceszef Google. Nie zobaczymy krzywizny Ziemi czy kosmosu. To będzie widok jak z rejsowego samolotu. Zobaczymy Google Maps (śmiech).
Były wątpliwości w czasie przygotowań?
Są cały czas. Kiedy w czasie przygotowań pojawią się trudności, niedociągnięcia i coś jest do poprawki, modyfikujemy kombinezony czy sprzęt. Nikt z ekipy Polskiej Stratosfery nie deklarował zaniechania udziału w projekcie. Tomek przygotowuje się do tego od 25 lat, kiedy zaczął skakać. Arek jest doświadczonym skoczkiem i twardym człowiekiem. Ja zastanawiam się nad tym dlaczego to robię i sam odpowiedzi nie potrafię znaleźć. To chyba chęć zrobienia czegoś nietypowego, sprawdzenia swoich własnych możliwości i podjęcia decyzji, kiedy się człowiek do tych granic zbliży. W moim przypadku tak było wczoraj, kiedy stwierdziłem, że wcale nie musi to być tak, że osiągnę te 12 km. Być może dotrę do granic swoich możliwości i będę musiał przyznać, że to jest mój sufit i wrócę na ziemię.
Treningi niosły za sobą koszty prywatne? Praca, rodzina?
Nasze rodziny są przyzwyczajone do tego, że skaczemy. Jeśli zna się ten sport, to wie się, że jest on bezpieczny. Najbardziej ryzykownym momentem jest dojazd samochodem na lotnisko i powrót do domu.
Oczywiście odbywa się to kosztem pracy zawodowej, bo szczególnie w ostatnich miesiącach pochłaniają nas przygotowania, które zależą w dużym stopniu od pogody. Musimy się absolutnie dostosować do przepisów panujących w tym sporcie i nie możemy np. zaplanować sobie, że lecimy w środę na 7 tys. metrów, bo jeżeli jest inna podstawa chmur albo jest silny wiatr czy opady, to nie możemy polecieć.
Spadnie to najlepsze uczucie?
Jedno z najlepszych, bo rzeczywiście to jest największy plac zabaw. I po czterdziestce wchodzi się w drugą fazę dzieciństwa, tylko zabawki stają się inne, bo droższe.
Jaki jest rekord Polski w takim skoku?
To jest trudne zagadnienie, bo jest dużo instytucji, które je nadają. Wiem, że był skok wykonany na przełomie lat 50-60 tych z samolotu z wysokości 12 tys. m. Nie został jednak uznany, bo nie był wcześniej zgłoszony. W naszym przypadku wszystko będzie monitorowane i rejestrowane, żeby później przedstawić sędziom.
Zamierzacie pobić trzy rekordy. Udaje się i co dalej?
Założenie jest takie, że ten skok jest wstępem do skoku z 22 km. To pomysł Tomka, który chce go zrealizować w następnych latach. Nasz najbliższy skok pokaże nam jak te temperatury wpływają na sprzęt. Na świecie został wykonany lot na wysokość 21 km balonem na ogrzane powietrze, ale skoczek był w specjalnej kapsule, więc nie miał on trudności jakie stoją przed nami,czyli ciśnienie i temperatura.
Człowiek jest w stanie skoczyć z każdej wysokości?
Rekord wynosi 41 km, który ustanowiono kilkanaście dni temu. Co ciekawe, skoczek został podczepiony pod balon i się po prostu z niego odpiął. Sam jestem ciekaw, co jeszcze ludzie wymyślą, ale wydaje mi się, że można skoczyć z jeszcze większej wysokości.
Przepisy, które są na świecie i w Polsce, mówią o tym, że musi zostać otwarty nie niżej niż 700 metrów. Rozpoczęcie tego procesu zaczyna się na wysokości 1000 metrów. Daje to możliwość, aby w razie problemów otworzyć drugi spadochron. Wysokość decyzji to 500 metrów, to znaczy, że na tej wysokości należy przestać się zastanawiać. Jeśli czasza spadochronu nie otwiera się, to trzeba się od niej odpiąć. Mamy akustyczne wysokościomierze, której na tej wysokości włączają taki alarm, że głowa pęka. Czasza troszeczkę spowalnia, ale spada się z prędkością 50 metrów na sekundę, więc ma się niewiele czasu. Z drugiej strony chodzi o wykonanie jednego ruchu, czyli pociągnięcie uchwytu, który odpina czaszę główną i czasami jest tak, że nie zdąży się złapać za uchwyt spadochronu zapasowego, bo otwiera się on automatycznie