Scenariusz jest najczęściej ten sam. Idziemy do sklepu i skuszeni atrakcyjną ceną danego produktu, kupujemy go bez większego zastanowienia. Czar pryska dopiero wtedy, gdy dowiadujemy, ile naprawdę kosztuje używanie nowego gadżetu, co niekiedy potrafi zwalić z nóg.
Jednym z najczęstszych kryteriów decydujących o naszych zakupach jest cena. I to właśnie ona wpędza nas często w pułapkę, oczywiście na własne życzenie. Producenci doskonale wiedzą, że zachwyceni nowym produktem nie zastanawiamy się, ile naprawdę będzie nas kosztowało korzystanie z niego. Ich prawdziwy zarobek jest bardzo często ukryty właśnie w drogich materiałach eksploatacyjnych, bez których nie da się korzystać z inwestycji. Proste? Aż za bardzo.
Jak to działa?
Przykładem mogą być choćby konsole do gier. Autor bloga "Towar niezgodny z umową" Piotr Miączyński zauważa, że sprzedaje się je w dość atrakcyjnych cenach. Drogie natomiast są już gry i to dzięki nim firma naprawdę zarabia. – Podobnie jest choćby z maszynkami do golenia. Być może powinny kosztować więcej, ale cena jest ukryta dopiero w koniecznych do konserwacji płynach – wymienia dziennikarz "Gazety Wyborczej". Dwa opakowania płynu jednej z wiodących marek kosztują 99 zł. Jeden z nich wystarcza na zaledwie kilka tygodni.
Niemal sztandarowym przykładem są filtrujące dzbanki na wodę, których koszt zakupu wynosi kilkadziesiąt złotych i w cenę wliczone są dwa filtry. Cena wydaje się dość atrakcyjna, przy czym okazuje się, że trzeba je dość często wymieniać, co generuje koszty rzędu kilkudziesięciu złotych miesięcznie.
Kolejnym produktem, który na długo wiąże użytkownika z producentem, jest szczoteczka elektryczna. – Mają one głowice, które są dość drogie, bo kosztują 20-30 zł. Tu znów mamy ukryty koszt, dzięki któremu szczoteczka może kosztować na promocji 120 zł, a mniej więcej raz na półtora miesiąca będzie pan musiał taką głowicę wymieniać – mówi Piotr Miączyński. I o ile bardzo często dostępne są tańsze zamienniki wykonane przez innych producentów, ich jakość bywa niezadowalająca.
Dobrze znanym wszystkim przypadkiem wyciągania pieniędzy od klientów jest sprzedawanie tanich drukarek, które wyposażone są niekiedy nawet w 5 rodzajów tuszy, które trzeba regularnie uzupełniać. Podobnie jest z workami do odkurzaczy i wieloma, wieloma innymi rzeczami. A skoro już raz zapłaciliśmy, to korzystamy, mimo że artykuły eksploatacyjne bywają zadziwiająco drogie.
Robią nas w konia?
Ci, którzy nie zorientowali się w porę, że koszt zakupu to dopiero początek, czują się nieraz pokrzywdzeni. Prawda jest jednak taka, że firmy chcą zarabiać pieniądze, a to po naszej stronie leży kalkulacja, ile wyniesie nas utrzymywanie danego produktu. – Nie możemy zwalać wszystkiego na producenta. Łatwo powiedzieć, że ktoś nas robi w konia. Ale to nie zwalnia nas z obowiązku myślenia – mówi autor bloga "Towar niezgodny z umową".
Michał Herde, prawnik Federacji Konsumentów podkreśla, że sprzedawca powinien poinformować nas, jakie cechy posiada kupowany przez nas przedmiot, jak również czy będą potrzebne materiały eksploatacyjne, żeby z tego towaru korzystać. – Klient musi się samodzielnie zorientować, ile wynoszą ceny części zamiennych – mówi ekspert.
Mechanizm stosowany przez firmy jest całkowicie dopuszczalny. – Może nam się to nie podobać, ale jako praktyka i postępowanie nie jest to sprzeczne z prawem – mówi Michał Herde, który dodaje że obowiązkiem konsumenta jest uzyskania dokładnych informacji o zakupie. – Nikt po dojściu do kasy nie będzie nam dokładnie wyjaśniał, czym dany towar jest – dodaje.
Katarzyna Słupek, ekspert Europejskiego Centrum Konsumenckiego wyjaśnia, że przedsiębiorca ma obowiązek podania wszelkich niezbędnych informacji, które dotyczą samego produktu i sposobu jego funkcjonowania. Jeżeli prawidłowe działanie produktu wymaga zakupu części wymiennych, taka informacja powinna się znaleźć na opakowaniu np. rodzaj worka w odkurzaczu jest jednorazowy. – Konsument jednak nie musi otrzymać informacji, jaki jest koszt worka – zaznacza.
Pozostaje nam zatem liczyć, że dbający o swoje dobre imię producenci nie będą łapać nas na tego typu wędki, albo wziąć sobie do serca powiedzenie, że oszczędny płaci dwa razy. Lub więcej.
Napisał do mnie czytelnik, który kupił samochód popularnej marki. Kosztował kilkadziesiąt tysięcy złotych, a salon zarobił na nim zaledwie 500 zł. Jak salon będzie zarabiał? Ten człowiek będzie serwisował samochód, aby dotrzymać warunków gwarancji i to przez kilka lat. W ten sposób odrobią to, czego nie zarobią sprzedając samo auto. Jest to bardzo częsta praktyka.
Piotr Miączyński
Jest pewna kategoria osób, która zobaczy, że musi kupować filtry co jakiś czas i dodatkowo w nie inwestować i zrezygnuje z zakupu. Ale duża część konsumentów będzie regularnie podwyższała zarobek producenta na tym produkcie.
Dziennikarz
Katarzyna Słupek
Ekspert Europejskiego Centrum Konsumenckiego
Pamiętać bowiem należy, że przeciętny konsument to konsument nie tylko dobrze poinformowany, ale też ostrożny i uważny. Brak informacji o cenie dodatkowego towaru, który jest niezbędny do eksploatacji naszego produktu jest więc raczej elementem polityki handlowej danej firmy. Firmy, która ryzykuje, że klient już jej więcej nie zaufa. Tylko w skrajnych wypadkach moglibyśmy mówić o stosowaniu nieuczciwych praktyk rynkowych.