Giselle Bundchen
Giselle Bundchen Fot. Baz Luhrmann dla Chanel

Wydawałoby się, że najsłynniejsze perfumy wszech czasów, Chanel N 5 reklamy nie potrzebują...Ale ta kampania powstawała jak prawdziwy film. Podziwiamy jej kulisy i przepiękną brazylijską modelkę Giselle Bundchen w zupełnie nowej roli.

REKLAMA
Prosta historia?
Powstanie zapachu, który stał się znakiem rozpoznawczym milionów kobiet na całym świecie jest niezwykłe w swojej prostocie. Gabrielle Chanel na pytanie kompozytora zapachów, Jacquesa Polge'a, o to, które perfumy stworzone przez niego w laboratorium podobają jej się najbardziej - wskazała na te oznaczone numerem pięć.
logo
Chanel N 5 Fot. Materiały prasowe
Kreatorka mody postanowiła pozostać przy tej prostej nazwie, wybrała minimalistyczny kryształowy flakon i kompozycję złożoną z aldehydów (syntetycznych odpowiedników nut kwiatowych). I w tej prostocie właśnie tkwi ich niepowtarzalność i ponadczasowość. To, że nie starzeją się (choć do dziś powstało już kilka wersji zapachu, a flakon kilkakrotnie "odświeżono") i dla niektórych nie ma innych perfum niż N 5.
Większość z nas tę historię słyszała już wielokrotnie. Podobnie jak widziała dziesiątki razy reklamy tych perfum z najpiękniejszymi kobietami świata (chociażby Marilyn Monroe, która do snu nosiła tylko perły i kroplę N 5 - lepszej rekomendacji nie trzeba!), które były twarzami "piątki". Do dziś są one ikonami stylu (jak chociażby Catherine Deneuve czy Nicole Kidman).
I kiedy dowiedziałam się, że tym razem do tak zacnego grona posągowych wręcz piękności, ma dołączyć Giselle Bundchen, byłam zaskoczona. Modelka - surferka i joginka, z rozwianymi włosami - falami rozjaśnionymi od słońca, opalenizną i najlepszym ciałem na świecie, do tej pory kojarzyła mi się z kampaniami strojów kąpielowych. Ale dziś Giselle Bundchen wypiękniała (spójrzcie na te zdjęcia!) i rzeczywiście wygląda jak nowoczesne ucieleśnienie kobiecości. Choć powierzając jej tę rolę nie da się ukryć, że marka pragnie odmłodzić trochę wizerunek Chanel N 5, które do tej pory kojarzyły się z bardziej dojrzałymi kobietami.
logo
Giselle Bundchen Fot. Baz Luhrmann
logo
Giselle Bundchen Fot. Baz Luhrmann
Giselle ma naturę sportsmenki, nie ma ponętnych kształtów Marilyn czy idealnych, szlachetnych rysów twarzy Catherine Deneuve. Na filmie reklamowym natomiast wygląda tak, że można się w niej zakochać. Bo ciężko oderwać od jej twarzy i ciała wzrok. Hipnotyzuje.
Diabeł tkwi w szczegółach
Historia rozgrywa się najpierw w okolicach Nowego Jorku, na wybrzeżu, kiedy Giselle wybiera się na poranny surfing. Do tej sceny nie trzeba było brać dublerki, bo sama modelka surfuje od lat i reżyser Baz Luhrmann postanowił jej umiejętności wykorzystać. Deska z podwójnym C (najbardziej kultowym logo świata) i strój surferski, zostały specjalnie zaprojektowane przez Karla Lagerfelda i podejrzewam, że nie jedna fashionistka dałaby się za te gadżety pokroić. Nawet jeśli z surfingiem ma niewiele wspólnego! Nie mniej, moją uwagę przykuwa bardziej niż logo czy piękne stylowe ciuchy, ciało głównej bohaterki. Takie uda i pośladki to marzenie! Pewnie to zasługa zdrowej diety, uprawiania surfingu i ćwiczenia jogi (no i niestety, dobrych genów) - Giselle uwielbia obie aktywności, co widać na załączonym obrazku.
Modelka jest zamyślona, pływa tak, jakby medytowała. Uśmiecham się, kiedy widzę, że reżyser zadbał nawet o to, aby fale układały się w logo marki...I żeby było śmieszniej, dla tych fal ekipa filmowa odbyła podróż aż na Filipiny (tylko tam układają się one w kształt litery C, a komputerowo nałożono jej pionowe odbicie). Przesada? Moim zdaniem tak, choć trzeba przyznać, że zdjęcia są naprawdę dobre.
logo
Szczęśliwe spotkanie kochanków Fot. Baz Luhrmann
Bohaterka filmu jest już starsza niż poprzednia twarz piątki - Nicole Kidman, która stawiała tylko na karierę (od tamtej reklamy minęło już 10 lat!). Giselle robi karierę (uwielbiam scenę, kiedy pozuje w mini z piór i tenisówkach z burzą loków!), ale ma też dom, dziecko. I związek, który - z tego co widzimy - przeżywa kryzys.
logo
Giselle Bundchen Fot. Baz Luhrmann
Ale jak to w bajkach bywa, wszystko dobrze i pięknie się kończy. Przy przejmujących dźwiękach muzyki (to utwór z "The One That I Want" z "Grease", w zupełnie nowej aranżacji) i zdjęciach, na których kochankowie się spotykają.
Słowem, piękna, romantyczna historia, w pięknej oprawie (biżuteria, którą ma na sobie modelka została wykonana z setek prawdziwych brylantów, a suknie zaprojektowano specjalnie dla niej). Można ją oglądać w kółko. I marzyć. Każde z nas pewnie o czymś innym: o takim partnerze/rce / nogach /pośladkach / domu / diamentach / karierze - niepotrzebne skreślić.
Ciekawe czy reklama z Giselle będzie równie kultowa jak te z jej poprzedniczkami? I czy trafi do młodszego pokolenia?
Chcesz więcej stylu? Znajdź nas na facebooku.!