Praca na popołudniowych i nocnych zmianach - zdaniem naukowców - źle wpływa na nasze zdrowie.
Praca na popołudniowych i nocnych zmianach - zdaniem naukowców - źle wpływa na nasze zdrowie. Fot. Adam Middleton / www.shutterstock.pl

Naukowcy po raz kolejny alarmują: stres pracowniczy jest zabójczy, a praca zmianowa powoduje uszkodzenia pamięci i zdolności umysłowych ludzi. Ponoć może nawet powodować raka. A pracownicy ripostują: – Nam się to podoba!

REKLAMA
Tym razem awanturę o pracownicze zdrowie wszczęli Francuzi. Ich badania przeprowadzone na grupie 3 tys. osób opublikowano na łamach „Occupational and Environmental Medicine”. Problem dotyczy przede wszystkim pracy zmianowej.
– Praca w nieregularnych godzinach może być przyczyną długotrwałego uszkodzenia pamięci i zdolności umysłowych ludzi – czytamy w piśmie.
Praca na zmiany jak „jet lag”
Najkrócej mówiąc, chodzi o to, że brak stałych godzin pracy burzy harmonię naszego organizmu w sposób, który naukowcy porównują do zespołu nagłej zmiany strefy czasowej, czyli popularnego „jet lagu”. Wielokrotne podróże między poszczególnymi strefami czasowymi powodują nadmierną produkcję hormonów stresu. A to z kolei – według naukowców – ma zwiększać ryzyko wystąpienia zawału czy zachorowania na raka. Tak samo mają wyglądać skutki nieregularnych godzin pracy.
Badacze odnaleźli też związek między zmiennymi godzinami pracy a słabnącymi funkcjami mózgu. Dotyczy to zwłaszcza osób pracujących na trzy zmiany – poranną, popołudniową i nocną. Roczny poziom umysłowych strat jest ponoć porównywalny do tych, które w naturalny sposób zaszłyby w mózgach tych ludzi w ciągu siedmiu lat.
O co ta awantura?
– Bzdura – mówi 26-letni Franciszek. – Pracuję jako social media manager i co tydzień mam inny grafik. W redakcji obowiązują dyżury 5.00-13:00, 12:00-18:00 i 17:00-24:00. Osobiście najbardziej lubię pracować w nocy, bo wtedy dzień mogę przeznaczyć na przyjemności, ale czasem fajnie też przyjść rano. Wtedy wieczór mogę spędzić z przyjaciółmi.

Nie czuje się źle, nie mam depresji, w ogóle nie wiem o co ta awantura – mówi Marysia. Ma 31 lat i jest baristką. W systemie zmianowym pracuje od trzech lat.

– Na pewno są ludzie, którzy lubią regularne godziny pracy – dodaje nasza rozmówczyni. – Najlepiej te 8:00-16:00. To widać po tłoku, jaki wtedy panuje na drogach. Mnie to nudziło. Teraz jest tak, ze czasem wstaję o 5:00 nad ranem, żeby na 6.30 zdążyć do pracy. Ale wtedy kończę o 14:00 i mam całe popołudnie i wieczór dla siebie. Z kolei nocne zmiany mają to do siebie, że jest dużo weselej.
Nieco inaczej wygląda sytuacja w przypadku osób mających rodziny. – Lubię swoją pracę ze wszystkim jej wadami i zaletami, ale kiedy pracuję na popołudniowej zmianie trochę mi smutno, bo nie mam okazji zobaczyć się z córką – wyjaśnia 45-letnia Alicja, z zawodu informatyk. – W dzień mała jest w szkole, a gdy około północy wracam do domu, już śpi.
Psychologia mówi „nie”
Psychoterapeuci i psychologowie murem stoją jednak za naukowcami.
– Praca zmianowa dezorganizuje życie – mówi psychoterapeutka i trenerka, Izabela Kobierecka. Wszystko zależy jeszcze od tego w jakich godzinach pracujemy. Jeśli mamy dyżur np. na 18:00 to pół biedy. Wówczas mamy cały dzień na to, by pozałatwiać jakieś swoje sprawy, zrobić zakupy, iść do fryzjera. Z moich obserwacji wynika, że najgorsza jest zmiana np. od 13:00 do 21:00. Wtedy rano mamy za mało czasu, by coś załatwić, zaś wieczorem, gdy kończymy pracę, wszystkie instytucje są już zamknięte. To – zwłaszcza w przypadku osób mających rodziny – musi okazać się męczące.
A psycholog Piotr Mosak dodaje: – Ludzie pracujący na popołudniową czy wieczorną zmianę często mijają się z tzw. normalnym życiem, kiedy oni mają wolne, ich znajomi pracują. To musi prędzej czy później prowadzić do utraty radości życia i frustracji.