Okrzyknięto go najmłodszym polskim milionerem. Potem zarabiał na pisaniu i nauczaniu o tym, jak myślą milionerzy, by jego uczniowie też mogli nimi zostać. Tytułuje się rektorem uczelni przedsiębiorczości – a tak naprawdę ściga go komornik.
Ostatnio wizerunek Kamila Cebulskiego nadszarpuje prośba do warszawskich hotelarzy, by przenocowali, najlepiej za darmo, amerykańskiego senatora Davida Stockmana. Ten dyrektor biura zarządzania i budżetu z czasów Ronalda Reagana oraz twórca reform gospodarczych zrealizowanych za jego prezydentury, był gwiazdą wykładów uczelni Cebulskiego ASBiRO. Przedsiębrioca twierdzi, że napisał do 17 hoteli w sprawie rabatu na nocleg zacnego gościa. Potem miał pretensje, że odpisał mu tylko Radisson Blu. Czyżby milioner nie miał na opłacenie rachunku swojego prelegenta?
Poprosiłem Cebulskiego, by napisał kilka zdań o skali swoich obecnych przedsięwzięć. Nie odpisał. On sam twierdzi, że ze względu na uwarunkowania „kraju dziadów” musiał przeprowadzić się do Wielkiej Brytanii. Tam oferuje swoje usługi jako doradca w kwestii zakładania firm na Wyspach dla pracujących w Polsce - bo tak jest korzystniej jeśli chodzi o ZUS i podatki.
Zdaje się, że jest także inny, bardziej wstydliwy, powód emigracji. Firma Cebulskiego, Asbiro Sp zo.o., przynosi straty. W dodatku o niezapłacone rachunki na kwotę 3187 zł upomniała się firma kurierska UPS Polska. Ponieważ "milioner" uparcie nie płacił, w maju 2013 roku część jego udziałów w firmie przejął komornik Tomasz Wojciechowski. W konsekwencji Cebulski nie może np. sprzedać firmy, albo wypłacać sobie zysku.
Teraz już wiadomo, dlaczego jest tak obrażony na Polskę, że najnowsza książkę zatytułował „Biznes w kraju dziadów”. Dowodzi w niej, że nawet jeśli ktoś zarobi tu pieniądze, to i tak zeżrą je zachłanni urzędnicy, skarbówka i ZUS. Radzi jak prowadzić firmę, by komornik nie mógł dobrać się do osobistego majątku przedsiębiorcy. Przytacza też, wiele autentycznie pouczających przykładów przedsiębiorców, którzy zbankrutowali.
Rektor alternatywnej uczelni
To także przesłanie nieoficjalnej uczelni, której ogłosił się rektorem. ASBiRO to skrót od Alternatywna Szkoła Biznesu i Rozwoju Osobowości. Alternatywna, bo jej wykładowcy nie mówią, że sukces polega na przebojowości, szczęściu, odwadze i odrobinie kapitału. Podkreślają codzienny trud i wysiłki przedsiębiorców – jak są obgadywani i okradani przez pracowników, wysysani przez hydrę władzy.
ASBiRO jest tak ekskluzywne, że semestr nauki kosztuje 12 tys. zł (to stawka porównywalna z kosztem studiów MBA w Polsce), ale i tak wszystkie miejsca w tym roku są już ponoć zajęte. Z danych w Krajowym Rejestrze Sądowym wynika, że uczelnia już w 2010 roku przynosiła straty. W 2011 przy ponad 200 tys. zł przychodów miała 16 tys. zł na minusie. W kolejnych latach Cebulski nie składał już w sądzie sprawozdań finansowych.
Milioner mimo woli
„Najmłodszego polskiego milionera” zrobiła z Cebulskiego dziennikarka lokalnej prasy. Nawet on sam przyznaje, że było to na wyrost. Miał 18 lat i tworzył internetowy serwis omawiający lektury szkolne. Tak naprawdę zarabiał kilka tysięcy złotych miesięcznie sprzedając kilkaset płyt CD ze ściągami z języka polskiego. Ale i to zrobiło wrażenie na dziennikarce. Tytuł artykułu przylgnął do niego tak mocno, że potem już zawsze zapraszano go do mediów w tym charakterze.
Tymczasem dwa lata od słynnej publikacji zamknął firmę, bo upowszechnił się stały i tańszy dostęp do internetu. CD-romy przestały być potrzebne, gdy w internecie było pełno ściągawek. Nie zaprzeczał, kiedy (także w naTemat) uparcie przypisywano mu miliony. Odkrył już nową żyłę złota – prelekcje w liceach gdzie występował jako „młody milioner”.
W 2009 roku sprzedał swoje firmy – w tym jedną obsługującą sklepy internetowe. Ze szkolnych prelekcji ewoluował jego nowy biznes. Zaczął krążyć po Polsce z wykładami „Myśleć jak milioner”, napisał też kilka praktycznych książek biznesowych. Spośród widowni rekrutuje się potem część studentów i czytelników jego książek – talentu do monetyzacji własnych myśli nie można mu więc odmówić.
Tak naprawdę Cebulski przyznaje się, że zarobił kilkaset tysięcy złotych. – Może nie mam prywatnego odrzutowca, ale nie narzekam. Mieszkam wygodnie, mam co jeść, samochód zawsze tankuję do pełna. Dużo też podróżuję, staram się zimy spędzać w ciepłych krajach – pisze o sobie.
Gdybym był inwestorem
Bycie dyżurnym medialnym milionerem ma sporo zalet. – Wiecie, że już 6 czy 7 razy zostałem rozpoznany i zaczepiony na ulicy – napisał na blogu. Dzięki niezliczonym wywiadom, w których przedstawiany jest jako "najmłodszy polski milioner" (w rzeczywistości skończył już 30 lat) płyną do niego prośby o wsparcie biznesów : polskiego systemu płatności bitcoinami, portalu oceniającego ludzi, gry planszowej, zakupu działki i kopalni piasku.
Gdybym był przeciętnym studentem informatyki i marzył o tym, aby np. znaleźć inwestora do zrealizowania jednego z moich pomysłów to założyłbym bloga, gdzie umieszczałbym prezentacje, wywiady i video relacje z różnych imprez branży start-upowej. Pojawiałbym się na każdej imprezie i starał umówić na wywiad z każdym w branży.
Wywiady bym sukcesywnie powtarzał, tak aby wywiązała się między nami sympatia. Po 2-4 latach takiej pracy zdecydowałbym, czy z którąkolwiek osób poruszać temat finansowania mojego projektu. Powyższy plan jest dość powolny. Ma jednak tą przewagę, że ma szansę powodzenia w przeciwieństwie do spamowania skrzynek obcych nam osób.
Rada za 1,80 zł
– Urok najmłodszego polskiego milionera już minął. Kamil nie zauważył, że jego kucyk, bródka i maturalny garnitur nie pasują do wizerunku człowieka sukcesu. Zarazem opanował do perfekcji sztukę autopromocji dlatego wciąż ma swoich wiernych wyznawców – mówi znajomy przedsiębiorcy. Opowiada, że w sierpniu głośnym sukcesem Cebulskiego było osobiste spotkanie z księciem Lichtensteinu. – Było widać, że książę prowadzący uprzejmą konwersację traktował jednak gości z Polski z rezerwą, jak egzotyczną ciekawostkę. Cebulski przedstawiał to potem w innych barwach, że wkrótce zostanie przedstawicielem raju podatkowego w Polsce.
Materiały ze spotkania skomercjalizował oferując płatny dostęp do wywiadu z księciem. – Wykłady ASBiRO kosztują tylko 1,80 za – przekonywał potem swoją publiczność. W jego najnowszym ebooku (cena 60 zł) z pasją opisuje jak najkorzystniej rozliczać koszty samochodu służbowego. Kilometrówka z delegacjami, nawet fikcyjnymi, opłaca się bardziej niż ciułanie faktur za serwis i paliwo. To też cenna rada. A przecież każdy milion to w sumie zbiór złotówek.