W czwartkowym expose Grzegorz Schetyna stwierdził, że za sprawa Rosji nad Europą znów zawisło widmo agresji zbrojnej. Z taką oceną sytuacji kategorycznie nie zgodził się ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andreev. – Nie bardzo rozumiem, jak można na poważne mówić o zagrożeniu wojną na przykład ze strony naszego kraju – powiedział ambasador radiu RMF FM.
Podczas rozmowy z dziennikarzem RMF FM Andreev podkreślił, że tragiczne wydarzenia, jakie miały miejsce na Ukrainie, są wynikiem „krótkowzrocznej i nieodpowiedzialnej polityki prowadzonej przez określone siły na Ukrainie, a także w innych państwach”. Mówiąc o „innych państwach”, ambasador nie miał na myśli Rosji, do której – jak podkreślił – w sposób całkowicie legalny i sprawiedliwy został przyłączony Krym.
– Mieszkańcy półwyspu zrealizowali swoje prawo do samookreślenia. Właściwie każdy, kto zna historię Krymu, każdy, kto zna realną sytuację tam panującą, nie będzie stawiać w wątpliwość tego, że absolutna większość mieszkańców Krymu zawsze uważała się za Rosjan, za ludzi należących do Rosji – zaznaczył dyplomata.
Odnosząc się do doniesień o prowokacyjnych lotach rosyjskich samolotów bojowych, którym zdarza się podlatywać bardzo blisko granic państw NATO, Andreev zapewnił, że Siły Powietrzne Federacji Rosyjskiej wykonują jedynie „normalne loty treningowe w różnych rejonach kuli ziemskiej”.
– To normalna praktyka, niczego dziwnego w tym nie ma. Nasze samoloty nie naruszyły żadnych norm międzynarodowych czy prawideł bezpieczeństwa ruchu lotniczego – powiedział ambasador, dodając, że siły NATO ćwiczą w podobny sposób.
Andreev podkreślił przy tym, że nie wie, kiedy zakończy się rosyjskie śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej. – Uwzględniając wielkie polityczne znaczenie tego postępowania, rzeczywiście powinno być ono przeprowadzone w pełnym zakresie, do ostatniego szczegółu. Dlatego ono trwa już tyle czasu – wyjaśnił dyplomata, przypominając, że wrak tupolewa jest dowodem rzeczowym i będzie mógł wrócić do Polski dopiero po zakończeniu rosyjskiego postępowania.