W raporcie Komisji Europejskiej wśród dziesięciu miast o najgorszej jakości powietrza znalazło się aż sześć polskich, m.in. Kraków, Nowy Sącz i Gliwice.
Polska – obok Bułgarii – ma najbardziej zanieczyszczone powietrze w całej Unii Europejskiej. To wnioski płynące z ostatniego raportu Komisji Europejskiej na temat zanieczyszczeń powietrza. W pierwszej dziesiątce są cztery bułgarskie i aż sześć polskich miast.
Zestawienie dla lat 2002-2011 przygotowano biorąc pod uwagę liczbę dni w roku, w których w danym mieście przekroczony jest dopuszczony przez UE limit stężenia zanieczyszczeń. Uwzględniono w nim 365 europejskich miejscowości. Na szczycie znalazł się bułgarski Pernik z wynikiem 180, zaraz za nim Płowdiw – 161. Kraków uplasował się na trzecim miejscu z sumą 150,5. Dla porównania w Paryżu takich dni było 14,5, a w Madrycie 6,5.
10 miast UE o najsilniej zanieczyszczonym powietrzu:
1. Pernik - 180*
2. Płowdiw - 161
3. Kraków - 150,5
4. Plewen - 150
5. Dobricz - 145
6. Nowy Sącz - 126
7. Gliwice - 125
8. Zabrze - 125
9. Sosnowiec – 124
10. Katowice – 123
*(liczba dni, w których w mieście przekraczany jest limit stężenia zanieczyszczeń)
– Nie zdziwię się jak naprawdę zacznie być u nas jak w Pekinie – mówi Alicja, mieszkająca w Krakowie od pięciu lat. – Żyłam wcześniej w innych miastach i naprawdę czuć w jakości powietrza dużą różnicę. Gdybym cierpiała na astmę, pewnie nie wychodziłabym z domu bez maseczki higienicznej. Naprawdę tu jest czasem strasznie.
W jednym z materiałów "Faktów TVN" pokazano, że mieszkańcy z maseczkami ochronnymi wcale nie należą do rzadkości i można spotkać ich na ulicach. Poniższy kadr udowadnia, że ich noszenie nie jest bezzasadne – tak wygląda maseczka po 30 godzinach jazdy na rowerze.
– Czuć drapanie w gardle, po dłuższym czasie pojawia się też kaszel. Jeśli mam maskę, to duże lepiej oddycha mi się, jak już dojadę na miejsce – mówi w materiale, który można zobaczyć tutaj, jeden z mieszkańców
To nie fabryki nas trują
Sytuacja wręcz dramatyczna staje się w sezonie grzewczym. Z badań Europejskiej Agencji Ochrony Środowiska wynika, że Polska notorycznie przekracza normy emisji szkodliwych pyłów – w tym przede wszystkim rakotwórczego benzo(a)pireny – do atmosfery. Aż w 80 proc. przypadków źródłem tych zanieczyszczeń są kominy... naszych domów. Po pierwsze dlatego, ze od 2004 roku nie ma u nas żadnych norm jakościowych dotyczących tego, co wrzucamy do pieca. Po drugie dlatego, że aż 2,9 mln kotłów w domach Polaków to te najniższej jakości. Takie, w których można palić dosłownie wszystko.
Skutek jest taki, że corocznie spalamy aż 800 ton mułu węglowego. A to najgorsze, co możemy zrobić. Bo muł nie dość, że jest niskoenergetyczny i suma summarum spala się go wielokrotnie więcej niż porządnego węgla, to przede wszystkim jest radykalnie zapylony. To znaczy, że przy jego spalaniu do atmosfery wędruje gigantyczna ilość zanieczyszczeń.
Średnia roczna norma emisji benzo(a)pirenów ustanowiona przez UE jest w Polsce przekroczona kilkukrotnie. I to od lat. Wnioski za odłożeniem kary, jaką chce na nas za to nałożyć UE, składamy przed Komisją od 2009 roku. Kiedy unijni urzędnicy stracą do nas cierpliwość, przyjdzie nam słono za to zapłacić. Za każdy dzień niedotrzymania norm, będziemy musieli płacić nawet po 250 tys. euro. Rocznie wychodzi jakieś 90 mln euro.
Cena smogu
Póki co państwo nasze przed karą umyka, gorzej z obywatelami. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), Europejska Agencja Ochrony Środowiska i organizacja HEAL szacują, że z powodu zanieczyszczenia powietrza co roku przedwcześnie umiera w Polsce ok. 40 tys. osób. To również ono jest przyczyną ok. 10 proc. diagnozowanych w naszym kraju nowotworów.
– Benzo(a)pireny to substancje silnie rakotwórcze – mówi dr Piotr Gryglas, specjalista chorób wewnętrznych, kardiolog i hipertensjolog. – Mogą powodować różne rodzaje nowotworów, najczęściej związane są jednak z nowotworami dróg oddechowych, dróg moczowych czy wątroby. Smog ponadto może powodować m.in. przewlekłą obturacyjną chorobę płuc (POChP).
W skali kraju koszty wszystkich spowodowanych przez naruszenia europejskich norm chorób i zgonów szacuje się na 8 mld złotych. Połowa to pieniądze przeznaczane na leczenie chorób płuc (np. astmy) i nowotworów właśnie. Druga połowa ma pomóc osobom cierpiącym na choroby układu krążenia, które również znajdują się na liście schorzeń powodowanych przez smog.
Nie będzie jak w Pekinie
Jeśli uporamy się z normami dotyczącymi tego, co i jak palimy w naszych piecach i – wzorem Czech – wprowadzimy regulacje prawne, które w ciągu kilku bądź kilkunastu następnych lat wykluczą Polskę z list krajów o najsilniej chorobotwórczym powietrzu, nie mamy się czego obawiać.
– Kwestia smogu to pochodna wielu czynników – wyjaśnia prof. Lorenc. – Oprócz tych cywilizacyjnych, istotne są jeszcze uwarunkowania atmosferyczne, takie jak znaczna wilgotności powietrza powodująca m.in. mgłę czy brak wiatru. One w Polsce nie występują często. Polska więc nie należy do krajów – z meteorologicznego punktu widzenia – narażonych na występowanie tak gigantycznych i szkodliwych oparów jak te pojawiające się w innych rejonach świata. Smog będzie u nas zawsze, bo jest zjawiskiem typowym dla cywilizacji, ale jeśli chodzi o nasz kraj, nigdy nie będzie tak silny jak chociażby ten w Pekinie, Los Angeles czy Londynie.
Kraków był, jest i będzie miastem narażonym na smog. Po pierwsze ze względu na to, że leży w dolinie, więc są tam mniejsze możliwości przedmuchu. Swoje robią też pobliskie tereny przemysłowe. Stąd też nie powinna dziwić w raporcie KE obecność takich miast jak Gliwice czy Katowice.
Wnioski są zatrważające: wskutek zgubnego działania zanieczyszczonego powietrza co roku cierpi w Polsce wielokrotnie więcej ludzi niż ginie w wypadkach drogowych.