Zawsze szła od prąd. Publicznie przyznała się do dwóch aborcji, za co pokochały ją feministki i znienawidziły środowiska katolickie. Ona sama nie przepada za kobietami, a nad seks przekłada papierosy. Nieodłączny „dymek” i cięty język to jej znaki rozpoznawcze. Po 70-tce poddała się operacji plastycznej, bo niby czemu nie? Prawdopodobnie jest jedyną kobietą w życiu publicznym, która - bez względu na okoliczności - zawsze mówi co myśli. Po ośmiu latach blogowania, Maria Czubaszek wydaje właśnie swoje felietony w książce "Blog Niecodzienny".
Ona jest kosmitką. A przynajmniej tak wyznał jej mąż, Wojciech Karolak, w szczerym wywiadzie udzielonym Newsweekowi. Razem tworzą bardzo nietypową parę. Nie mają - i nigdy nie chcieli - mieć dzieci, nie sprzątają, nie sypiają wspólnie. Za to kochają się szaleńczo. Mimo tego, że Maria Czubaszek z premedytacją złamała kiedyś mężowi dwa żebra. „Potem żałowała, że tylko dwa”- wyznał ze śmiechem Wojciech Karolak.
Choć zabrzmi to trywialnie, jej zasługi dla kultury są nieocenione (co potwierdza przyznany jej w 2009 roku Złoty Medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis). Pisarka i satyryczka, felietonistka i dziennikarka, scenarzystka i autorka tekstów piosenek. Maria Czubaszek to kobieta - orkiestra.
„Serwus, jestem nerwus”
Słowa jej piosenek śpiewały Alibabki, Ewa Bem, Grzegorz Markowski, Trubadurzy, Ryszard Rynkowski. To ona napisała przeboje „Rycz, mała, rycz” i „Wyszłam za mąż zaraz wracam”, które znają wszyscy.
Pisała dialogi do filmów i współtworzyła scenariusze do seriali, m.in. bijącego rekordy popularności „Na Wspólnej” i „BrzydUli”. Ale zasłynęła głównie jako autorka kultowych słuchowisk radiowej Trójki. Jej teksty satyryczne prezentowała na antenie śmietanka polskich artystów, m.in. Irena Kwiatkowska, Bohdan Łazuka czy Wojciech Pokora.
Wspólnie z Arturem Andrusem napisała dwie książki („Każdy szczyt ma swój Czubaszek” i „BOKS NA PTAKU, czyli każdy szczyt ma swój CZUBASZEK i KAROLAK” – w tej książce dołączył do nich Wojciech Karolak), które błyskawicznie wspięły się na szczyty list bestsellerów.
Ostatnimi laty często gości w TVN-owskim programie "Szkło kontaktowe". I słynie z tego, że nie umie - i wcale nie chce - trzymać języka za zębami. Kiedy cała Polska dyskutowała o zakazie palenia, ona prowokacyjnie pokazywała się z „dymkiem”. Ponoć na papierosy wydaje tysiąc złotych miesięcznie i pali trzy paczki dziennie. Odpala jeden od drugiego.
W programie Moniki Olejnik, publicznie wyznała, że dwukrotnie przeszła zabieg aborcji. „Nigdy z tego powodu nie miałam traumy, tylko mówiłam: Boże, jak to cudownie, że ja to zrobiłam” - skwitowała krótko. Na jej głowę spadły gromy, ale Maria Czubaszek wcale nie posypała jej popiołem. Nigdy nie miała instynktu macierzyńskiego ani ambicji bycia matką - Polką. "Wiele kobiet myśli tak jak ja, ale boją się do tego przyznać" - wyznała później.
Naczelna skandalistka
Jej kontrowersyjne wypowiedzi się mnożą. Na przykład ta, że nie przepada za kobietami i nigdy nie miała przyjaciółki. Albo, że woli papierosy od seksu. Dwa lata temu wyznała, że na starość chętnie poddałaby się eutanazji, zamiast się męczyć. Wywołała wielką, społeczną dyskusję. I kolejną - o operacjach plastycznych i botoksie - kiedy bez ogródek przyznała się do poprawiania urody. Mimo, że skończyła już 70-tkę.
Jest bezpośrednia, buńczuczna i szczera jak mało kto. Ale fenomen Marii Czubaszek polega na tym, że niczego nie robi ani nie mówi pod publikę. Nie lubi pisać do druku, za to od ośmiu lat prowadzi swojego bloga, na którym ostro i zabawnie punktuje absurdy naszej rzeczywistości. Mocno obrywają od niej również politycy.
Jej blogerskie wpisy można znaleźć w wydanej właśnie książce "Blog Niecodzienny". To zbiór najlepszych felietonów, bezbłędnych puent i celnych dowcipów. Podsumowanie ośmiu lat kariery Marii Czubaszek jako blogerki.
Książka właśnie trafiła do księgarń nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka. I zapewne stanie się bestsellerem, bo Maria Czubaszek - chce czy nie - jest jedną z najbardziej kolorowych postaci w show-biznesie. – Czy się opłaca być kontrowersyjnym? Ja się zastanawiam, czy mając tyle lat w ogóle warto być – to stwierdzenie, wygłoszone dwa lata temu na Blog Forum Gdańsk, najlepiej ją oddaje.
Zawsze powtarzam, że człowiek nie po to żyje, żeby jeść, ale po to je, żeby się odchudzać. Najlepszym dowodem na potwierdzenie tej hipotezy jest jedna z moich znajomych. Od kiedy pamiętam, odchudza się. Głównie, jak podejrzewam, między posiłkami. Mimo to, a może właśnie dlatego (bo podobno najgorsze jest tzw. pojadanie) co jakiś czas informuje z dumą, że schudła. Kiedy mówię, żeby się nie przejmowała, bo nie widać, nabzdyczona zapewnia, że codziennie się waży. Na uwagę, że nie chudnie się od ważenia, tylko od niejedzenia, przegląda się uważnie w lustrze i choć wciąga brzuch do granic bólu, markotnieje. Wtedy robi mi się głupio i mówię, że żartowałam. Przecież widać, że schudła. Łyka to za każdym razem. Bo łatwo jest uwierzyć w to, w co chce się wierzyć.
Wiem to po sobie.