
Zawsze szła od prąd. Publicznie przyznała się do dwóch aborcji, za co pokochały ją feministki i znienawidziły środowiska katolickie. Ona sama nie przepada za kobietami, a nad seks przekłada papierosy. Nieodłączny „dymek” i cięty język to jej znaki rozpoznawcze. Po 70-tce poddała się operacji plastycznej, bo niby czemu nie? Prawdopodobnie jest jedyną kobietą w życiu publicznym, która - bez względu na okoliczności - zawsze mówi co myśli. Po ośmiu latach blogowania, Maria Czubaszek wydaje właśnie swoje felietony w książce "Blog Niecodzienny".
Słowa jej piosenek śpiewały Alibabki, Ewa Bem, Grzegorz Markowski, Trubadurzy, Ryszard Rynkowski. To ona napisała przeboje „Rycz, mała, rycz” i „Wyszłam za mąż zaraz wracam”, które znają wszyscy.
Pisała dialogi do filmów i współtworzyła scenariusze do seriali, m.in. bijącego rekordy popularności „Na Wspólnej” i „BrzydUli”. Ale zasłynęła głównie jako autorka kultowych słuchowisk radiowej Trójki. Jej teksty satyryczne prezentowała na antenie śmietanka polskich artystów, m.in. Irena Kwiatkowska, Bohdan Łazuka czy Wojciech Pokora.
Jej kontrowersyjne wypowiedzi się mnożą. Na przykład ta, że nie przepada za kobietami i nigdy nie miała przyjaciółki. Albo, że woli papierosy od seksu. Dwa lata temu wyznała, że na starość chętnie poddałaby się eutanazji, zamiast się męczyć. Wywołała wielką, społeczną dyskusję. I kolejną - o operacjach plastycznych i botoksie - kiedy bez ogródek przyznała się do poprawiania urody. Mimo, że skończyła już 70-tkę.
Zawsze powtarzam, że człowiek nie po to żyje, żeby jeść, ale po to je, żeby się odchudzać. Najlepszym dowodem na potwierdzenie tej hipotezy jest jedna z moich znajomych. Od kiedy pamiętam, odchudza się. Głównie, jak podejrzewam, między posiłkami.
Mimo to, a może właśnie dlatego (bo podobno najgorsze jest tzw. pojadanie) co jakiś czas informuje z dumą, że schudła. Kiedy mówię, żeby się nie przejmowała, bo nie widać, nabzdyczona zapewnia, że codziennie się waży. Na uwagę, że nie chudnie się od ważenia, tylko od niejedzenia, przegląda się uważnie w lustrze i choć wciąga brzuch do granic bólu, markotnieje. Wtedy robi mi się głupio i mówię, że żartowałam. Przecież widać, że schudła.
Łyka to za każdym razem. Bo łatwo jest uwierzyć w to, w co chce się wierzyć.
Wiem to po sobie.