Marcin Najman w ringu
Marcin Najman w ringu fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta
Reklama.
Najman to „cyrkowiec”. Jeśli kiedyś mogliśmy mieć wątpliwości, od wczoraj nie powinniśmy mieć żadnych. Słusznie wypowiedział się Andrzej Janisz, komentujący jego walkę z Burneiką, mówiąc, że stężenie absurdu osiągnęło poziom graniczny. Najman, jak zwykle, sztucznie wykreował sobie wroga. Pogardliwie wypowiadał się o rywalu, a podczas oficjalnego ważenia nie podał mu nawet ręki. Zrobił szopkę, podczas gdy nikt nie miał wątpliwości, że obaj przyjechali do „Spodka” zarobić pieniądze. Wystąpić, skasować, co wynegocjowali i pojechać do domu, a nie walczyć na śmierć i życie.
Skończyło się tym, że widownia wolała dopingować pociesznego Litwina niż Polaka z krwi i kości. Zawsze drażniły mnie stronnicze komentarze ekspertów Polsatu czy TVN-u, którzy rzadko starali się kryć swoją niechęć do Najmana, nie pozostawiali wątpliwości, jaki mają do niego stosunek. Ale po tym, co pokazał wczoraj, należało mu się najgorsze pożegnanie i brak jakiegokolwiek sportowego szacunku.

Ironiczny komentarz internauty:

"Chciałem zgłosić swoją kandydaturę do walki z Najmanem. Ostatnio trochę biegałem, ale chciałbym zaznaczyć, że w ogóle nie będę się przygotowywał do tego pojedynku. Aktualnie jestem chory, później mam juwenalia, a następnie sesję i obronę pracy magisterskiej. W przypadku przegranej kończę moją przygodę ze sportami walki, a nawet w ogóle ze sportem"


Facet, który uważa się za zawodowego boksera - choć sylwetką powoli zbliża się do Erica „Butterbeana” Escha - zaprezentował się tak, jak mógłby każdy męt spod budki z piwem. Niezdarnie potańczył po oktagonie, nie wyprowadził ciosu, żadnego nie potrafił po boksersku uniknąć czy zablokować. A na koniec dał się stłuc wesołemu kulturyście, który w rozmowie z Mateuszem Borkiem rozbrajająco szczerze przyznał, że nigdy nie traktował tej walki poważnie i w ogóle się do niej nie przygotował.
Strach pomyśleć, co by było, gdyby Najman walczył z kimś, kto odrobił pracę domową.
Jednego tylko odmówić mu nie można, jest najbardziej wygadanym – obok „Cygana” Kosteckiego – uczestnikiem ringowych naparzanek. W Internecie nie brakowało migawek, jak to „El Testosteron” odgraża się rywalowi, a potem trenuje pod okiem Mirosława Oknińskiego. Jak ćwiczy obalenia, walkę w parterze i te wszystkie niezbędne techniki. Nie wiem, może to była tylko gra pozorów. A może Najman jest aż tak niepojętnym uczniem…
Burneika, ze swoją górą mięśni i brakiem kondycyjnego przygotowania, powinien po trzech minutach walki ledwo zipać i nie mieć sił, by nawet podnieść nogę. Tymczasem zmusił rywala do poddania przed czasem.
Cała walka Najmana z Burneiką

Najman przegrał już z Saletą – ex-sportowcem bez nerki. Przegrał z Pudzianowskim który zamiast walczyć, przez pół życia dźwigał opony i przeciągał tiry. No i wreszcie przegrał z Burneiką. Pociesznym „Hardcorowym Koksem”, który zasłynął robieniem z siebie wesołka w Internecie.
Najman musi zakończyć „karierę” z jednego, prostego względu. Nawet jeśli jego występy wciąż elektryzują ludzi i napędzają oglądalność, to w tym momencie trudno będzie już mu znaleźć godnego rywala. Musiałby chyba wyzwać na pojedynek Adama Małysza albo Agnieszkę Radwańską.