Mandat!? To nieprawda! Nie mogłem jechać za szybko, bo: „nigdzie nam się żoną nie spieszyło”, „jechaliśmy w kolumnie samochodów, a policjant wycelował akurat w moje auto" i „nie rozpędziłbym się tak na 300 metrach”. Każdy argument jest dobry, żeby wywinąć się od płacenia.
Najpierw był głośny film „Drogówka” Wojciecha Smarzowskiego, pokazał, jak policjanci mogą manipulować wskazaniami z radarów i polują na frajerów. Do tego pojawili się też tropiciele nieprawości wśród mundurowych pilnujących porządku na drogach. W efekcie wielu piratów drogowych uwierzyło, że są niesprawiedliwie ciemiężonymi przez służby obywatelami. Na Portalu Orzeczeń Sądów Powszechnych możecie poczytać jak sądy użerają się pieniaczami drogowymi.
– Jechaliśmy w kolumnie samochodów jako ostatni. Widziałem kontrolujących policjantów z dużej odległości. Jak mogli z 500 metrów wcelować radarem w moją tablicę rejestracyjną? To nie moją prędkość zmierzono, tylko innych, co jechali szybciej – to cytat z płomiennego przemówienia Stanisława C. z Olsztyna. Przekroczył dozwoloną prędkość o 24 km/godzinę za co policjant wymierzył mu 200 zł mandatu. Niby niewiele, ale pirat uznał, że będzie bił się w sądach do upadłego.
Na salę rozpraw przyprowadził nawet żonę. – Zeznała, iż obwiniony jechał z przepisową prędkością, bowiem zapewniał ją o tym. Sama nie sprawdzała prędkości na liczniku. Stwierdziła, iż po zjechaniu z dwupasmówki, samochody jadące przed nimi oddalały się – takie zeznanie małżonki znalazło się w aktach sądowych. Sprawa w dwóch instancjach toczyła się blisko dwa lata. Kierowca przegrał płacąc 200 zł plus 100 zł ryczałtu kosztów procesowych i 50 zł opłaty dodatkowej.
– Kierowca nie przyjął zaproponowanego mu przez funkcjonariuszkę mandatu w kwocie 100 zł i 4 punktów karnych. Obwiniony był zdenerwowany faktem zatrzymania, krzyczał i odgrażał się wniesieniem skargi. Robił zdjęcia aparatem telefonicznym. Wyjaśnił, że nie jechał szybko, ponieważ nigdzie mu się nie spieszyło, że na pewno nie przekroczył dozwolonej prędkości 60 km/h – to z kolei cytat z akt trwającej rok sprawy o 100 złotych we Wrocławiu. Po drodze wypowiedziały się dwa sądy, kilkoro świadków i biegły.
Przyznanie winy
Aspirant K., zawodowy oskarżyciel w sprawach o mandaty, mówi, że kierowcy często nie przyjmują mandatów z zacietrzewienia czy zdenerwowania, że zostali złapani. Zwłaszcza, że jak sam przyznaje, gdy patrol prowadzi robotę papierkową obok prześlizgują się inni.
– Po kilku miesiącach sprawa trafia na wokandę sądu, emocje mijają i kierowcy nie wiedzą, co powiedzieć. Zazwyczaj proszą o łagodny wymiar kary, a to przyznanie się do winy — mówi policyjny oskarżyciel. Sąd zazwyczaj nie patyczkuje się z pieniaczami. Minimalna kara to wysokość proponowanego przez policję mandatu plus 100 zł ryczałtu za koszty procesowe, a także 30-50 złotych opłaty dodatkowej.
Wiedziałem, że tam stoją
Jeśli już znajdziecie się na sali sądowej w charakterze obwinionego, nigdy, ale to nigdy nie tłumaczcie sądowi „na zdrowy rozum”, że nie złamalibyście prawa prawa, bo przecież wiedzieliście, że policja w tym miejscu prowadzi kontrolę. Tak zrobił kierowca A.C. w Jeleniej Górze. I pożałował.
Przy dozwolonej „50” jechał 74 km/h . Nie przyjął 200-złotowego mandatu i wił się w tłumaczeniach, że to nie jego zmierzono radarem. Tylko rozsierdził sąd: – Obwiniony sam przyznał, iż wiedział, że w tym czasie jest prowadzona kontrolna policyjna. Pomimo tego umyślnie naruszył przepisy ruchu drogowego jadąc z prędkością znacznie przekraczającą prędkość dopuszczalną – czytamy w aktach. Grzywna wyniosła więc 1000 zł plus opłaty dodatkowe, bo sędzia sprawdził, że obwiniony miał na koncie 20 mandatów. Do 500 zł obniżył ją dopiero Sąd Okręgowy.
Gdy dowodem wykroczenia jest nagranie z wideorejestratora albo zeznanie policjanta, który złapał kierowcę radarem, sąd niemal zawsze staje po stronie mundurowych. Takimi słowy: – Brak jest jakichkolwiek przesłanek do poszukiwania jakiegoś bliżej niesprecyzowanego interesu funkcjonariusza do postąpienia niezgodnie z prawem, albowiem tylko wówczas można by zarzucić mu cechę nieobiektywności.
Kierowca awanturujący się
Wykazanie się kłótliwością podczas rozprawy to chyba najgorszy pomysł na obronę. Sędzia musi pisać wówczas wielostronicowe uzasadnienia wyroku, szczegółowo odnosząc się do sytuacji. W wysokości kar sąd nie jest ograniczony taryfikatorem, więc potrafi odgryźć się za tą uciążliwość. Trzykrotność policyjnego mandatu zapłacił więc kierowca z Olsztyna, który uparł, że, ze jego auto nie mogło rozpędzić się do 88 km/h. – Silnik pracował w trybie awaryjnym, miałem zapchany katalizator, niedrożność i uszkodzenie turbosprężarki. To nie moją prędkość zmierzono – przekonywał domagając się przeprowadzenia eksperymentu procesowego przy użyciu jego niesprawnego auta. – Jednak podczas kontroli nie wspominał policjantowi o usterce katalizatora. Obawiał się utraty dowodu rejestracyjnego – ripostował sąd wymierzając srogą grzywnę.
Z lektury wyroków wynika, że najkrótsze uzasadnienia w Polsce pisze sędzia Tomasz Paprocki z sądu w Wołowie. Potrafi zmieścić się w 14-20 zdaniach. Jak refren odmienia: „zeznania obwinionego to dozwolona, ale nie zasługująca na uwzględnienie linia obrony”, „zeznania policjantów są spójne i logiczne”. Po czym jak przysoli grzywnę, to idzie w pięty.
Kamera, akcja, najazd!
W internecie namnożyło się już poradników o tym, jak anulować mandaty, obalać legalność nagrań z wideorejestratorów oraz pomiarów prędkości radarami Iskra. Popularną strategią jest obalanie legalizacji urządzeń. Widocznie jednak policja zaczęła pilnować papierków do każdego wniosku dołączając wyciągi z homologacji czy legalizacji. Z kilkudziesięciu opublikowanych wyroków tylko w jednym wypadku sprawa był tak niechlujnie udokumentowana, że sąd zwrócił akta do komendy.
Według spiskowych teorii kierowców, jeśli patrol nagrywa jazdę na dużym zoomie, to przybliżając się do nagrywanego obiektu zarazem zwiększa mierzoną prędkość. Powoływał się na to Jan C. z Radomia, przyłapany na jeździe 140 km/h na drodze krajowej. Mógł zapłacić 500 zł, ale wybrał „sprawiedliwość”. – Wysoki sądzie, najechali mnie od tyłu – tłumaczył i poległ, bo sprawa jest właściwie nie do udowodnienia. Policjanci to przecież „osoby, które wykonywały w tym dniu jedynie swoje czynności służbowe. Nie mają one żadnego interesu w nieprawdziwym przedstawianiu faktów. Zgodnie relacjonowali przebieg zdarzenia i wykonywane czynności”.
Obwiniony najwyraźniej nie docenił możliwości technicznych urządzenia jakim jest laserowy miernik prędkości, albowiem jego konstrukcja pozwala na pomiar prędkości dojazdowej, jak też odjazdowej. Stąd też nie ma niczego nielogicznego i nonsensownego w zachowaniu kierowcy, który po minięciu samochodu policyjnego przyspiesza, nieświadomy możliwości dokonania pomiaru prędkości