
W chwili śmierci Mickiewicz miał 57 lat. Nie był więc sędziwym starcem, mało tego, cieszył się dobrym zdrowiem. – Wprawdzie zdrów jestem, tylko czuję się wstrząśniony i strudzony – pisał w maju 1855 roku w liście do Konstancji Łubieńskiej-Wodpolowej. To strudzenie właśnie zdawał się dostrzegać Walerian Mrowiński, który w ostatnim roku życia Mickiewicza tak o nim pisał: – Twarz miał bladą, znękaną, która w otoczeniu siwych, długich, w nieładzie rozrzuconych włosów wydawała się o wiele starszą aniżeli mówił wiek poety.
Jak wyglądał ostatni dzień życia polskiego poety? Na to pytanie odpowiada Jarosław Marek Rymkiewicz, autor książki „Głowa owinięta koszulą”.
Czy komuś zależało na śmierci wieszcza? Mickiewicz chciał wziąć udział w wojnie krymskiej i w tym celu zamierzał zorganizować m.in. legion żydowski, co nie do końca podobało się części środowisk emigracyjnych. Za głównego przeciwnika poety uchodził gen. Władysław Zamoyski. Pojawiły się także pomówienia o to, że za nagłą śmierć poety odpowiadali sami Żydzi. Inni wskazywali na agentów carskiej ochrany, a wiadomo, że Rosjanie byli od 1853 roku w stanie wojny z Turcją, której zamierzał pomóc zbrojnie Mickiewicz.
Czy to była cholera? Kto to wiedzieć może na pewno. Nie było śladu sczernienia na twarzy, co, jak mówią, bywa w podobnych wypadkach, ani po śmierci, ni przedtem. Żadnej zmiany oddechu, nawet podczas konania. Ni znaku rozkładu nawet po upływie 24 godzin. Jeden z lekarzy oświadczył na półtorej godziny przed śmiercią, że zupełnie nie ma cholery. Inny do końca twierdził, że to nie jest cholera.
Jest jeszcze oficjalna wersja wyjaśniająca tajemniczy zgon Mickiewicza, a przemawia za nią dokument wystawiony przez lekarza Jana Gembickiego. Wiadomo, że sam obawiał się on posądzenia o otrucie wieszcza, a jako przyczynę jego śmierci wpisał w akt zgonu wylew krwi do mózgu. Nie wiadomo jednak, czy świadomie nie skłamał, aby umożliwić transport zmarłego poety do Francji. Gdyby wpisał w świadectwie „cholerę”, byłoby to niemożliwe.