materiały prasowe

Za czasów komunizmu, szczególnie pośród bardziej świadomych i wyczulonych obywateli, panowało przekonanie, że telewizja kłamie. Stwierdzenie to w istocie odnosiło się do całego medialnego przekazu, wywodzącego się jakkolwiek z machin oficjalnej propagandy. Mimo to duża część społeczeństwa i tak była podatna na zafałszowany przekaz, a i sami opozycjoniści wielokrotnie mieli nie lada rozterki z detekcją elementów prawdziwych.

REKLAMA
Dziś, 25 lat po upadku tego „jedynie słusznego” systemu, mamy tzw. wolność słowa i … internet, który dla wielu z nas stał się jej nieodzownym synonimem. Telewizja oczywiście nie przestała kłamać. Powody – jak zawsze - są rozmaite: ekonomiczne, polityczne, światopoglądowe, ale też często – zwyczajne, ludzkie (animozje, doraźne interesy, stereotypy i uprzedzenia, etc. ). To wszystko powoduje, że ciągle - my odbiorcy - poddawani jesteśmy manipulacjom. Rola telewizji na naszych oczach się zmienia, to samo z prasą czy radiem. To internet stanowi dziś supermedium, nie czwartą władzę, ani nie piątą władzę (za tytułem filmu o anonimowych autorach Wikileaks), ale wszechpotęgę wpływania właściwie na wszystko.
W internecie każdy może zostać dziennikarzem, ekspertem, felietonistą, by nie rzec – influencerem czy blogerem. Dostarczanie informacji, recenzji, ekspertyz bardzo się zmieniło, bo autorów są miliony. Dziś każdy ma to - dotychczas reglamentowane - prawo i często wielu z niego korzysta. Także bezczelnie, bez respektu, bez pokory, etykiety, ale do bólu demokratycznie. Mówi się, że każdy żołnierz nosi w plecaku buławę marszałkowską. Jaką „buławę” zatem posiada internauta? Pozornie nieistotna opinia w internecie potrafi nabrać niezwykłej mocy, w makroskali, niczym „efekt motyla” może wywołać „trzęsienie ziemi”, zamieszki czy rewolucję. W mikroskali, może zniszczyć reputację człowieka, produktu, usługi, zniszczyć firmę czy organizację. Opinia działa także w drugą stronę, bo ma po prostu ogromną moc sprawczą. Jak sobie zatem z tym radzić, jak kontrolować, jak świadomie działać?
Jak Cię widzą, tak Cię … no właśnie, internet całkowicie zmienił zasady gry
Parafrazując Oscara Wilde’a, autora znamiennego „Portretu Doryana Graya”, pisarza, o reputacji którego napisano wiele tomów, można by powiedzieć, że nie ma dobrej ani złej reputacji, jest tylko dobrze lub źle „napisana”. Dziś takie słowa nabierają szczególnego znaczenia, bowiem miejscem „pisania” reputacji staje się internet. Rynek zwykłych opinii staje się coraz wartościowszy, bowiem my Polacy w sposób szczególny lubimy oceniać dosłownie wszystko, pracodawców, lekarzy, nauczycieli, firmy, marki, produkty. Każdy ma jakieś zdanie i chęć jego wypowiedzenia, ot tak… publicznie. Internet jest do tego idealny, sprawia wrażenie anonimowości, prosty w zastosowaniu, dostępny, masowy a przez to skuteczny.
Wraz z eksplozją opinii, komentarzy i coraz bardziej systemowego ich ujmowania (Google opinie, portale oceniające sklepy, produkty, lekarzy, pracodawców, etc.) pojawia się konieczność kontroli i reakcji. Warunkuje ona bowiem częstokroć reputację, czyli właściwie byt danej osoby, firmy czy produktu.
Czy developer, który ma zszarganą opinię, będzie nadal sprzedawał tak dobrze nieruchomości, skoro 85% klientów pozyskuje dzięki internetowi, 10% z polecenia, 5% z prasy lokalnej i outdooru? Czy przedsiębiorca, którego pracownicy bezrefleksyjnie opisują rzeczywistość firmową, politykę płacową, zamierzenia inwestycyjne, może spokojnie planować rozwój?
logo
Mariusz Markiewicz z firmy Emageo.pl, zajmującej się ochroną i budowaniem wizerunku online

- Monitoring zasobów internetu, to absolutna podstawa i też trzeba uważać, bo jest sporo rozwiązań niskiej jakości. Kolejną kwestią jest bieżąca analiza informacji pod względem zagrożeń (ale i szans), a dopiero potem - podejmowanie konkretnych kroków zaradczych. Klienci bowiem często nie wiedzą, że spektrum narzędzi reakcji jest pokaźne - od prawnych, przez informatyczne, aż po tzw. partyzanckie. Najczęściej jednak zgłaszają się do nas klienci, u których widać zaniechania sprzed lat. Im też oczywiście można pomóc.


Google ma w Polsce 96,28 % rynku wyszukań (dane Ranking.pl 27.10-02.11.2014). Google to kolos, który w zgodnej opinii ekspertów nie jest w stanie realnie obsługiwać klientów, niektórych swoich własnych usług. Najlepszym przykładem jest tzw. „prawo do bycia zapomnianym”, czyli wymuszona przez Europejski Trybunał Sprawiedliwości możliwość zgłoszenia się do Google z prośbą o usunięcie niekorzystnych wyników wyszukań. Jaka jest skuteczność tego rozwiązania? – Życzę powodzenia – ucina Mariusz Markiewicz – zgłoszenie to w istocie formularz, którego zawartość dotychczas rozpatrywana jest w nieokreślonym czasie.
Liczy się reputacja, głupcze
Zgodnie z setkami definicji, reputacja to dobro, dobro niematerialne, coś, co warto budować, o co warto walczyć i niezwykle łatwo zszargać. Reputacja to – rzecz jasna – także ciężar, odpowiedzialność, codzienne wyzwanie.
logo
Usta Prawdy mat. prasowe

Każdy człowiek ma prawo wygłaszania swojego zdania i nikt tego prawa nie ma zamiaru ludziom odbierać, należy jedynie to kontrolować, bo nie tylko płynie z tego cenna wiedza, ale także – co ważniejsze – mogą wyniknąć naruszenia prawa, zasad poufności i coraz częściej dowody na czyny nieuczciwej konkurencji – twierdzi Mariusz Markiewicz z Emageo.pl
W Rzymie znajdują się sławetne Usta Prawdy (Bocca della Verità), wg legend spełniały funkcję wykrywacza kłamstw - bóstwo odgryzało dłoń kłamcy, wg innych wierzeń z drugiej strony stał po prostu kat. Ludzkość przez kolejne wieki nie potrafiła porozumieć się w zakresie definicji tzw. prawdy, jak zatem będzie ona wyglądać w przyszłości, skoro najważniejszym jej weryfikatorem stanie się w istocie internet?