Powstanie listopadowe – temat niby dobrze znany, wracający przy okazji dyskusji o sens walki zbrojnej za wolność, ale chyba nie do końca obecny w polskiej świadomości. W związku z kolejną rocznicą zrywu, który zakończył się narodową klęską, warto przypomnieć sobie wydarzenia z lat 1830-1831. A zaczęło się od obrosłego mitami ataku na Belweder i krwawej nocy listopadowej.
Warszawa, 29 listopada 1830 roku, ok. godziny 18.00 Polacy ruszyli na Belweder, bo tam właśnie rezydował wielki książę Konstanty, znienawidzony dowódca armii Królestwa Polskiego.
W opanowaniu Belwederu uczestniczyło 24 spiskowców, a strzegło go zaledwie... trzech rosyjskich żołnierzy. Nie posiadali broni palnej i byli inwalidami wojennymi. Nic dziwnego, że powstańcy szybko wtargnęli do rezydencji. Krzyczeli „Śmierć tyranowi!”, ale nie udało im się zabić Konstantego. Ten, dowiedziawszy się zawczasu o ataku, miał ukryć się na poddaszu. Inni widzieli go ponoć jak ucieka przebrany za kobietę. Nie udało się zabić rosyjskiego księcia, ale wola walki pozostała. Niebawem spisek wojskowych przerodził się w antycarskie powstanie.
Udział w ataku na Belweder wspominamy także z sentymentu – brał w nim udział Ludwik Nabielak, patron warszawskiej ulicy, przy której mieści się nasza redakcja.
KRWAWA NOC LISTOPADOWA
Mniej więcej w czasie, kiedy zamierzano pozbawić życia Konstantego, w Szkole Podchorążych w Łazienkach Królewskich pojawił się dowódca sprzysiężenia Piotr Wysocki. – Wybiła godzina zemsty! Czas zemścić się na wrogach naszych! Niech piersi wasze będą Termopilami dla nich! – mówił do młodych wojskowych Wysocki.
Po jego apelu powstańcy ruszyli w kierunku Nowego Światu. Tam rozpoczął się dramat – polała się krew rodaków, doświadczonych wojskowych. Generał Stanisław Potocki, którego powstańcy spotkali po drodze, nie zgodził się na objęcie dowodzenia nad zrywem. Upokorzył powstańców mówiąc „Dzieci, uspokójcie się!”. Te słowa kosztowały go utratę życia.
Na nic zdały się patriotyczne okrzyki, wzywające do zbrojnego oporu przeciw Rosji. Ludność na ogół niechętnie odnosiła się do „gorących głów”, a polscy generałowie konsekwentnie odmawiali poparcia zrywu. Do końca pozostali lojalni wobec cara.
Skończyło się tragicznie – z rąk powstańców zginęło sześciu generałów – oprócz Potockiego: Ignacy Blumer, Maurycy Hauke, Józef Nowicki, Tomasz Jan Siemiątkowski, Stanisław Trębicki. Wśród ofiar był także płk Filip Nereusz Meciszewski.
Władze carskie uczciły pamięć siedmiu polskich oficerów stawiając im w Warszawie (na ówczesnym Placu Saskim) pomnik. Odsłonięto go w 1841 roku, ale mieszkańcy stolicy nazywali go „pomnikiem hańby”.
KOBIETY Z BRONIĄ W RĘKU
Rola kobiet w czasie walk to ciągle mało znany aspekt powstania. Były nie tylko matkami i żonami, ale także z bronią w ręku biły się o niepodległość. Mowa o kobietach-powstańcach, z których najsłynniejsza – Emilia Plater, walczyła z Rosjanami na Litwie. Wcześniej odrzuciła oświadczyny zamożnego Rosjanina, a wszystko z patriotycznych pobudek. To dziewica – jak opisywał Adam Mickiewicz w wierszu „Śmierć pułkownika” - która stała się bohaterem. Niezależnie od ówczesnego znaczenia słowa "dziewica", przypominała francuską bohaterkę Joannę d'Arc.
Ale kobiet podobnych do Plater było wiele. Jedna z nich – Barbara Czarnowska, walczyła za ojczyznę jako kadet Pułku Jazdy Augustowskiej w męskim przebraniu, z obciętymi na krótko włosami. Odznaczyła się odwagą m.in. podczas obrony Warszawy; za bohaterstwo wręczono jej order Virtuti Militari – najwyższe polskie odznaczenie wojskowe.
Nie sposób wymienić wszystkich kobiet-powstańców. Walczyła też Maria Prószyńska – przyjaciółka Plater. U boku tej ostatniej biła się też Maria Raszanowiczówna. Inne Polki z poświęceniem życia udzielały się w służbie medycznej, opatrywały rannych, prowadziły działalność dobroczynną.
REDUTA ORDONA
Jednym z symboli powstania jest bohaterska obrona tzw. Reduty Ordona (Reduty nr 54) we wrześniu 1831 roku, w czasie rosyjskiego oblężenia Warszawy. Epizod ten rozsławił Adam Mickiewicz w wierszu „Reduta Ordona”. Tyle że wieszcz narodowy, pisząc wiersz pod wpływem relacji świadka wydarzeń - poety Stefana Garczyńskiego, pomylił się.
Bohater "Reduty Ordona", pełniący wówczas obowiązki komendanta artylerii szańca, ginie wysadzając się w prochowni, a w rzeczywistości – odniósł poparzenia (zmarł śmiercią samobójczą we Włoszech wiele lat później). Ciekawe, że obaj - Mickiewicz i uśmiercony przez niego artylerzysta, spotkali się na emigracji w 1855 roku.
Co istotniejsze jednak, Reduta Ordona nie mieściła się na Woli – jak pierwotnie uważano - ale na Ochocie (przy ul. Na Bateryjce), na tyłach dzisiejszego centrum handlowego „Blue City”, po przeciwległej stronie galerii handlowej... „Reduta”.
Przemawiają za tym prowadzone od kilku lat badania archeologiczne. Przed rokiem archeolodzy natrafili na miejscu wykopalisk szczątki kilku uczestników walk o Warszawę z 1831 roku. Możliwe, że należały do polskich obrońców miasta
„WARSZAWIANKA” - NIEDOSZŁY HYMN POLSKI
Ta znana, często grana i śpiewana podczas uroczystości państwowych oraz defilad pieśń, powstała właśnie podczas powstania listopadowego. Autorem słów był zafascynowany polskim czynem niepodległościowym francuski poeta Casimir Delavigne, a muzykę skomponował Daniel Auber. Po raz pierwszy pieśń publicznie wykonano w Paryżu w marcu 1831 roku, podczas manifestacji solidarności z Polakami.
Rodzima wersja „Warszawianki” odbiega od francuskiego pierwowzoru. Inną muzykę stworzył do niej Karol Kurpiński, a tekst na polski przełożył Karol Sienkiewicz, krewny Henryka Sienkiewicza.
Polska premiera pieśni miała miejsce w warszawskim Teatrze Narodowym w kwietniu 1831 roku. Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku rozważano nawet uczynienie z pieśni hymnu państwowego. Melodia „Warszawianki” wpadła w ucho Polakom także za sprawą przedwojennych audycji Polskiego Radia.
PAPIEŻ POTĘPIA „STRASZNĄ REWOLUCJĘ”
Polacy walczyli w powstaniu w słusznej sprawie, „za wolność naszą i waszą”, a mimo to spotkali się z niechęcią wielu rodaków, generałów, a nawet... papieża. Ówczesna głowa Stolicy Apostolskiej Grzegorz XVI wydał w czerwcu 1832 roku, ponad pół roku po upadku powstania, encyklikę „Cum primum” potępiając antyrosyjski zryw. Już kilka dni po wybuchu powstania Watykan nazwał powstanie „straszną rewolucją”, a w lutym 1831 roku papież po raz pierwszy upomniał polskich biskupów, wzywając ich do uznania władzy cara.
Także w encyklice z 1832 roku Grzegorz XVII przywoływał polski kler do porządku i nakazywał im wezwać wiernych do porzucenia woli walki. Według papieża, polskie powstanie zagrażało staremu porządkowi i podważało zasadę legalizmu. Głowa Kościoła potępiła „niewiernych” powstańców, bo dla niej wszelka władza monarsza pochodziła od Boga.
– Gdy tylko doszła do nas wieść o strasznych klęskach, które w roku ubiegłym kwitnące wasze Królestwo nawiedziły, zaraz obudziło się w nas przypuszczenie, że one nie skądinąd pochodzą, jak od niektórych podstępu i kłamstwa sprawców, którzy pod pozorem religii w czasach naszych smutnych przeciwko legalnej książąt władzy głowę podnosząc, ojczyznę swoją, spod należnego posłuszeństwa się wyłamującą, bardzo ciężką żałobą okryli – napisał papież.
Takie były czasy. O wydaniu encykliki zadecydowały naciski ze strony Rosji i Austrii, ale i obawa, że powstanie przerodzi się w rewolucję europejską. A Grzegorz XVI, jako głowa Państwa Kościelnego, czyli monarcha, zwyczajnie się jej obawiał.
***
Powstanie listopadowe, choć upadło jesienią 1831 roku, nie było pozbawione szans na sukces. Przynajmniej wojskowy. Jeszcze wiosną 1831 roku Polacy w polu górowali nad przeważającą liczebnie armią rosyjską; niestety, ich zwycięstwa nie zostały wykorzystane politycznie. Nie wiadomo na ile dłuższy zbrojny opór przeciw europejskiemu mocarstwu byłby możliwy. Trzeba także pamiętać o na ogół niechętnej postawie państw ościennych oraz potępieniu zrywu przez Watykan.
Faktem jest, że powstanie obudziło w Polakach ducha wolności, który wykorzystali poeci tworzący w epoce romantyzmu. Polska kultura przetrwała. Dorosło jednak nowe pokolenie i wybuchł kolejny antyrosyjski zryw – powstanie styczniowe. „Czy warto było się bić?” - to pytanie, które co jakiś czas powraca. Bez względu na upływający czas.