Goralenvolk, czyli idea narodu góralskiego, to czarna karta dziejów Podhala. Idea wyznawana przez tych, którzy w 1939 roku zdecydowali się pójść na współpracę z nazistami. Minęło 76 lat od czasu, kiedy podhalańscy kolaboranci okryli się hańbą.
Norwegowie już dawno wyklęli swojego rodaka. Vidkun Quisling, bo o nim mowa, na trwałe zapisał się w historii jako polityk, który z otwartymi rękoma przyjmował w 1940 roku hitlerowców. Ale doczekał się osądu historii - jego nazwisko po dziś dzień jest synonimem zdrady.
A czy pamiętamy o polskim „Quislingu”? Góralu z Kościeliska, który 76 lat temu z honorami witał okupantów w Krakowie. Stał na czele delegacji, która z własnej woli uniżyła się przed Niemcami. Nazywał się Wacław Krzeptowski.
Zapomniany hołd krakowski
Był 7 listopada 1939 roku, ponad dwa miesiące po zajęciu Podhala przez Wehrmacht. Krzeptowski w towarzystwie współpracowników przybył na Wawel, aby złożyć hołd obejmującemu urząd generalnego gubernatora okupowanych ziem polskich – Hansowi Frankowi.
Nazista nie pozostał dłużny i pięć dni później przyjechał do Zakopanego. Tam Krzeptowski podziękował mu za wyzwolenie z polskiego ucisku. – Mój drogi przyjacielu, dwadzieścia lat jęczeliśmy pod polskim panowaniem, a teraz wracamy pod skrzydła wielkiego narodu niemieckiego – mówił do Franka.
Krzeptowski, przed wojną działacz Stronnictwa Ludowego, widział we współpracy z Niemcami szansę na stanie się szanowanym góralskim przywódcą. Bo chciał stać na czele nowego narodu, który w jego przekonaniu wiele więcej łączyło z Niemcami niż z Polakami. Dlatego wspierał ideę goralenvolku – rzekomego narodu góralskiego. Na jej urzeczywistnieniu w nie mniejszym stopniu zależało okupantom, którzy chcieli podzielić polskie społeczeństwo. Goralenvolk miał być w przyszłości podwaliną do stworzenia kraju góralskiego – Goralenland.
Narodziny nowego "narodu"
29 listopada 1939 roku odbyło się posiedzenie przedwojennego Związku Góralskiego. Nastąpił w nim rozłam, a ci, którzy głęboko wierzyli w swe niemieckie korzenie założyli tzw. Goralenverein. Oczywiście z Krzeptowskim na czele.
W połowie 1940 roku na terenie powiatu nowotarskiego przeprowadzono spis ludności. „Narodowość góralską” zadeklarowało od kilkunastu do około 30 proc. podhalańczyków. Najwięcej w większych miejscowościach – Szczawnicy, Nowym Targi i Zakopanem. Łącznie wydano 27 tys. kennkart góralskich oznaczonych literą „G”, choć nie wszyscy ich posiadacze aktywnie współpracowali z nazistami. Wielu z nich kierowało się nadzieją na lepsze życie; chodziło głównie o większe przydziały żywności. Ale ci, którzy deklarowali się Polakami, nie poszli na łatwiznę. I żyło im się gorzej.
Kariera i upadek kolaboranta
Współpraca z Niemcami otworzyła Krzeptowskiemu drzwi do kariery urzędniczej. W lutym 1942 roku mianowano go przewodniczącym Komitetu Góralskiego, który, obok Zakopanego i Nowego Targu, miał swoje przedstawicielstwa m.in. w Poroninie, Szczawnicy i Chochołowie. Zastępcą Krzeptowskiego był inny znany kolaborant – Józef Cukier. Obaj zostaną w przyszłości wyklęci z lokalnej społeczności.
O tym, że przynależność do „narodu górali” to jedynie wytłumaczenie kolaboracji z nazistami od początku przekonane było polskie podziemie niepodległościowe. I właśnie dlatego ścigało ono Krzeptowskiego. Polska Podziemna wydała na zdrajcę wyrok śmierci. Od 1944 roku chcieli go aresztować także Niemcy.
Skruszony zdrajca
Ukrywał się w górach, ale długo nie przetrwał; w końcu i do niego dotarła świadomość, że przegrał życie. Chciał nawet wstąpić do słowackiej partyzantki, jednak bezskutecznie. W końcu wpadł w ręce żołnierzy z oddziału AK „Kurniawa”. 20 stycznia 1945 roku zawisł na jednym ze świerków w Zakopanem.
Część pozostałych kolaborantów osądzono w zakopiańskim procesie przeprowadzonym w listopadzie 1946 roku. Najwyższy wyrok usłyszał dobry znajomy Krzeptowskiego - Cukier. Po wojnie zmienił nazwisko, ale do końca żył z piętnem zdrajcy. Inny góralski czarny charakter – Witalis Wieder, agent Abwehry, uciekł do Niemiec. Wyrok śmierci wydano na niego zaocznie.
– Przekazuję cały swój majątek... na rzecz oddziału partyzanckiego „Kurniawa” z własnej nieprzymuszonej woli, jako jedyne zadośćuczynienie dla Narodu Polskiego – zapisał w testamencie Krzeptowski.
Skończył tragicznie, ale świadomie wybrał życiową drogę. I podobnie jak jego współpracownicy okrył góralską społeczność hańbą. Bo goralenvolk był największą zinstytucjonalizowaną formą kolaboracji na okupowanych przez Niemców ziemiach Polski.