
Uwolniony kilka dni temu polski misjonarz ks. Mateusz Dziedzic jest już w Polsce. Po wylądowaniu w Warszawie znalazł nawet siły na konferencję prasową. Opowiadał jak wyglądało jego porwanie w Republice Środkowej Afryki.
REKLAMA
Porwany w połowie października w Republice Środkowej Afryki ksiądz Mateusz Dziedzic jest już w Polsce. Został uwolniony w środę, m.in. dzięki rozmowom z prezydentem RŚA. Po wylądowaniu w Warszawie opowiadał o swoim porwaniu oraz o negocjacjach nad uwolnieniem – relacjonuje tvn24.pl.
Ks. Dziedzic na konferencji prasowej w niedzielę wspominał, że rebelianci przyszli w nocy i chcieli uprowadzić dwóch księży. Od razu poinformowali, że nie chcą pieniędzy, tylko chcą porwaniem wymusić uwolnienie swojego szefa, Abdoulaye Miskine. Bojownicy początkowo chcieli uprowadzić dwóch polskich księży. Dziedzic zaproponował jednak, by wzięli ze sobą tylko jego, na co bojownicy w końcu przystali. Czytaj więcej
Źródło: tvn24.pl
Polski duchowny opowiadał, że w ciągu kilkunastu godzin musiał przejść ok. 35 km. W obozie, gdzie go przetrzymywano panowały trudne warunki: więźniowie byli trzymani w namiotach, leżeli na karimatach i byli skuci parami. Jednak ks. Dziedzic był traktowany dobrze, bo jak mówi jest księdzem, a do tego jest biały. Celem porwania było wymienienie europejczyków na przywódcę przywódców rebeliantów Abdoulaye Miskina.
Źródło: tvn24.pl
