
Watykan wraca do geopolitycznych rozgrywek. Pokazuje to wizyta Franciszka w Turcji – zarówno nawiązanie dialogu z islamem, jak i potępienie działalności terrorystów spod znaku ISIS. Pokazała to wizyta w Ziemi Świętej, podczas której okazał się wytrawnym politykiem. Wielu porównuje Franciszka do Jana Pawła II – dla Wojtyły wyzwaniem w dwubiegunowym świecie zimnej wojny był komunizm, dla Bergoglio – rosnące napięcia między Zachodem a światem muzułmańskim. – Jan Paweł II był mistrzem Franciszka. Obu cechuje pragmatyzm – przekonuje w rozmowie z naTemat włoski watykanista Giacomo Galleazzi z dziennika "La Stampa".
Podczas mszy, którą biskup Rzymu odprawił razem z patriarchą Konstantynopola Bartłomiejem I, Franciszek mówił o tym, że ludzie wszystkich religii i wyznań nie mogą pozostawać obojętni na los ofiar "nieludzkiej i brutalnej" wojny, która toczy się tuż za drzwiami. W wydanym wspólnie oświadczeniu Franciszek i Bartłomiej napisali: – Wzywamy muzułmanów i chrześcijan, by pracowali wspólnie na rzecz sprawiedliwości, pokoju i szacunku dla godności i praw każdej osoby, zwłaszcza w regionach, gdzie od wieków żyli razem w pokojowej koegzystencji, a teraz wspólnie cierpią horrory wojny.
To druga w ciągu zaledwie kilku miesięcy wizyta papieża na Bliskim Wschodzie i druga, która wysyła dobrze słyszalną wiadomość: w czasach świata być może bardziej spolaryzowanego niż podczas zimnej wojny Franciszek ponownie umieszcza Watykan na politycznej szachownicy. Najpierw energicznie zabrał się za porządki w mającej złą prasę rzymskiej kurii, stosuje politykę zero taryfy ulgowej dla duchownych łamiących prawo, a teraz pokazuje, że angażuje się – i będzie angażował – w świat wielkiej polityki światowej. Zdecydowanie potępił terroryzm, wezwał do dialogu dwóch wielkich religii i położenia kresu fundamentalizmowi oraz powtórzył, że dozwolone jest użycie siły, by powstrzymać ekstremistów.
Jeszcze większe emocje wywołała majowa wizyta Franciszka w Ziemi Świętej, podczas której niespodziewanie, podczas mszy w Betlejem, zaprosił prezydenta Izraela Szymona Peresa i prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa do Watykanu na rozmowy i wspólne modlitwy w czerwcu. Po zaledwie godzinie obydwie strony przyjęły zaproszenie. Po tej politycznej niespodziance wielu publicystów pisało, że "trudno dyskutować z faktem, że Franciszek jest najlepszym politykiem świata". Było również wielu, którzy uznali to wydarzenie za nieznaczący, zaledwie symboliczny gest, który nic nie zmieni – warto jednak zauważyć, że Franciszek odniósł sukces tam, gdzie zawiodła amerykańska dyplomacja, która od miesięcy starała się doprowadzić do rozmów pokojowych między Izraelem a Palestyną.
Właśnie między tym ostatnim a Franciszkiem można, jeśli chodzi zaangażowanie w politykę, dopatrzyć się wielu analogii. Liczne pielgrzymki Jana Pawła II były często starannie zaplanowanymi wizytami politycznymi – zwłaszcza te w latach 80. – kiedy papież odwiedzał te kraje, które geopolitycznie dzieliła Żelazna Kurtyna. Watykanista Giacomo Galleazzi z włoskiego dziennika "La Stampa" i komentator serwisu Vatican Insider w swojej książce "Wojtyla Segreto", po przeanalizowaniu tysięcy dokumentów i przeprowadzeniu setek rozmów, stawia tezę, że Karol Wojtyła został już w latach 50. namaszczony na papieża – jako ten, który miał wygrać walkę z komunizmem.
Konfliktem, w którym Watykan angażuje się najbardziej, jest ten w Syrii – Franciszek nalegał, by przedstawiciele Watykanu byli obecni podczas rozmów pokojowych w Szwajcarii. Wizyta w Turcji i słowa, które tam padły, potwierdzają to – dla Franciszka islam jest takim samym wyzwaniem, jak komunizm dla Jana Pawła II. Z jednej strony chodzi o dialog z islamem, z drugiej – o właściwe rozpoznanie rosnącego zagrożenia, które stwarzają organizacje spod znaku światowego dżihadu.
Polityka Watykanu wczoraj była nastawiona na dialog z komunistycznym Wschodem, dziś jest nastawiona na dialog z islamem. Franciszek chce, by kanał tego dialogu pozostał otwarty. Obserwujemy nowy podział świata na bieguny między Zachodem i islamem; Franciszek nie chce charakteryzować Kościoła na sposób zachodni. Z drugiej strony, jako pierwszy papież z Ameryki Południowej, patrzy na peryferie geograficzne i te egzystencjalne. Uznanie chrześcijan w strefach muzułmańskich za obywateli Zachodu byłoby dla nich pocałunkiem śmierci ze strony rzymskiego Kościoła. Papież wie, że im bardziej mówimy o nich, jakby byli zachodni, tym bardziej im szkodzimy. Franciszek doskonale zdaje sobie sprawę z tego, z jak wielką ostrożnością i delikatnością musi wypowiadać każde słowo.
Wychowałem się na książkach Ratzingera i pozostaje on najwybitniejszym teologiem XX wieku, ale ten cytat był błędem, w dodatku popełnionym w bardzo kluczowym, delikatnym momencie, kiedy trwała wojna między muzułmanami umiarkowanymi a radykalnymi, między szyitami a sunnitami. W protestach, które wybuchły po tych słowach, ginęli ludzie. Bergoglio wie, że każde jego słowo może przysporzyć cierpień chrześcijanom i narazić ich w ten sposób na niebezpieczeństwo.
Zdaniem wielu zajmujących się tą tematyką publicystów dzisiejszy świat, z tak wieloma punktami zapalnymi, jest geopolitycznie trudniejszy niż ten dwubiegunowy z czasów zimnej wojny. – W globalizacji chodzi o coraz większą integrację – uważa cytowany przez "Huffington Post" Bryan Hehir, profesów studiów religijnych na Harvardzie. – W Somalii, Bośni, Rwandzie i Syrii chodzi zaś o postępujący podział – dodał.
