
Partie wodzowskie to jeden z najczęstszych epitetów, jakimi określa się PO i PiS. Tymczasem liderzy tych partii przekonują, że to jedyny sposób, by organizacja działała sprawnie. I rzeczywiście, lider jest jak prezes w korporacji: trzyma ją w ryzach, wyznacza kierunek i przyjmuje odpowiedzialność. Ale nawet CEO no pozostaje głuchy na sygnały z firmy. Z tym polscy politycy mają już jednak problem.
Bo zarówno media, jak i politycy przyzwyczaili się już do jednoosobowego, niepodzielnego kierownictwa. Nikt nie pamięta Unii Wolności, gdzie obrady klubu były znacznie bardziej burzliwe niż debaty z opozycją na sali posiedzeń. Z niedowierzaniem przyjmuje się opisy funkcjonowania AWS, w której na podstawie skomplikowanego algorytmu wyliczano, jaka jest waga głosów każdej z frakcji podczas wewnętrznych głosowań.
Dziś, w warunkach ogromnej siły mediów i błyskawicznego przepływu informacji, jednoosobowe przywództwo jest warunkiem sprawności działania. (…) Partia nie może dziś 80 proc. czasu poświęcać kwestionowaniu przywództwa i uzgadnianiu stanowisk. To nie jest tylko specyfika Platformy. Tak jest wszędzie. Wszystkie demokracje jak tlenu potrzebują dziś czytelnego przywództwa. Ono może być lepsze lub gorsze, ale nie ma innej drogi. Czytaj więcej
W kontynentalnej polityce, z systemem wielopartyjnym i ordynacją proporcjonalną partie muszą wyraźnie odróżniać się od konkurencji, jednocześnie prezentując spójną postawę. Szyld musi się natychmiast kojarzyć z określonym zestawem poglądów. Partia nie może sobie pozwolić na to, by jej przedstawiciele za pośrednictwem mediów ustalali jak zagłosują.
Bo nie każdy spór, nawet publiczny, to łamanie jedności partii. Tymczasem kiedy w PO trwały spory w sprawie in vitro czy związków partnerskich, wieszczono rozpad partii. Nie wszystkie konflikty muszą się kończyć tak jak w przypadku odejścia Marka Jurka, Joanny Kluzik-Rostkowskiej czy Zbigniewa Ziobry. Na razie jednak brakuje naszym politykom tego wyczucia, które pozwoliłoby na kulturalne i rzeczowe spieranie się.
Ale twarde zarządzanie przez silnego lidera nie może być „trzymaniem za twarz” i łamaniem sumień. Rozsądny lider musi uważnie słuchać otoczenia. To także wniosek płynący z biznesu: ci, którzy nie udają, że są najmądrzejsi, ale otaczają się mądrzejszymi i lepszymi po prostu osiągają lepsze wyniki. Tymczasem w polskiej polityce brakuje otwarcia liderów na pomysły z zewnątrz.
Dzisiejszy PiS nawet nie jest partią wodzowską, bo wódz musiałby liczyć się z drużyną. To jest raczej partia typu sułtan i jego eunuchy polityczne, tak jak w imperium osmańskim. Sułtan nie musi liczyć się z eunuchami. To jest mechanizm, który zabija partię jako pewien żywy organizm i skłania do podejmowania decyzji, które nie naruszają przekonania pana prezesa o jego politycznej wybitności oraz o wybitności jego brata prezydenta. Czytaj więcej
Ale oczywiste jest, że podobny proces wyjaławiania otoczenia postępował także w PO. Przyjrzałem się temu z bliska pisząc pracę licencjacką o władzy w tej partii. Zaczęło się od trzech muszkieterów (Tusk, Płażyński, Olechowski). Później czołówka władzy się zmieniała, ale jeden element pozostawał w niej stały: Tusk.
Można spodziewać się, że to początek transferów a nie koniec. Dlatego dzisiaj Kopacz ma szansę zmienić nie tylko PO, ale i styl zarządzania partiami politycznymi w Polsce. Ten efekt może być wzmocniony przez zmianę warty w PiS (gdyby następcą Jarosława Kaczyńskiego został Andrzej Duda) lub osłabiony (jeśli partię przejmie działający jak prezes Joachim Brudziński).
Ważne jednak, że nie wykorzystywała swojej pozycji do usuwania współpracowników, którzy się z nią nie zgadzają. Nie było też w jej ugrupowaniu takich, którzy jej zagrażają, bo nikt nie miał tak wielkiego talentu i doświadczenia jak ona. Tutaj widać wyraźną analogię z największymi polskimi partiami (przed odejściem Tuska). Naszym liderom niestety zabrakło klasy i pewności siebie, by tolerować potencjalnych konkurentów czy następców.
