
Wielkie koncerny i małe firmy, spece od marketingu i banki nie tracą żadnej okazji do tego, by zebrać na nasz temat jak najwięcej informacji. Zdaniem ekspertów, dziś w Polsce ten proceder kwitnie jak nigdy wcześniej, a ukrócić mogłyby go tylko kary finansowe nakładane na winowajców.
– Bardzo trudno to jednak udowodnić – mówi mecenas Tomasz Osiej, radca prawny specjalizujący się w ochronie danych osobowych. I dodaje: – W polskim sektorze ochrony danych osobowych do bezprawnego wykorzystania danych, czy wręcz ich kradzieży dochodzi bardzo często i niemal za każdym razem nikt nie ponosi za to odpowiedzialności.
Firmom najbardziej zależy na tym, by znaleźć się w posiadaniu naszego numeru PESEL, numeru telefonu i konta bankowego, adresu mailowego i adresu zamieszkania. Za obszerną bazę danych na czarnym rynku koncerny płacą nawet po kilkadziesiąt tysięcy złotych. I trudno się dziwić. Ta inwestycja szybko się zwraca.
Naczelny Sąd Administracyjny w wyroku z 13 lipca 2004 r. stwierdził, że „jeżeli jedna firma kupiła dane osobowe od innej, musi o tym niezwłocznie poinformować osoby, których dotyczy transakcja. Nie wolno też wysyłać jednocześnie ofert marketingowych, gdyż dalsze korzystanie z takich danych zależy od zainteresowanych, którzy mogą zgłosić sprzeciw lub skorzystać z innych form kontroli”.
Podmioty tworzące własną bazę danych od podstaw, szukają do tego jak najkrótszej drogi. Tu naturalna wydaje się im pomoc osób trzecich, zwłaszcza, że w świetle prawa polskiego grożą za to naprawdę niewielkie, by nie powiedzieć żadne, sankcje. Przede wszystkim dlatego, że naruszenie przepisów o ochronie danych osobowych niezwykle trudno udowodnić. Sytuację komplikuje fakt, że często sami firmom ułatwiamy zadanie podając, np. przy rejestracji w internetowym sklepie czy na portalu społecznościowym nasze dane i – co gorsza – wyrażając zgodę na ich przetwarzanie. Warunki tego przetwarzania zwykle opisane są w regulaminach, a tych – niemal nigdy nie czytamy. – Niemniej jednak - zamieszczenie zgód i innych informacji kierowanych do klienta, obowiązkowych z punktu widzenia przepisów, nie jest właściwe i nie legalizuje pozyskania danych – kwituj Osiej.
– To jest możliwe właściwie tylko wtedy, kiedy z całą pewnością wiemy z jakiej bazy i dokąd wypłynęły nasze dane – przekonuje prawnik. Ale nawet jeśli winę uda się udowodnić ponad wszelką wątpliwość to i tak firma, która dopuściła się nielegalnego handlu danymi osobowymi swoich klientów, niewiele na tym straci.
Jeśli (…) chodzi o odpowiedzialność karną wynikającą z omawianej ustawy, to wskazać należy, że ten, kto przetwarza w zbiorze dane osobowe, do których przetwarzania nie jest uprawniony, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2 (art. 49 ust. 1). Takiej samej karze podlega ten, kto zaś administrując zbiorem danych lub będąc obowiązany do ochrony danych osobowych udostępnia je lub umożliwia dostęp do nich osobom nieupoważnionym (art. 51 ust.1). O nałożeniu takiej kary decyduje sąd.
