
Przypadek Amazona jest jaskrawym przykładem tego, z jak wielkim konfliktem tragicznym Polacy muszą się zmierzyć. Jesteśmy wykorzystywani i nie podoba nam się to, ale bardzo chcemy pracować. Większość polskich pracowników jest dotkniętych przez syndrom sztokholmski.
Amazon jest gigantycznym sklepem internetowym. Sprzedaje i rozsyła na cały świat książki, ubrania, płyty i kosmetyki. Logistycznie jest to biznes arcytrudny do zarządzania. Wszystko musi być perfekcyjnie, każda paczka powinna trafić pod wskazany adres, produkty muszą być w stanie idealnym. Nic nie może się wysypać. Czy to dlatego, że szef Amazona jest takim perfekcjonistą? Możliwe, ale z pewnością nie cechy osobiste Bezosa decydują o wyśrubowanych standardach.
Niedawno rozmawiałam z chłopakiem, który przez pięć lat pracował w Anglii. Z jego obserwacji wynikało, że Polacy jeździli tam na roboty przede wszystkim po to, by wrócić do domu na wózku inwalidzkim. Pracowali najciężej i najdłużej ze wszystkich. Ciekawe, że za granicą godzimy się na jeszcze bardziej uwłaczające warunki. Długie godziny przy sortowaniu śmieci, w tym odpadów medycznych i najróżniejszych toksyn w podlondyńskiej miejscowości? Spoko, możliwość wysłania rodzinie paczki z UK wynagrodzi te niewygody. Pracownicy Amazona narzekają, że mają cztery dni pracy bez przerwy i w tym czasie rzadko widzą swoją rodzinę. Emigranci zarobkowi zostawiają w Polsce swoje dzieci, współmałżonków na długie lata. Gdy się jedzie za granicę pewne aspekty można wziąć w nawias? Nie tłumaczę zagranicznego koncernu, chcę zwrócić uwagę na pewien paradoks.
Kolejna rozmowa. – Prowadzę agencję pracy – słyszę. Zapytałam czy chodzi o pracę tymczasową. – Tak, leasinguję ludzi – wyjaśniał. – Jak samochody – dopowiedziałam z przekąsem. Mój rozmówca szczerze się uśmiał. – Tak, jak samochody, sam lepiej bym tego nie ujął.
Znam to z autopsji, nie z Amazona, a z produkcji chipsów w Grodzisku Mazowieckim i kosmetyków w Kaniach Helenowskich - powiedzmy wprost: taka praca przypomina niewolnictwo. Wyzysk w starym, dobrym stylu kolonialnym.
Nigdy nie zgodzę się z tzw. "zdroworozsądkowym" podejściem, że jak jest praca to trzeba ją brać i nie narzekać, bo bez zajęcia jest jeszcze gorzej. Skoro pracodawca chce zatrudnić, to trzeba przyjąć jego warunki z dobrodziejstwem inwentarza, nie wychylać się, pokornie znosić niewygody.
Odhumanizowanie pracy - wersja hard. Producent prozaku zaciera ręce, kolejni wierni konsumenci na długie lata.
No i z punktu widzenia niewykwalifikowanego pracownika nic tylko się cieszyć. Proste prawa popytu i podaży. Skoro zmalała liczba pracowników tego typu (podaż), a popyt na nich jest na tym samym poziomie, to pracodawcy będą oferować lepsze warunki pracy, bo wzrosła cena takiego pracownika na rynku. Proste.
