
Udział w turniejach to była taka adrenalina, której nie da się zapomnieć. Pamiętam swój pierwszy występ. Gdy przedzierałam się konno przez wiwatujący tłum rozpierała mnie duma i uczucie zwycięstwa, chociaż jeszcze nawet nie napięłam łuku. Byłam ubrana w XII-wieczny ruski strój chłopięcy. Pamiętam ten moment, kiedy widownia skandowała, a ja próbowałam jedną ręką naciągnąć cięciwę cały czas galopując. Trafiałam raz w tarczę, raz w snopek słomy, ale i tak czułam się jak zwycięzca!
Członkowie bractw tworzą jedną wielką rodzinę. Użyczają sobie sprzętów, namiotów, wspólnie organizują wyjazdy na turnieje. Zgodnie twierdzą, że gdy ktoś potrzebuje pomocy, może otrzymać ją na każdym końcu Polski. To właśnie ludzie są najważniejsi w świecie rekonstruktorów, to oni tworzą ten klimat. Nie ma tu granic wiekowych, barier wykształcenia, miesięcznego przychodu. Tutaj ważne jest to, kim jesteś w świecie rekonstruktorskim, co robisz poza nim, nie ma takiego znaczenia. Na Grunwaldzie ludzie często nie znają nawet swoich imion. Każdy ma jakiś przydomek i nim się posługuje.
Każdy z nas ma po 500 znajomych na Facebooku, z czego 90 procent to właśnie rekonstruktorzy. Nie ze wszystkimi mamy jednak taki bliski kontakt. Z większością widujemy się raz na rok na Grunwaldzie. Dlatego właśnie trzeba tam być!
W bractwach jest wiele par i małżeństw. Jak mówią rekonstruktorki „najłatwiej jest przecież znaleźć drugą połowę wśród „swoich”. Tutaj relacje damsko-męskie są bardzo bliskie – jest flirt, są umizgi, jest przyjaźń i miłość.
Prestiż wywalczyć można sobie mieczem, wiedzą lub tym, że jest się ultrasem, czyli znawcą historii, który w najdrobniejszych szczegółach odtwarza średniowieczną kulturę materialną. Sprzęty, ubrania i zbroja w wersji „ultra” to koszt liczony w dziesiątkach tysięcy. Dla facetów prestiż jest ważny, dla kobiet również. Jedni i drudzy chcą być znani i podziwiani, zasłużyć się czymś wśród innych rekonstruktorów. Wiedzą także, że dobrze jest być z kimś, kto ma pozycję. Dziewczyny uważają, że mężczyźni wstępują do rycerki, żeby poczuć adrenalinę i zdobyć sławę. We współczesnym świecie coraz trudniej im się wykazać, dlatego tęsknią do czasów, kiedy byli wojownikami, polowali, bronili honoru swoich wybranek i rodziny.
– Nigdy nie doszło między kobietami do rękoczynów, ale rywalizacja jest. Coś takiego ma właśnie Hubert. Większość dziewczyn, które znam, starały się o niego. Podoba się kobietom jako facet, jako wojownik. Jego wysoka pozycja w świecie rekonstruktorów ma duże znaczenie – mówi Dorota-Pscóła.
Dziewczyny mówią też o facetach, którzy wiedzą, że nie będą wielkimi „fajterami” i bardzo to przeżywają. Jednak na temat średniowiecza wiedzą wszystko. Wielu z nich chciałoby mieć większy prestiż, który daje zbroja.
Takich imprez nie ma nigdzie. Ani na studiach, ani na domówkach. Turnieje rycerskie to przede wszystkim wielkie spotkanie towarzyskie, mnóstwo ludzi z Polski i zagranicy. Wszyscy razem piją, śpiewają i tańczą. To młodość, która się nie kończy.