- Nie dziwię się, że nikt nie chce z panem rozmawiać - tak pytania reportera TOK FM skwitowała rzeczniczka Ministerstwa Zdrowia. Aby przygotować prawie każdy artykuł, materiał czy relację, dziennikarz potrzebuje informacji od ministerstw, urzędów czy instytucji. Większość z nas przyzwyczaiła się już do standardowej formułki "to proszę przysłać pytania mailem" i dość długiego oczekiwania na odpowiedź. Często jednak pomimo, że zbliża się czas oddania tekstu do druku czy materiału do emisji ta nie nadchodzi.
Dodzwonienie się do wielu rzeczników graniczy często z cudem. Niektórzy oddzwaniają, inni wychodzą z założenia, że skoro dziennikarz czegoś chce, zadzwoni. Niektórzy są uprzejmi odpowiedzieć SMS-em. Najczęściej ogranicza się on do "nie mogę teraz, proszę zadzwonić później" albo "jestem na spotkaniu, proszę o telefon o 15".
Z nieodbierania telefonów słynie rzecznik rządu Paweł Graś. Odbiera tylko od wybranych, a i to nie jest regułą. Dziennikarze na kłopoty z dostępnością rzecznika poskarżyli się nawet Donaldowi Tuskowi, który zapewnił, że minister zacznie odbierać telefony. - Ostatnio nie dzwoniłem do ministra, ale znając go niewiele się zmieniło w tej kwestii - mówi nam reporter radia RMF FM Tomasz Skory, który na swoim blogu przeprowadził małą krucjatę o poprawę działania Centrum Informacyjnego Rządu. Twierdzi jednak, że trudno jest ocenić Grasia na tle jego poprzedników. Przyznaje, że rzecznicy poprzednich gabinetów, szczególnie na początku III RP byli bardziej otwarci.
Graś jest często nazywany "wirtualnym rzecznikiem", a to za sprawą jego konta na Twitterze. Legendarne stało się już "Dzień dobry!", którym minister witał wszystkich śledzących jego wpisy. Doszło do tego, że dziennikarze zakładali profile na tym serwisie, bo stał się on jedyną drogą kontaktu. Często jedyną szansą na uzyskanie komentarza w sprawie działań rządu było "tweetnięcie" do rzecznika. Informacje o konferencjach prasowych premiera pojawiały się na Tweeterze zanim jeszcze Centrum Informacyjne Rządu zdążyło wysłać depesze do redakcji. Po fali krytyki minister stał się mniej wirtualny a pytania o konferencje Donalda Tuska zbywa "jak Pan redaktor doskonale wie, o terminie ewentualnej konferencji, CIR poinformuje z odpowiednim wyprzedzeniem :)". Kilkakrotnie wyszedł też do dziennikarzy czekających pod siedzibą Kancelarii Premiera, co wcześniej raczej się nie zdarzało.
Jednak nawet, kiedy rzecznik odbierze telefon, nie gwarantuje sukcesu. Prawdziwą zmorą jest uzyskanie wypowiedzi przed kamerą czy do mikrofonu. Powodów jest wiele: spotkanie (trwające często godziny), niemożliwość uzyskania zgody od przełożonego, konieczność zebrania danych czy po prostu "nie komentujemy tej sprawy". Jeśli uda się przekonać rzecznika, co często jest obwarowane zastrzeżeniem, że zadane zostaną tylko wcześniej ustalone pytania, nie oznacza to uzyskania na nie odpowiedzi. Stałą praktyką rzeczników jest powtarzanie jednej, wyuczonej formułki, niezależnie od padającego pytania. Choć i to nic pewnego.
Dziennikarz TOK FM Michał Janczura próbował uzyskać odpowiedź ministerstwa zdrowia na pytania przekazane przez słuchaczy. Nowa rzeczniczka, Agnieszka Gołąbek, która zaczęła pracę w centrum awantury o listę leków refundowanych, po dwóch miesiącach i przesłaniu listy pytań zgodziła się na wywiad. Jednak rozmowa była bardzo nietypowa. Pani rzecznik nie była w stanie odpowiedzieć na znaczną część pytań a większość wywiadu to milczenie między kolejnymi prośbami reportera. Po upublicznieniu przez radio fragmentów rozmowy z 14 lutego Agnieszka Gołąbek zgodziła się na wywiad na żywo.
"Najbardziej absurdalny wywiad jaki czytaliście"
(...)Mówicie, że poczekalnia na Kaliskim stanie pod koniec roku. W czym problem?
- Nie mogę powiedzieć.
Dlaczego pan nie może powiedzieć?
- Tego też nie mogę powiedzieć. CZYTAJ WIĘCEJ
Ta rozmowa z Agnieszką Gołąbek nazywana jest "kuriozalną". Na miano "absurdalnej" zasłużył wywiad, jakiego udzielił (choć nie wiem czy to odpowiednie słowo) prezes łódzkiego PKS, Eugeniusz Smuklerz. Dziennikarz "Gazety Wyborczej" chciał porozmawiać z nim o poczekalni dla pasażerów. Usłyszał prośby o zostawienie tematu, a najczęściej padały odpowiedzi "nie powiem", "wiem ale nie powiem", "proszę zadzwonić później". Rozmowę zakończył stwierdzeniem "nie powiem panu, co pan chce". Może więc rozmowy z rzecznikami nie są tak trudne, jak te z ich przełożonymi?