"No mamy Dress Code w firmie, ale na szczęście nie trzeba go przestrzegać"
Małgorzata Kusper
01 maja 2012, 10:36·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 01 maja 2012, 10:36Takie słowa usłyszałam od klientki. Klientki, która nota bene poprosiła o spotkanie ze mną, ponieważ nie wie jak i w co ma się ubierać.
Najważniejsze jednak, żeby być na NIE do (brr....) dress code'u. Czy Pani wie co to business casual, business professional (etc. niestety często brak polskiej nomenklatury)?
Nie, Pani nie wie o co chodzi, ale najważniejsze, żeby z założenia z tym się nie zgodzić. Jakie to nasze..:) Przypuszczalnie gdyby Pani zechciała spróbować zastosować się do zasad podanych w temacie ubioru, nie miałaby wątpliwości, w czym może pójść do pracy.
Wygląda na to, że mamy konkretny problem ze zrozumieniem definicji. Dress Code stanowi zbiór zasad pisanych lub niepisanych dotyczących wyglądu. To informacje o klasie społecznej, religii, pochodzeniu, statusie materialnym, zawodzie, przynależności do danej grupy czy organizacji, a nawet o orientacji seksualnej. To reguły dotyczące wyglądu obowiązujące w grupie formalnej np. organizacji lub nieformalnej np. grupie rówieśników.
Oznacza to, że dress code nie został wymyślony aby dręczyć nas biedaków, ale aby uzupełnić przekaz. Natomiast my narodowo mamy jakiś taki dziwny cel, żeby się tak wyzbyć tego dress code'u, żeby swobodnie pofrunąć, ale dokąd? Nie wiadomo, najważniejsze, żeby się nie dać!
Oczywiście istnieje też czarna strona dress code'u, jak choćby w przypadku-świętej pamięci-Pana Leppera, który swoim nowym wizerunkiem oczarował wielu. Niestety, wizerunek nie wystarczył, i dobrze!
Tymczasem wczoraj na eleganckim wieczorze rozdania Srebrnych Luster krakowskiego dwumiesięcznika w eleganckiej sali Hotelu Europejskiego, naoglądałam się pań w podkolanówkach w groszki, obszernych podomkach w „esy-floresy”, czy lnianych żakiecikach w łączkę, które nie rozumiały co to koktail (pół formalny wygląd).
To zdjęcie, które zrobiłam będąc w jednym z polskich banków, pani, która mnie obsługiwała:
Atrakcyjna młoda dziewczyna. Ubrana przecież w białą bluzkę, czyż nie?
No tak, ale za małą, co najmniej o jeden rozmiar, przykrótką (odsłaniającą boczki), niedoprasowaną, spod rękawa której wyłaniał się odżetowany zegarek, a na palcu królował pierścień Arabelli. O długości paznokci i brokatowej żółci i przytłustawych włosach nie wspomnę.
Pomyślałam, że koniecznie muszę zrobić research w innych oddziałach. Okazało się, ze na 6 oddziałów, co najmniej jedna osoba w każdym miała -przecież białą, ale- źle dobraną bluzkę. Która była za mała, często ze szczeliną pośrodku odsłaniającą niekoniecznie cielisty biustonosz. Albo wątpliwej świeżości.
Czy tylko w bankach zdarzają się rażące antyprzykłady? Nie. W ZUS-ie do którego musiałam się wybrać, Pani obsługująca petentów miała fluorescensyjny pomarańczowy sweterek (niestety zdjęcia nie zrobiłam). Brokatowa nitka przyciągała uwagę do 20 cm dekoltu, o obfitym oddechu. Najważniejsze, że nie poddała się zasadom i wyraziła swoją osobowość, czy o to chodzi?
Zawsze kiedy jestem w Londynie zadziwia mnie konsekwencja w stosowaniu dress code'u w okolicach biznesowej dzielnicy City. Nie czuć tam buntu, jedynie wysoką świadomość, że do pracy chodzi się w uniformie.
„ To dużo kosztuje, żeby ubierać się zgodnie z dress code'm! Nie stać nas na to, żeby wydać 1/3 pensji na ubranie!” Przeczytałam pod wpisem na temat dress code'u. I sumiennie sobie te argumenty przeanalizowałam.
1. Każdy nosi ubranie (sic!) więc o jakim tutaj dodatkowym wydatku mówimy?
2. Regularne sklepy mają bardzo częste wyprzedaże.
3. Istnieje cała masa sklepów wyprzedażowych i outletów
(żeby już nie powoływać się na komisy czy second hand'y, bo przecież nie każdy musi nosić używane rzeczy)
Nie hołduję garderobie polegającej na opakowaniu w rajstopy, pełne buty, garsonkę i koszulę kobiet w 30 kilkustopniowym upale. Jedynie szukam rozsądnych rozwiązań.
Ufiksowaliśmy się na te garnitury i garsonki (które przecież mogą być ozdobą, a nie szpecić), ale przecież jest cała masa zawodów, gdzie wystarczy dobrze skomponowany casual, w formie dzinsów, mokasynów czy szmizjerek. Dodatki też mogą być bardziej kreatywne niż nudne czółenka na 7cm obcasie, ale kiedy Pani w swojej pracy sięga po telefon, to może lepiej darować sobie kolczyki w formie kiści winogron, obijające się o słuchawkę.
Interesujący jest poniższy materiał TVP w temacie biurowego wizerunku, a Pani
Izabella Łukomska-Pyżalska - prezes piłkarskiego klubu, wykazała się wyjątkowym brakiem znajomości tematu, serwując stwierdzenie „ ja mam większe pole do manewru bo jestem szefową i że tak powiem mogę sobie pozwolić, no praktycznie na wszystko..”(skoro do TV śniadaniowej maluje łuki brwiowe na srebrno i zakłada super mini, to nie chcę wiedzieć, jak wygląda mocniejsza wersja:))
Póki co żyjemy w stadzie, więc może dobrze byłoby poznać „wroga”, który ma nam ułatwić garderobowe dylematy, zanim pojawi się nieuzasadniona potrzeba buntu? Buntować się? Czy z rozsądkiem podchodzić do sprawy? Do nas należy wybór.