Kilka chwil za kierownicą Citroena DS3 wystarczyło, bym wiedział, jaki będzie tytuł tego testu. „Mały, ale wariat” pasuje tutaj po prostu idealnie. I jestem niemal pewien, że większość z Was wybrałaby podobnie. A to był dopiero początek naszej tygodniowej, ale za to jak dynamicznej przygody. Zapnijcie pasy.
Reklama.
Citroen DS to model z naprawdę długą historią, ale dopiero w czerwcu tego roku marka DS niejako wyfrunęła z gniazda i się usamodzielniła. Od tego momentu samochody spod znaku DS zaczęły pojawiać się na kolejnych rynkach. I choć była to spora zmiana, nie ma złudzeń, że cały czas mowa o autach ze stajni Citroena. W tym konkretnym przypadku chodzi dokładnie o DS3 Sport Chic z benzynowym silnikiem 1.6 o mocy 150 koni mechanicznych!
Mały, czyli jaki?
Wystarczy jeden rzut oka, by w głowie z automatu zakwalifikować go do kategorii „małe” (ale nie najmniejsze!). DS3 to auto, które kupuje się (lub nie) wzrokiem. Niewielki, wręcz filigranowy, model od razu rzuca się w oczy. Widać, że designerzy mieli wyjątkowo dużo do powiedzenia. Świecąca DS3-ka przyciąga uwagę z daleka – nie tylko kolorem.
To akurat ciekawe, bo testowany model był w kolorze fioletowym. – Jakim? – pomyślałem bez entuzjazmu, gdy usłyszałem to pierwszy raz. Kojarzy się od razu z damskim, ale sęk w tym, że tutaj nie dało się tego nawet odczuć. Odcień był na tyle dopasowany, że po jakimś czasie przestałem na niego zwracać uwagę. Dobrą przebitką jest srebrna listwa pociągnięta wzdłuż nadwozia, ale korespondująca z kolorem dachu.
Na pierwszy plan wybija się właśnie nietypowy dach, który można modyfikować na różne sposoby. Do wyboru są różne kolory, a także dodatkowe elementy dekoracyjne. Dzięki temu auto w ciekawy sposób wyróżnia się z tłumu, ale trzeba uważać, żeby nie przekombinować. W końcu, co za dużo, to niezdrowo. A jest wybierać z czego, bo producenci przewidzieli 11 wariantów koloru nadwozia i 4 kolejne dla samego dachu.
Personalizować można także felgi, które w tym modelu były 17-calowe i nadawały autu sportowego charakteru od strony wizualnej. A to tylko przedsionek do tego, co czeka pod maską. Ale o tym za chwilę. Podróżując na fotelu kierowcy i pasażera, mamy zaskakująco dużo miejsca. W końcu nie wsiadaliśmy do tak dużego auta. Coś jednak kosztem czegoś, bo podróż na tylnych siedzeniach wygląda tak:
Ale nie oszukujmy się, nikt nie kupuje tego auta do podróży z rodziną czy w cztery osoby. Z przodu siedzi się stosunkowo wysoko, co w połączeniu z wysokim kierowcą skutkowało koniecznością regulowania kierownicy tak, by nie zasłaniała góry zegarów. Będąc przy kierownicy, szkoda że zabrakło na niej przycisków np. do sterowania radiem czy innymi funkcjami, które zostały ukryte w mały widocznym miejscu za nią.
Wewnątrz auta można mieć wrażenie, że siedzimy w zwykłym Citroenie, ale pierwiastek DS szybko daje o sobie znać: jest wykonane z dbałością o szczegóły z materiałów o naprawdę dobrej jakości. Niby plastik, ale wcale nie przeszkadza. W skrócie: jest ładnie, spójnie i „na luzie”. Ciekawym rozwiązaniem jest mały dozownik zapachu w pobliżu kierownicy. Na pierwszy rzut oka ciężko nawet domyślić się, do czego służy.
Na pochwałę zasługuje także multimedialny panel, który jest bardzo intuicyjny, przejrzysty i dobrze, funkcjonalnie zaprojektowany. Do tego naprawdę niewiele znaczący szczegół, ale wyróżniający się na tle innych aut, do którego na początku nieco dziwnie się przyzwyczaić. Zabrakło tu standardowego pokrętła do sterowania głośnością radia. Zamiast tego mamy zwykły guzik (tak, polubiłem go).
Nie podobały mi się za to same zegary, na które szczególnie zwracam uwagę. Bez polotu, którego można się spodziewać, patrząc na nadwozie DS3. Plus natomiast za moment odpalania auta, gdy wskazówki drapieżnie przekręcają się do maksimum, by po chwili wrócić na swoje miejsce. To idealny wstęp do tego, co za chwilę poczujemy pod swoją prawą nogą.
Dlaczego wariat?
Bo widząc go na ulicy nawet nie spodziewasz się, że ze stosunkowo ekstrawaganckim wyglądem w parze idzie aż taka moc. Nie ma mowy o powolnym, krztuszącym się poruszaniu po mieście. Auto jest dynamiczne i zwinne, a przez miasto leci jak mała, fioletowa strzała. I do tego ten głos spod maski. Jeśli zamknąłbyś oczy i spróbował zgadnąć z jakiego auta się wydobywa, raczej nie wskazałbyś na tę niepozorną DS3-kę, która co prawda przyciąga wzrok, ale raczej nie skojarzenia z tak dużą mocą. A zabawa zaczyna się od ok. 3 tysięcy obrotów, gdy auto dostaje prawdziwego kopa. Kierowcy, którzy zostawali w tyle DS3 musieli być co najmniej zaskoczeni.
Do standardowej setki rozpędza się w 7,3 sekundy, co jest naprawdę dobrym wynikiem. Dynamiki nie traci także przy większej prędkości. Dorzucając do tego płynnie przeskakującą 6-biegową skrzynię nie straszne nam wyprzedzanie w trasie. Nawet tych dużo większych konkurentów. Taka moc generuje jednak nie najmniejsze spalanie. Korzystając z uroków mocy DS3-ki trzeba liczyć się ze zużyciem 10-11l na 100km. Niemniej, jeżdżąc spokojniej, można zejść do ok. 7-8l. Cały ambaras w tym, że to auto aż prosi się, by czasem mocniej „depnąć”.
Podsumowanie
Citroen DS3 to auto, które wyróżnia się z dwóch powodów. Na pierwszy – wizualny – zwraca się uwagę od razu. Ciężko nie zawiesić na chwilę oka na aucie, które jest tak zgrabnie zaprojektowane, a jednocześnie może być dowolnie spersonalizowane. Wcale nie tak rzadko ludzie na światłach zerkali z zaciekawieniem w stronę samochodu.
Jeszcze kilka dni temu powiedziałbym, że to auto idealnie dla kobiety. Ale grzechem byłoby kategoryzowanie go w ten sposób, wiedząc co kryje się pod maską. A jak już sami wiecie siedzi tam 150 maluchów, które tylko czekają aż się je wykorzysta. To model, który nie byłby raczej pierwszym wyborem, jako "główny samochód". DS3 to bardziej auto dla osób, które szukają czegoś nowego (drugiego), innego, indywidualnego - z "pazurem". DS3 gwarantuje prawdziwą frajdę z jazdy, ale za to trzeba zapłacić. Ceny modelu zaczynają się od 59 400 zł, ale testowana wersja to wydatek powyżej 75 400 zł.