Jedna sprawa, dwa wywiady, dwa różne światy. Wyborcy, którzy nie śledzą uważnie polityki, ale zainteresowali się powrotem "madryckiej trójki" mogą mieć zupełnie przeciwne poglądy na tę sprawę. Wszystko zależy od tego, czy obejrzeli wywiad w TVP czy w TVN. Pierwszy był niemal nieprzerwanym wykładem Adama Hofmana, w drugim obnażono nadużycia wyrzuconych z PiS posłów.
Adam Hofman, Mariusz A. Kamiński i Adam Rogacki na konferencji prasowej w Sejmie szybko ucięli dociekliwe pytania dziennikarzy obiecując, że będą tłumaczyć się w wieczornych programach trzech głównych stacji informacyjnych. Bo początkowo przedstawiona przez nich interpretacja wydawała się na pierwszy rzut oka spójna i zdejmująca z nich winę.
Łatwy początek bez happy endu
Do czasu, aż pytania zaczęli zadawać dziennikarze. Wtedy na namalowanym przez złotoustego Adama Hofmana obrazie zaczęły pojawiać się rysy. Polityków prawicy uratowali politycy lewicy, którzy mieli zarezerwowaną kolejną konferencję, więc “madrycka trójka” była przepytywana tylko przez kilkanaście minut, wyczerpując tylko ułamek wartych poruszenia kwestii.
Dogrywkę zaplanowano na wieczór i rzeczywiście, podzielili się i każdy z trzech amigos poszedł na starcie z dziennikarzami. To, jak posłowie-podróżnicy poradzą sobie w najpopularniejszych audycjach mogło przeważyć szalę - albo ostatecznie pogrzebaliby szanse na powrót do polityki, albo zostawili za sobą madrycki epizod.
Dwa światy
Duża część wyborców nie interesuje się polityką na tyle, by dociekać jak wygląda uchwała Prezydium Sejmu nr 44 z 1996 roku albo czy kilometrówka jest, czy też jej nie ma. Tym większa odpowiedzialność spada na dziennikarzy, którzy takie rozmowy przeprowadzają. Ich program może być jedynym źródłem informacji o tej sprawie dla przeciętnego wyborcy. To na podstawie pytań i odpowiedzi widzowie wyrabiają sobie pogląd. Dzięki nim zdecydują, czy zwolnić spod pręgierza atakowanych polityków, czy wymierzyć im kolejny cios.
Sami posłowie usunięci z PiS mieli tego świadomość, bo deklarowali, że są świetnie przygotowani, a ostatnie tygodnie poświęcili na analizowaniu prawa i zbieranie dowodów na swoją niewinność. To samo powinni zrobić dziennikarze, a materiałów do tego nie brakowało. Część argumentów podważających słowa Hofmana, Kamińskiego i Rogackiego przedstawiłem już w naTemat.
Trafiła kosa na kamień
Ale wyraźnie nie wszyscy to zrobili. Najtrudniejszą przeprawę miał Mariusz Antoni Kamiński, który był przepytywany przez Kamila Durczoka (rozmowę można obejrzeć tutaj). Szef “Faktów TVN” nie pozwalał swojemu gościowi wygłaszać formułek, które skrzętnie przygotowali sobie posłowie. Kamiński próbował, ale o ile był wykuty z paragrafów i kosztów, to nie umiał odpowiedzieć na najprostsze pytania, te dotyczące etyki i moralności swojego zachowania.
Kamiński się w tej rozmowie nie wybronił, a Durczok wypunktował nadużycia intelektualne w tłumaczeniach zwiedzających Madryt. Dodatkowo to wrażenie wzmocniło autentyczne oburzenie dziennikarza na stawianie się posłów w roli ofiary i mówienie o “zaszczuciu” ich przez media.
Spacerek Hofmana
Równie stanowczy był Jarosław Gugała, który w “Gościu Wydarzeń” w Polsat News rozmawiał z Adamem Rogackim. A pytał o najprostsze rzeczy, na przykład o tematykę poruszaną na posiedzeniach komisji, której członkami są byli posłowie PiS. Rogacki nie umiał odpowiedzieć, choć politycy przekonują, że w Madrycie nie tylko oglądali bruk z bliska, ale i rzetelnie pracowali.
Na antypodach można postawić rozmowę Krzysztofa Ziemca z Adamem Hofmanem (całość programu tutaj). To prawda, że były rzecznik PiS jest najbardziej sprawny medialnie z całej trójki i odwracanie kota ogonem to dla niego codzienność. Ale niestety Ziemiec nawet nie próbował. Bez większych protestów przyjmował formułki Hofmana.
Obowiązek dziennikarza
Osoba, która obejrzała tylko wywiad w TVP miała więc zupełnie inny obraz rzeczywistości niż ta, która swoją opinię wyrobiła tylko na podstawie rozmowy w TVN24. Bliższy prawdzie był ten drugi. Krzysztof Ziemiec nie uniósł ciężaru odpowiedzialności, który na nim ciążył.
Wcale nie dlatego, że powinien był zniszczyć posła wrażej prawicy. Dziennikarz musi być dociekliwy, musi być adwokatem wyborców. Za to dostaje pensję, żeby dokładnie przeanalizować wszystkie dokumenty. Obywatel nie ma na to czasu, po to są dziennikarze. Politycy zawsze będą próbowali uśpić czujność, przestawić dyskusję na inne tory, ocieplić swój wizerunek.
Dziennikarz nie może na to pozwolić, szczególnie jeśli jest ze swoim rozmówcą w studiu sam, nie ma nikogo z politycznej konkurencji. Wtedy to dziennikarz powinien przyjąć pozycję adwersarza, zarówno jeśli chodzi o wyjazdy “madryckiego trio”, jak i o wyjazdy Radosława Sikorskiego. Na tym polega kontrolna funkcja mediów. Krzysztof Ziemiec jej nie wypełnił.