Adam Hofman, Mariusz A. Kamiński i Adam Rogacki zapowiadają walkę o rehabilitację, a między wierszami można wyczytać chęć powrotu do PiS. Przekonują, że prawo stoi po ich stronie, a cała sprawa to nagonka rozpętana przez Radosława Sikorskiego. Ale ich obrona wcale nie jest tak doskonała, jak przekonują.
“Madrycka trójka” przekonuje, że została zaszczuta przez media i polityków, którzy dostali amunicję od Radosława Sikorskiego. Zdaniem Hofmana, Kamińskiego i Rogackiego prawda jest zupełnie inna i leży po ich stronie. Przeanalizujmy więc po kolei zarzuty pod adresem byłych polityków PiS, ich kontrargumenty i słabe punkty ich obrony.
Zazwyczaj podróże posłów organizuje Kancelaria Sejmu. Politycy zgłaszają delegację, a urzędnicy kupują im bilety LOT, z którym polski parlament ma podpisaną umowę. Ale kiedy poseł uzna, że lepiej gdzieś dojechać, niż dolecieć może zrezygnować z biletu i poprosić o wypłacenie ekwiwalentu.
To równowartość ceny biletu, który kupiłaby na tę trasę Kancelaria. I tutaj zaczyna się rozbieżność. Bo według “madryckiej trójki” poseł może te pieniądze wydać jak chce. Jednak uchwała Prezydium Sejmu mówi tylko o przejeździe samochodem. Tak samo formularz, który wypełnili posłowie raportując wyjazd.
"Nie poświadczyliśmy nieprawdy"
W nagłówku dokumentu, który po podróży przedstawili posłowie wyraźnie napisano, że to karta podróży samochodem. "Madrycka trójka" przekonuje, że po prostu innego formularza nie ma, dlatego musieli się rozliczyć na tym. Ale nie ma go dlatego, że jeśli nie leci się samolotem zabukowanym przez Sejm, po prostu trzeba jechać samochodem. Sprawa jest prosta: albo LOT, albo samochód.
Mariusz A. Kamiński przekonywał, że formularz nie jest oficjalnym dokumentem, więc w sumie nieważne jest, co tam napisano. Ale na dole widnieją podpisy każdego z polityków, a to, co wpisali w kratki tabelki jest podstawą do wykonania czynności urzędowych, w tym wypadku wypłacenia posłom pieniędzy. Do tego w każdym z trzech oświadczeń widnieją inne godziny przekroczenia granicy, zarówno w jedną, jak i w drugą stronę. A przecież posłowie lecieli razem, jednym samolotem.
Kancelaria Sejmu kupuje najtańsze bilety
Politycy przekonują, że ekwiwalent to równowartość “najtańszego biletu”. A to nieprawda, bo Kancelaria kupuje w taryfie elastycznej - bilety można zwrócić nawet na chwilę przed wylotem. To wygodne, ale dużo droższe niż standardowe bilety, rezerwowane ze sporym wyprzedzeniem. Różnica może być nawet dwukrotna, jak wylicza “Fakt”. – Sejm kupuje bilety w standardzie flex. To nie znaczy, że są to najtańsze bilety dostępne w cenniku. Są one droższe – mówi gazecie Maciej Mroczek, szef Komisji spraw poselskich.
Kilometrówka nie istnieje
To jeden z najczęściej podnoszonych przez Hofmana i kolegów argumentów. Były rzecznik PiS mówił już o tym w wywiadzie dla tygodnika braci Karnowskich. Autorzy rozmowy umiejętnie manipulowali pytaniami, by pozwolić się Hofmanowi wybronić, a jednocześnie zachować pozory dociekliwości. Bo nawet jeśli zadawali trudne pytania, to kończyli je wspomnieniem o "kilometrówce". I Hofman zamiast odnosić się do istoty rzeczy, powtarza jak mantrę, że nie ma czegoś takiego, jak kilometrówka.
Ale to nie do końca prawda. Bo rzeczywiście, posłowie nie dostają zwrotu kosztów w zależności od liczby przejechanych kilometrów, tylko wspomniany już ekwiwalent. Ale to wcale nie znaczy, że Kancelaria Sejmu nie oblicza kosztów podróży samochodem korzystając z kosztów za kilometr. Takie wyliczenie to podstawa do ewentualnego wypłacenia posłowi różnicy między ekwiwalentem a rzeczywistymi kosztami. Taką możliwość zostawia wspomniana już uchwała Prezydium Sejmu.
Linia obrony posłów ewoluowała. Kiedy sprawa wybuchła przygotowali oświadczenie, przekazane szefowi polskiej delegacji do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy Andrzejowi Halickiemu. Piszą w nim, że w ostatniej chwili musieli zmienić plany i zamiast pojechać samochodem polecieli samolotem. Ale przecież mogli poprosić o bilety w Kancelarii Sejmu. Dlaczego tego nie zrobili? Bo już wcześniej mieli bilety na tanie linie i nie planowali jechać do Madrytu samochodem.
Aktywność
Wyrzuceni z PiS posłowie bronią się też przed zarzutami lenistwa. Przekonywali na konferencji w Sejmie, że walczyli o zwrot wraku tupolewa i o ograniczenie wpływów Rosji w RE. Ale relacje pracowników tej instytucji mówią co innego.Jak pisał sekretarz generalny Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy polscy delegaci często wychodzili z obrad swoich komisji.
Tak jak przewidywałem w naTemat Adam Hofman i spółka próbują wrócić. Do życia politycznego, do Sejmu, a wreszcie pewnie do PiS. Już próbują się przypodobać swojej partii, ostro atakując Radosława Sikorskiego. Ale żeby prezes to docenił, najpierw muszą wypełnić luki w swoim tłumaczeni. Tych jak widać, jest jeszcze sporo.