„Polityka” to najnowsze przedstawienie Teatru 6.piętro, w reżyserii Eugeniusza Korina.
„Polityka” to najnowsze przedstawienie Teatru 6.piętro, w reżyserii Eugeniusza Korina. J. Niemczak

Eugeniusz Korin, dyrektor artystyczny Teatru 6.piętro, opowiada nam o swojej najnowszej premierze - spektaklu „Polityka” według tekstu Włodzimierza Perzyńskiego, dalszych planach zawodowych, inspiracjach i marzeniach zawodowych.

REKLAMA
Dlaczego w najnowszym spektaklu sięgnął Pan po tekst z 1920 roku?
Niestety nie ma polskich, współczesnych komedii, które są inteligentne, dobrze napisane, z dowcipną fabułą, dobrymi dialogami i krwistymi postaciami. Jednym słowem takich, które są dobrym materiałem do pracy zespołu teatralnego i warte uwagi widzów. Niestety. Naprawdę szukamy, czytamy i te sztuki są po prostu niedobre. W porównaniu z nimi tekst Perzyńskiego jest taką perełką.
Sztuka napisana prawie sto lat temu, a jest tak niesamowicie aktualna. Nawet jak czytaliśmy ją z aktorami, to bardzo często któryś z nich przerywał, twierdząc: „To niemożliwe! Ten fragment dopisałeś. To niemożliwe, żeby o tej łapówce, o tym, że załatwili byłej kucharce posadę sekretarki w ministerstwie, o tych układach i układzikach - napisano sto lat temu! To są teksty z pierwszych stron dzisiejszych gazet!”.

Sam fakt, obecności kobiety w sejmie, jest niesamowicie nowatorski!
Tak, główną bohaterką sztuki jest kobieta, była szlachcianka, a obecnie posłanka i to na dodatek posłanka lewicy! Na stole Lenin, na ścianie Marks i “Kapitał” w ręku. Gdyby to przełożyć na czasy współczesne, to ta sytuacja szokowała wtedy tak samo, jak teraz by szokowała np. zmiana płci posła na Sejm. Wówczas wywoływało to takie samo poruszenie! W tej sztuce wszystko jest aktualne, tylko obyczaj jest z lat 20. Tworzy on na tyle niezwykle urokliwy klimat, że nie chciałem go pogubić. Zastanawiałem się, co zrobić, żeby nie gubiąc dowcipu i aktualności, zachować archaiczną składnię, pewną egzaltację, nieco przesadną uczuciowość i szarmanckość. Stąd pomysł, filmu niemego – takiej komedii z życia wyższych sfer z lat 20.
logo
Małgorzata Socha gra Jadwigę Łazańską - kobietę lewicy w sejmie w 1920. J. Niemczak
I zdecydował się Pan połączyć te dwie formy...
I to chyba było najtrudniejsze – znaleźć taki chwyt, który by połączył dwa plany - filmowy i żywy sceniczny. No i jeszce znaleźć wytłumaczenie, dlaczego filmowi bohaterowie uciekają z ekranu w żywy plan. Znalazłem pewne rozwiązanie, które, mam nadzieję, będzie dla widza przekonujące. Otóż bohaterowie filmu uciekają z niego, bo nie mogą się pogodzić, że w ich “nieme” usta są wkładane słowa i myśli, których oni ani myślą, ani wypowiadają na ekranie. Oni graja swoje, a tekst na planszach mówi swoje. Nasze przedstawienie zaczyna się w kinoteatrze w 1921 r. od projekcji niemego filmu, komedii pt. „Miłość poselska czyli polityka”. Grają w nim “wspaniałe gwiazdy srebrnego ekranu”, takie jak Hanka Rolno-Płużna, Iwo Zajączkowski, etc. - oczywiście są to “gwiazdy” wymyślone przeze mnie. Filmowa komedia opowiada perypetie miłosne posłanki lewicy Jadwigi Łazańskiej i posła prawicy Adolfa Burskiego.
Nasi aktorzy grają więc podwójne postacie - aktorów z lat 20. grających bohaterów komedii filmowej. To jest taka piętrowa konstrukcja, która pozwala na niesamowitą zabawę formą i stylem, nie tracąc przy tym niczego z aktualności tekstu.
Przecież to jest niesamowicie trudne! Chociażby warsztatowo - inaczej się robi kino nieme, a inaczej teatr...
Wręcz piekielnie trudne. Bardzo często postać na ekranie rozmawia z postacią w planie żywym. I chociażby to, żeby ich spojrzenia się spotkały, jest ogromną gimnastyką! Bohater z ekranu musi patrzeć w oczy stojącemu na scenie. Jak to zatem sfilmować, żeby dobrze wyszło? Bardzo trudne zadanie, ale liczę na to, że nam się udało.
Zdecydował się pan zachować język oryginalny, czy to nie będzie dekoncentrowało widzów?
Faktycznie, to na pewno jest wyzwanie dla teatru. Ale podejmujemy je, wierząc w naszego widza. Wierzymy także w to, co robimy. Dlatego zachowujemy składnię i obyczaj z lat 20.
Dlaczego?
Po pierwsze, bo ma to w sobie bardzo dużo wdzięku i uroku. Poza tym to po prostu część naszej tradycji. Teraz bardzo często twórcy uważają, że to od nich zaczyna się teatr, kino, muzyka – a to nieprawda. Przed nami było wiele wspaniałych dzieł i artystów. Uważam, że to bardzo ważne, żeby mieć świadomość: kto był przed nami i skąd jest nasz artystyczny rodowód.

Czy da się określić formę tego przedstawienia?
Myślę, że można określić to, co robimy w tym spektaklu gatunkem, który na przełomie XIX i XX wieków nazywał się burleską. To jest obecnie zapomniany gatunek, bardzo trudny w realizacji, można go od czasu do czasu zobaczyć u Anglosasów, np. w filmie “Grand Budapest Hotel”.
Czy nie ma obaw, że połączenie wszystkich tych elementów wywoła zbyt wiele bodźców u widza?
Zobaczymy. Szczerze mówiąc nie wiem. Wszyscy jesteśmy świadomi, że wzięliśmy na siebie bardzo trudne zadanie. To po prostu wyzwanie artystyczne. Zawsze uśmiecham się pod nosem, jak słyszę komentarz: „eeee tam, komedię zrobili”, gdyż komedia to trudny gatunek. W naszym wypadku wręcz arcytrudny. Mam nadzieję, że nie polegniemy. Jednak tego nikt nie wie, póki nie przyjdzie widownia.
Według mnie to przedstawienie będzie budziło bardzo duże zainteresowanie poprzez użycie rozmaitych środków. One są bardzo kontrastowe. Połączenie składni i obyczaju sprzed prawie stu lat, z tak gorącą tematyką, że wydaje się ona wzięta wprost z Państwa portalu, będzie też jego atutem. No i wszechobecna teraz moda na stylizacje... To także znajdzie swoje ucieleśnienie w kostiumie, które ze starannością o najmniejszy detal przygotowuje Beata Harasimowicz. Pojawi się także taper – postać ze świata kina niemego – w tych rolach świetni: Janusz Tylman i Czesław Majewski. No i oczywiście znakomity zespół aktorski. Ufam, że nasza wspólna praca złoży się w spójną całość.
Byli Państwo na Przystanku Woodstock, gdzie jest wyjątkowa publiczność, czy tę sztukę również zdecydowałby się Pan tam pokazać?
Jak najbardziej! Mamy kilka sztuk, które bardzo chcielibyśmy tam pokazać. Chyba potrafimy naszymi spektaklami wciągnąć różne widownie w interakcję, więc dlaczego nie Woodstock. Przecież zobaczmy, kto przyjeżdża na Woodstock. To ludzie, którym na czymś zależy. Kto jedzie tak daleko, w tak trudne warunki? Tylko ci, którym zależy: na muzyce, na sztuce, na przygodzie, na pewnej kontestacji, a to jest najlepszy, najbardziej pożądany widz. Natomiast to, że ktoś nosi irokeza i słucha muzyki, której ja nie słucham, nie wyklucza go z kręgu odbiorców innej sztuki.

Wszystkie Państwa dotychczasowe spektakle były wyjątkowo innowacyjne i zaskakujące, aż boję się zapytać, co będzie dalej?
Największym wyzwaniem dla mnie i dla Michała Żebrowskiego, jako dyrektorów tego teatru, jest repertuar. Nieustannie zastanawiamy się, jakie można by było zrealizować kolejne teatralne przedwsięziecie, żebyśmy jako czynni artyści chcieli w nim uczestniczyć. I które by miało potencjał zainteresowania naszego widza. Michał przecież jest czynnym aktorem, ja jestem czynnym reżyserem, dlatego realizujemy takie sztuki, które byśmy chcieli reżyserować, bądź w nich grać oraz żebyśmy chcieli na nie przyjść, jako widzowie.
Co zrobić, żeby to nie było po prostu głupawką? Bo wiemy, jak przyciągnąć widza tzw. głupawką, ale dla nas byłaby to osobista porażka - jako dla ludzi, którzy bardzo długo uprawiają swoje zawody oraz je po prostu lubią i cenią. Znalezienie repertuaru, który chcielibyśmy zrealizować, który byłby ciekawy dla naszego widza, nie jest takie proste. Chcemy, by nasz repertuar nie był oczywisty.
Gigantyczną rolę w tej układance odgrywa również aktor, bo to nie prawda, że w teatrze najważniejszy jest pomysł reżysera. Tak, reżyser jest bardzo ważny, bo on wszystko zaczyna. Jest niczym Pan Bóg, który tworzy świat. Jednak co to jest za świat bez Adama i Ewy? A właśnie nimi są aktorzy we wszechświecie reżysera. Potem jeszcze dochodzą “wąż, woły i inne zwierzęta i rośliny”, czyli inne środki teatralne. Zaczyna oczywiście reżyser – jego tekst, jego pomysł, ale potem i tak kończy się wszystko na aktorach. Dlatego to bardzo ważne, żebyśmy naszym aktorom dawali ciekawe sztuki.
To jaka będzie kolejna premiera?
Mam nadzieję, że kolejna nasza premiera ucieszy wiele osób. My jesteśmy z tego szalenie dumni. Udało nam się namówić pana Wojciecha Młynarskiego, żeby po raz pierwszy, na scenie Teatru 6.piętro, stworzył swoją artystyczną autobiografię. Nie ma napisanej przez Pana Wojciecha autobiografii, a tym bardziej jej wersji scenicznej. Będzie się to nazywało „Młynarski obowiązkowo”. Jest to sztuka, której pomysłodawcą jest pan Wojciech Młynarski jest on również jej opiekunem artystycznym, scenarzystą, i w której oczywiście są jego piosenki. Reżyserować to przedstawienie będzie współpracownik pana Wojciecha, któremu on bardzo ufa, pan Jacek Bończyk – aktor i reżyser przedstawień muzycznych. Jesteśmy niezmiernie dumni, że pan Wojciech nas wybrał. To będzie premiera, na nasze kolejne, piąte już urodziny w marcu.
A potem?
Mamy nadzieję, że naszą kolejną premierą również zaskoczymy. Znowu będzie Czechow. Tylko trochę inny, taki Czechow, którego nasi widzowie, albo przynajmniej ci z nich, którzy lubią teatr rosyjski, bardziej znają. Będzie to „Wujaszek Wania”, w reżyserii ciekawego polskiego reżysera - Andrzeja Bubienia. Jest on bardzo uznanym, lubianym i cenionym reżyserem, który prowadzi jeden z ważniejszych teatrów w St. Petersburgu, jako dyrektor artystyczny.
Wydaje mi się, że już sam tytuł i obsada są bardzo ciekawe. W spektaklu zagrają m.in. Anna Dereszowska, Wojciech Malajkat, Piotr Machalica i Michał Żebrowski.
Mamy też kolejne plany, bardziej nieoczywiste, lecz to nadal tylko plany. Natomiast te dwie rzeczy są właściwie już w produkcji.
logo
M. Zdunowski
Skąd się bierze inspiracje do takich niesamowitych spektakli?
Żartobliwie: z głowy. Siedzimy z Michałem i myślimy, co zrobić, żeby nie obniżyć naszego poziomu. A serio: próbujmy zrobić wszystko, na co nas stać. Robimy to w jednym celu, żeby w tym miejscu było pełno ludzi. Bo istotą teatru dla mnie są widzowie i ich niekłamane zainteresowanie tym co robimy na scenie.
Teatr to jest niesamowita instytucja, która wieczorem, kiedy odbywają się tu przedstawienia, staje się niewiarygodnym generatorem energii. I to nie jest żadna metafizyka – to jest czysta prawda. Jeśli przedstawienie trafia do widza, to ładunek energii, który się tworzy na widowni (i na scenie) jest ogromny. Jestem przekonany, że w przyszłości naukowcy nauczą się tę dobrą energię, która jest na widowni dobrego spektaklu, kumulować. Dlaczego aktorzy tak rzadko żegnają się z teatrem? Bo on jest jak narkotyk. Nie chodzi o przeberanie się, inne wcielenia, make-upy, piękny wygląd, tylko o odzew z widowni, właśnie o tę energię. A jeśli chcemy, żeby nasza widownia była pełna i dawała nam energię, to musimy troszkę się pogimnastykować. No i stąd te “pomysły”.
Premiera galowa spektaklu pt. „Polityka” w reżyserii Eugeniusza Korina już 10 stycznia, bilety są dostępne na stronie www.teatr6pietro.pl.