W niedzielę przypada kolejna rocznica wprowadzenia w Polsce stanu wojennego przez ekipę gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Towarzyszy jej dyskusja o tym, kto i dlaczego został lub nie internowany.
Poniżej wyjaśniamy czym było i jaki przebieg miała akcja "Jodła".
Jak widać, generał odwołał się do masakry na Wybrzeży z 1970 roku, za którą – jako ówczesny szef MON – ponosił współodpowiedzialność. Jednak po raz kolejny zamierzał wymierzyć cios w wolność obywateli, i tak już ograniczoną.
KOGO INTERNOWANO?
Ogłoszenie stanu wyjątkowego na terenie całego kraju wiązało się z zatrzymaniem działaczy Solidarności, ich doradców, osób należących do opozycji przed 1980 rokiem, a także członków komisji zakładowych fabryk. Lider Solidarności Lech Wałęsa został uznany za więźnia stanu, a nadzór nad nim sprawowali funkcjonariusze Samodzielnej Grupy Ochronnej Biura Ochrony Rządu.
Ale władze poszły dalej i aby zmylić społeczeństwo co do swoich faktycznych zamiarów, zatrzymały też 36 komunistów, którzy wcześniej sprawowali władzę, ale „doprowadzili do odstępstw od socjalizmu”. Wśród nich znaleźli się m.in. były pierwszy sekretarz KC PZPR Edward Gierek oraz byli premierzy PRL Piotr Jaroszewicz i Edward Babiuch.
JAK PRZEBIEGAŁO INTERNOWANIE?
Zatrzymywanie "wrogów" odbywało się zazwyczaj według następującego scenariusza: w nocy przy drzwiach do mieszkań „podejrzanych” pojawiali się funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej w asyście esbeków. Mieli ze sobą listy z nazwiskami, a także łomy, których nie wahali się używać. Po dostaniu się do środka, używano siły fizycznej, a niejednokrotnie także demolowano mieszkania. Wszystko odbywało się wśród krzyków członków rodziny internowanych. Żony (często bezrobotne) i dzieci zatrzymanego zostawiono ot tak, same, na pastwę losu.
Zdarzały się jednak także przypadki ludzkiego zachowania milicjantów – niektórzy odmawiali wykonywania czynności służbowych. Towarzyszący im agenci SB zastraszali jednak domowników. Internowanym mówili nawet, że niebawem ujrzą „białe niedźwiedzie”. Nasuwały się oczywiste skojarzenia – wyjazd na Syberię, co dodatkowo potęgowało obawy zatrzymywanych.
– O pierwszej w nocy zaczęła dobijać się milicja. Nie wpuściłem ich do środka. [...] Początkowo próbowali wyłamać drzwi łyżkami samochodowymi, ale nie udało się. Musieli więc jechać po łomy i kilofy. Żona cały czas krzyczała przez okno, że bandyci i złodzieje się włamują. Dzięki temu paru znajomych, którzy zobaczyli milicję, zdołało uciec. Minęło przeszło trzy godziny, zanim wdarli się do środka i mnie zabrali. Dostałem tylko raz kolbą między łopatki – wspominał Michał Żurek, działacz krakowskiej Solidarności.
Tak z kolei zatrzymanie zapamiętał były pierwszy sekretarz KC PZPR Gierek: – W mroźną zimową noc z 12 na 13 grudnia wkroczyli do mego domu milicjanci wraz z oficerem. Obudzili mnie, waląc pięściami w drzwi. Żona, gdy zorientowała się, że chcą mnie zabrać, zadbała o ciepłą bieliznę i ciepłe ubranie dla mnie. Trwało to jednak niezbyt długo, cały czas byłem bowiem poganiany. Ledwie tylko ubrałem się, zapakowano mnie do samochodu i zawieziono do komendy miasta, do budynku, z którego w swoim czasie chciałem zrobić hotel. Po kilku minutach zaczęli przyjeżdżać inni towarzysze, następni przestępcy niebezpieczni dla państwa.
OŚRODKI INTERNOWANIA
Zatrzymani byli kierowani do komend dzielnicowych MO, po czym wysyłano do więzień lub innych miejsc odosobnienia. W związku z zarządzeniem Ministerstwa Sprawiedliwości z 13 grudnia, powstały łącznie 52 ośrodki internowania (początkowo było ich 46), zlokalizowane na terenie całego kraju.
Większość z nich utworzono w zakładach karnych, m.in. Bydgoszczy-Fordonie, Głogowie, Cieszynie, Kielcach-Piaskach, Kwidzynie, Lublinie, Piotrkowie Trybunalskim, Raciborzu, Sieradzu, Strzebielinku koło Wejherowa (tu trafił Lech Kaczyński), Wrocławiu, Wronkach oraz Warszawie-Białołęce.
Zatrzymywanych osadzano także a aresztach śledczych oraz ośrodkach wczasowych – m.in. w Darłówku, Gołdapi i Jaworzu. Z kolei Lech Wałęsa przebywał najpierw w ośrodku rządowym w Chylicach, następnie w Otwocku Wielkim a wreszcie – w Arłamowie.
Natomiast byłego przywódcę partii komunistycznej Edwarda Gierka oraz jego współpracowników osadzono najpierw w Głębokiem koło Drawska, po czym przeniesiono do Promnika.
WARUNKI W OŚRODKACH INTERNOWANIA
Najgorsze panowały w celach więziennych i aresztach śledczych. Przede wszystkim było zimno i brudno, ale również jedzenie odbiegało od standardów. Ponadto, właśnie w więzieniach najczęściej zdarzały się przypadki używania siły fizycznej w stosunku do zatrzymanych. Za pilnowanie odpowiadała Służba Więzienna, za inwigilację - SB. A tej dokonywano m.in. za pomocą podsłuchów umieszczanych w celach.
Lepsze warunki bytowania zapewniono osobom, które osadzono w ośrodkach wczasowych. Jeden z nich, były dom wczasowy w Jaworzu, był nazywany nawet „złotą klatką” - komuniści świadomie stworzyli w nim o wiele lepsze warunki niż w innych miejscach internowania, gdyż zależało im na podzieleniu społeczeństwa i pokazaniu, że wpływowym osobom opozycji tak naprawdę "jest dobrze".
– Wymowa tego jest przejrzysta: zróżnicować i podzielić; oderwać intelektualistów od robotników, uprzywilejować jednych, aby drugich można było łatwiej im przeciwstawić" – mówił Tadeusz Mazowiecki, który trafił właśnie do Jaworza. Skierowano tam też intelektualistów, ludzi kultury i nauki oraz znanych opozycjonistów. Oprócz Mazowieckiego byli wśród nich m.in. Andrzej Czuma, Stefan Niesiołowski, Bronisław Geremek, a także popierający Solidarność Władysław Bartoszewski, autor dziennika z internowania.
Przed Bożym Narodzeniem 1981 roku do Jaworza z Białołęki trafił także obecny prezydent Bronisław Komorowski. Jak zapamiętał: – Pokoje nie były zamknięte, mogliśmy się poruszać po całym pawilonie, zaryglowane były tylko drzwi zewnętrzne. Na posiłki chodziliśmy do stołówki. Jedzenie było dobre i obfite; jak nam powiedziano, władze przydzieliły nam stawkę żywieniową oficerów w czasie wojny. Mieliśmy wyrzuty sumienia, że nam tu tak dobrze, a ludzie poza murami pewno nie mają co jeść. Byli nawet tacy, którzy zbierali prowiant, aby wysłać do domu. Rodziny z kolei były przekonane, że głodujemy. Przysyłały nam paczki żywnościowe, takie jakie się zgodnie z polską tradycją wysyła do więzienia – smalec i cebulę, która była podstawowym prezentem dla internowanych.
SKALA INTERNOWAŃ
Stan wojenny był wymierzony przede wszystkim w struktury Solidarności – związku, do którego w pewnym momencie należało nawet 10 mln Polaków. Związku, który na mocy Porozumień Sierpniowych 1980 roku został za wiedzą i przyzwoleniem komunistów zalegalizowany.
Dlatego ludzie Solidarności stali się wrogami nr 1 władzy ludowej. Akcja doprowadzania osób „zagrażających” władzy nazwano kryptonimem „Jodła”.
W ciągu jednej nocy, z 12 na 13 grudnia 1981 roku, zatrzymano ponad 3 tys. osób, a przez pierwszy tydzień – ok. 5 tys. (wśród nich ponad 300 kobiet). Łącznie w ciągu stanu wojennego (zniesiono go 22 lipca 1983 roku, po 586 dniach obowiązywania) internowano ok. 10 tys. osób.
Komuniści zaplanowali operację zatrzymania niewygodnych osób na co najmniej kilkanaście miesięcy przed stanem wojennym. Pierwszą, znaną historykom, listę osób, które należało zatrzymać, sporządzono 28 października 1980 roku.
Z alfabetycznym wykazem osób internowanych w czasie stanu wojennego można zapoznać się na portalu internetowym Instytutu Pamięci Narodowej.
GEN. WOJCIECH JARUZELSKI W PRZEMÓWIENIU Z 13 GRUDNIA 1981
Trzeba powiedzieć: dość! Trzeba zapobiec, zagrodzić drogę konfrontacji, którą zapowiedzieli otwarcie przywódcy "Solidarności". Musimy to oznajmić właśnie dziś, kiedy znana jest bliska data masowych politycznych demonstracji, w tym również w centrum Warszawy, zwołanych w związku z rocznicą wydarzeń grudniowych. Tamta tragedia powtórzyć się nie może. Nie wolno, nie mamy prawa dopuścić, aby zapowiedziane demonstracje stały się iskrą, od której zapłonąć może cały kraj. Instynkt samozachowawczy narodu musi dojść do głosu. Awanturnikom trzeba skrępować ręce, zanim wtrącą ojczyznę w otchłań bratobójczej walki.