Jan Jakub Kolski znany był do niedawna przede wszystkim dzięki swoim filmom. Ten najgłośniejszy z ostatnich lat - "Jasminum" zdobył "Gdynię" oraz siedem Orłów w 2007 roku. Po śmierci córki stał się bohaterem kolorowych pism, a paparazzi za wszelką cenę chcieli zrobić zdjęcia z pogrzebu Zuzanny. Świat dla Kolskiego pewnie by się skończył, gdyby nie ostatni film, który, jak powiedział sam reżyser: ""Serce, Serduszko" uratowało mi życie". Historia polskiego reżysera, która jest gotowym scenariuszem na film.
Twórca
Jan Jakub Kolski urodził się 58 lat temu we Wrocławiu. Reżyser i scenarzysta. Dobry operator i jeszcze lepszy autor filmów dokumentalnych i fabularnych. Jego kariera filmowa na dobre rozpoczęła się w 1976 roku, gdy zaczął pracę w Ośrodku Telewizji Wrocław. Najpierw jako pomocnik operatora, by w przeciągu pięciu lat zostań głównym reżyserem. Taki talent! Ma wtedy jakieś 25 lat, a świat filmu stoi przed nim otworem. W tak zwanym międzyczasie trafia do wojska, ale i to nie przeszkadza Kolskiemu kręcić filmów. Dokładnie - reportaży prosto z poligonu, które realizował dla wojskowego programu telewizyjnego. W 1985 roku kończy studia na Wydziale Operatorskim PWSFTviT w Łodzi.
Jako pełnoprawny twórca filmowy swój pełnometrażowy debiut zalicza w roku 1990. Nakręcony w ukochanych Popielawach, czyli miejscu, w którym reżyser się wychowywał, powstaje “Pogrzeb Kartofla”. Film ważny, bo oparty na historii dziadka Kolskiego. Potem było już z górki. Kolejne realizowane przez Jana filmy, takie jak chociażby Pograbek czy Jańcio Wodnik udowadniały, że talent reżysera jest niezwykły, a jego filmy po prostu magiczne. Nie licząc wyjątków, tłem filmów Kolskiego jest polska wieś, co staje się jego znakiem rozpoznawczym.
Jasminum
Przełom następuje 5 maja 2006 roku. Wtedy swoją uroczystą premierę ma film “Jasminum”- jeden z najsłynniejszych filmów w twórczości Jana Jakuba Kolskiego. Obraz doceniają ci, którzy na jego twórczości się wychowali oraz młode pokolenie, które dopiero Jana Jakuba Kolskiego odkrywało.
Historia małej miejscowości Jaśminowo, która opowiedziana jest z perspektywy dziewczynki o imieniu Eugenia chwyta za serca widzów w całej Polsce. Magiczny i piękny świat stworzony przez Kolskiego podoba się do tego stopnia, że Jasminum zdobywa uznanie krytyków filmowych oraz widowni. Na festiwalu w Gdyni jury przyznaje Kolskiemu nagrodę za najlepszą scenografię, a publiczność festiwalu uznaje Jasminum za najlepszy film przyznając mu swoją nagrodę. Rok później Kolski i jego film zdobywa aż siedem Orłów. Za piękne zdjęcia, świetną muzykę, ale także najlepszą rolę męską dla Janusza Gajosa. W filmie jedną z głównych ról gra także Grażyna Błecka-Kolska, prywatnie żona reżysera, którą widzowie kochają i znają dzięki roli Kasi w popularnej komedii “Kogiel-Mogiel”.
Rozwód w cieniu skandalu
Filmowe małżeństwo po dwudziestu pięciu latach postanawia się rozstać. Rozwód rozgrywa się jednak w atmosferze skandalu, który podsycają plotkarskie media. Serwisy o gwiazdach donosiły, że rozpad małżeństwa jest wynikiem romansu reżysera z o wiele lat młodszą modelką, a Grażyna Błęcka-Kolska psychicznie tego nie wytrzymuje. Zaczął się wyścig za sensacją. Prześcigano się w spekulacjach o stanie zdrowia aktorki, a na reżyserze wieszano przysłowiowe psy.
To także pierwszy raz, gdy Jan Jakub Kolski stał się bohaterem bulwarówek, choć wcale o to nie zabiegał. A także dla serwisów plotkarskich, których na rynku w tym czasie pojawiło się coraz więcej. Błęcka-Kolska z czasem wyzna mediom - bycie żoną reżysera nie wyszło mi na dobre. I nie szczędziła słów krytyki, gdy pozbierała się po rozstaniu: - Nie zadbałam o siebie, nie stawiałam granic, nie mówiłam otwarcie o swoich potrzebach, bo wydawało mi się, że twórca jest najważniejszy - mówiła w wywiadzie dla “Zwierciadła”. Aktorka zarzucała reżyserowi, że wciąż romansował, podkochiwał się, a ona to wszystko dzielnie znosiła. - Musiałam być twardą zawodniczką - dodała podczas innej rozmowy. Wtedy też życiem pary zaczęli interesować się paparazzi. Czytający kolorowe periodyki chcieli wiedzieć, jak wygląda i kim jest dziewczyna, dla której Kolski zostawił tak fajną i piękną kobietę, jak Grażyna. Media plotkarskie raz jeszcze upomniały się o parę. W lipcu tego roku, gdy doszło do tragicznego wypadku.
Ginie jedyna córka Kolskich - Zuzanna
Pod koniec lipca tego roku zginęła ich jedyna córka, Zuzanna. Auto prowadziła właśnie była żona reżysera. Panie były w drodze na filmowy festiwal Nowe Horyzonty, który odbywał się we Wrocławiu. Zuzanna przyleciał do polski na wakacje, które miała spędzić z rodziną. Na co dzień mieszkała w Londynie, gdzie ułożyła sobie życie. Chciała, tak jak jej ojciec, robić filmy. Tragiczne wydarzenie, śmierć młodej dziewczyny oraz sam wypadek poruszył wszystkich miłośników twórczości filmowego małżeństwa. Wielu zadawało sobie wtedy pytanie, czy da się z tak potworną stratą żyć. Zaciekawiło także media. Wszystkie. Niestety, zostały przekroczone granice, na które byli małżonkowie nie byli gotowi.
Szczery do bólu wywiad
Podczas pogrzebu Zuzanny, w kościele pojawiają się paparazzi. Kolski tym samym stał się częścią polskiego show-biznesu wbrew sobie, do tego wciągnięty w tę machinę w sposób najgorszy. Paparazzi zakłócili bardzo intymną, do bólu smutną ceremonię, jaką jest pogrzeb. Bardzo prywatną, na którą wstęp powinni mieć tylko najbliżsi. Ubrani w szorty, stanęli niemal w pierwszym rzędzie, zarezerwowanym właśnie dla najbliższej rodziny. Robili zdjęcia, zarówno Janowi, jego pogrążonej w żałobie żonie Grażynie Błęckiej-Kolskiej, jak i nieżyjącej córce, co dla reżysera było czynem absolutnie haniebnym. Obrotem sprawy zaskoczeni byli także dziennikarze, bowiem nigdy wcześniej takie sytuacje nie miały miejsce. Zdjęć nikt nie opublikował. Zaraz po tym wydarzeniu, reżyser mówił tygodnikowi “Polityka”: - Zabrali nam wszystko, co się należy człowiekowi w takich dniach: godność, prywatność, intymność, żałobę. Wszystko. Ale najbardziej nienawidzę ich za to, że nie pozwolili mi spokojnie pożegnać mojego dziecka.
Po tym wszystkim reżyser udzielił, kolejny zresztą raz, świetnego wywiadu, gdzie trafnie punktuje otaczającą nas rzeczywistość. Pierwszy jednak raz mówi tak otwarcie o tragicznym wypadku samochodowym. Jan Jakub Kolski mówi, w rozmowie z magazynem “Viva!”, jak trudno po takiej traumie się podnieść. Jak ciężko jest zebrać siły i żyć dalej.
W rozmowie padają też mocne słowa pod adresem polskich mediów rozrywkowych. - I tak wszyscy wiedzą, co się stało. Choćby za sprawą sześciu okładek w superchujowych gazetach i wyścigu, kto lepiej sfotografuje rozpaczą matkę i zrozpaczonego ojca.
Serce, serduszko
Jan Jakub Kolski rok przed rodzinną tragedią kończy realizację filmu “Serce, Serduszko”. Nie wie jeszcze, że ten film, jak zresztą potem zaznaczy, będzie jego wybawieniem - Ten film ratuje mi życie, pozwala odzyskiwać równowagę, ten film wcześniej niż ja wiedział, co się stanie - mówi Kolski dwutygodnikowi “Viva”. I wyjaśnia, że choć w magię nie wierzy, to nie ma wątpliwości, że “Serce, Serduszko” bardzo mu się przydał. - Miał ucieszyć mnie. Miał ucieszyć widzów. Ale nie miał zadania ratowania mi życia - dodaje. Zbudowany na pozytywnych relacjach i emocjach. Jest w tym filmie miłość, przyjaźń i wiara. W to, że zawsze trzeba gonić marzenia, walczyć z przeciwnościami losu. Dlaczego powstał? Z potrzeby doświadczenia dobrych emocji, których w życiu Jana Jakuba Kolskiego brakowało. - Z deficytu światła w moim życiu wzięła się potrzeba zrobienia "Serca, serduszka". Próbowałem wymyślić historię, która byłaby dobrym nośnikiem dla światła. I wyszło na tę - o marzeniach - mówił Kolski w rozmowie z “Polska Times”.
Film pełen symboli
Pierwsi widzowie, którzy film oglądali, chociażby na tegorocznym Warsaw Film Festival wychodzili z kina poruszeni. Fabułą, świetną grą aktorską Julii Kijowskiej, pięknymi zdjęciami, ale także tym, że to film o miłości. Ojca do córki. Do tego “Serce, Serduszko” to film drogi, gdzie Maszeńka, 11-letnia wychowanka domu dziecka w Bieszczadach, marzy o zostaniu baletnicą. Żeby spełnić swoje marzenia, dziewczynka w towarzystwie swojej wychowawczyni wyrusza w podróż autem po Polsce, której celem jest Gdańsk. Mają tam dotrzeć na egzaminy do szkoły baletowej. Śladem córki i jej opiekunki rusza ojciec. Genialnie zagrany przez Marcina Dorocińskiego. Facet, który za wszelką cenę chce pokazać, jak bardzo kocha swoją córkę.
- Ten film jest piękny, ale z drugiej strony wręcz przerażający. Ta fabuła pokrywa się z tym, co zadziało się dość niedawno. Bardzo przejmujące to wszystko, jak człowiek o tym pomyśli - mówili wychodzący z kin polscy widzowie. - Ostatni raz doświadczyłem takiej radości wiele lat temu, przy okazji pracy nad "Janciem Wodnikiem" - mówił całkiem niedawno Kolski, gdy zapytano go o ostatnie wydarzenia i film, który, jak sam mówi "Uratował mu życie" - Czułem wtedy, że jestem właściwym człowiekiem we właściwym miejscu, zajętym właściwą robotą. A potem to gdzieś przepadło. W ostatnim wywiadzie padają słowa, które wielu potem będzie cytować. Słowa, które tłumaczą, skąd po stracie córki w Kolskim tyle siły, aby żyć dalej: - Dzisiaj czuje się dużo bardziej chu*owo, ale nie mam ochoty dzielić się tą chu*owością z innymi... nie chcę pokazywać, że dziesiątkę mam w okolicach serca. Wcale nie trzeba strzelać w głowę, żeby mnie zabić...".