Coraz bliżej święta. Czas rodzinnych spotkań, spokoju i wyciszenia. Nikt nie potrafi o ciszy opowiadać tak ładnie, jak Olga Bończyk. O ciszy, którą coraz częściej zagłusza bełkot. Polityków, gwiazd, internautów. - W ciszy paradoksalnie można usłyszeć więcej - mówi aktorka, która w rozmowie ze mną opowiada także o rodzinnym domu, niepełnosprawności rodziców, ale także o tym, dlaczego nie fotografuje się na ściankach podczas branżowych imprez. Wrażliwa, normalna. Gwiazda.
Wspomina często pani w wywiadach o rodzicach, dzieciństwie i domu, które były wyjątkowe. A może inne? Które słowo bardziej obrazuje pani rodzinny dom?
Mój dom był „inny” ale też „wyjątkowy”. „Inny” - bo ciszę, która wypełniała każdy kąt, rozpraszałam tylko ja i mój brat. Ja grałam na pianinie, mój brat na skrzypcach. Codziennie śpiewałam przed lustrem ze skakanką w ręku (ot taki substytut mikrofonu) udając, że jestem piosenkarką przy włączonym adapterze, na którym odtwarzałam płyty winylowe zakupione przez moich rodziców. Nasz dom ożywał dźwiękami, gdy wracaliśmy z bratem ze szkoły.
A gdy was nie było…
...Panowała absolutna cisza. Nawet dzwonek do drzwi nie miał dźwięku, tylko był sygnałem świetlnym. Świat ciszy to zupełnie wyjątkowe środowisko dla słyszących ludzi. W ciszy paradoksalnie można więcej usłyszeć. Uczymy się innego „słyszenia” tych samych emocji. Mimika twarzy, gest, spojrzenie, wzrok często mówią więcej niż niejedno słowo. W świecie ciszy całe powietrze wibruje inaczej. To wyjątkowe postrzeganie świata ma jednak dwa kolory: czujesz więcej, ale też stajesz się bardziej wrażliwy i zwyczajny świat staje się czasem zbyt agresywny, zbyt natarczywy… Dziś cisza, jest dla mnie luksusem….
Jak wyglądają święta w Pani domu?
Odkąd zmarli moi rodzice, żadne święta nie są już takie jak dawniej. Każde są inne i przy stole wigilijnym zasiadają zazwyczaj mój brat z rodziną i moi przyjaciele. Zawsze jest uroczyście i z zachowaniem tradycji. Zdarzyły się też takie święta, gdy kilka lat temu, z większą grupą przyjaciół wyjechaliśmy na Karaiby i wigilię spędzaliśmy przy 35 stopniowym upale. Było fantastycznie, egzotycznie i wakacyjnie. Ale, gdy jeden z naszych kolegów odebrał telefon z Polski w chwili, gdy jego rodzina zasiadała do stołu i łamała się opłatkiem zrobiło nam się jakoś nieswojo... Cóż.
Dlaczego?
Święta Bożego Narodzenia to chyba jeden z tych niewielu momentów w roku, gdy chcielibyśmy zamienić się w małe dzieci, które z nosem przy szybie wyczekują pierwszej gwiazdki na niebie, a potem z wypiekami na twarzach otwierają paczki od świętego Mikołaja…
Wróćmy na chwilę do wspomnianej przez panią ciszy, podczas której można paradoksalnie usłyszeć więcej. Ona uczy także wrażliwości? Na przykład na ludzką krzywdę?
Wychowywanie się z niepełnosprawnymi ludźmi zawsze otwiera i uczula nas na krzywdę słabszych od siebie. Pomaganie stało się dla mnie czymś absolutnie naturalnym i odruchowym. Dziś jestem taka, jaka jestem. Nie zastanawiam się nad tym czym różnię się od tych, którzy mieli zdrowe rodziny. Może tak jest, że dziś więcej widzę i czuję, ale nie przeceniałabym tej cechy.
Dlaczego?
W świecie gdzie panuje wszędobylska znieczulica, agresja, wulgarność, parcie na szkło i szybką kasę, te niuanse są niewyczuwalne.
Ścianka, blichtr, eventy
Zostańmy przy “parciu na szkło”. To prawda, że nie lubi pani pozować na ściance?
Rzeczywiście rzadko korzystam z zaproszeń na bankiety czy eventy. Moje życie zawodowe jest tak intensywne, że te nieliczne wolne wieczory lubię spędzać w domu. Bywam na imprezach, które są zwieńczeniem akcji, w której brałam udział lub czuję się związana z daną firmą lub projektem. Bywanie tam, gdzie wszyscy "powinni się pokazać” i sfotografować na ściance, nie należy do moich ulubionych zajęć.
Ktoś o pani powiedział “Dezerterka”, czyli gwiazda która nie chce przynależeć do show-biznesu? Da się będąc aktorką, piosenkarką, artystką? Pytam szczerze...
"Dezerterka" to raczej "ucieczka z ostatniej prostej"… czyli, gdy już zdecydowałam się pójść na bankiet lub event, założyłam sukienkę, pomalowałam się i właściwie jestem gotowa do wyjścia z domu, często zdarza mi się natychmiastowa zmiana planów.
I co wtedy pani robi?
Zdejmuję sukienkę, zmywam makijaż i wchodzę do wanny pełnej piany i relaksuję się, włączam muzykę, czytam książkę… no cóż…taka już jestem.
No cóż? Powiedziałbym raczej: “fajne podejście”.
Proszę mi wierzyć, jestem dziś na takim etapie swojego życia i kariery, że o tym czy mój telefon dzwoni nie decyduje liczba zrobionych zdjęć na ściance.
Zupełnie odcina się pani od tej rozrywkowej części pani zawodu?
Nie odcinam się. Raczej wybieram te, które są dla mnie ważne lub jest mi z danym projektem lub firmą po drodze. Bywam tam, gdzie wiem, że moja obecność jest oczekiwana i przede wszystkim ma sens.
Słowa, głos, dźwięk
Słowa mają moc?
Dla mnie słowo - to klucz do wszystkiego. Moi znajomi wiedzą, że nie rzucam słów na wiatr, że jeśli daję słowo zawsze go dotrzymuje, że słowo u mnie droższe jest od pieniędzy. Wiem, że nigdy się nie zawiedli.
A głos? Zwraca pani większą uwagę od innych, na to co się mówi? Czy ludzie w ogóle zastanawiają się nad tym, jak dobierają słowa?
Dotknął pan tematu, który jest moim „konikiem”. Słowo mówione i pisane jest wizytówką każdego człowieka. Bylejakość, niechlujstwo, nowomowa jest tak irytująca, że chwilami zastanawiam się kto i czy aby na pewno skończył jakąś szkołę.
Skąd się to bierze?
Niestety programy telewizyjne i radiowe są głównym źródłem panoszącego się bełkotu. Nie wiem z czego to wynika. Smutno mi, gdy otwieram telewizor i widzę napuszonych polityków, ludzi biznesu, artystów czy dziennikarzy, którzy swoją postawą dają przyzwolenie na coraz niższy poziom dyskusji, formułowania opinii, aż w końcu publicznego obrzucania się „błotem”. Jest mi smutno ale wiem, że nie mam na to wpływu.
Słowo “głos” jest kluczem myślę do tego, dlaczego pani została aktorką.
Odkąd pamiętam zawsze chciałam zostać piosenkarką i aktorką. Kiedyś zastanawiałam się skąd wzięło się we mnie takie silne pragnienie. Jednym z powodów była chęć wyjścia z mojej zamkniętej skorupy, w której siedziałam ja - mała Oleńka pełna niewiary w siebie, nieustannego poczucia, że jestem gorsza i mniej wartościowa.
Naprawdę?
Tak. Podświadomość podpowiadała mi jednak, że mam wiele do zaoferowania, tylko muszę odważyć się wyjść, by podzielić sie swoimi emocjami na scenie. Gdy uczyłam się grać na fortepianie w szkole, moja pani profesor często mi powtarzała, że na lekcjach fortepianu gram tak, jakbym grała dla tysięcznej widowni. To tylko podsycało we mnie pewność, że scena jest moim miejscem na ziemi i powinnam iść w tym kierunku. Nie żałuję.