J. R. R. Tolkien jest dziś przede wszystkim pamiętany jako ojciec gatunku high fantasy, ten, który powołał do życia Ardę, czyli świat, w którym mieści się Śródziemie – ojczyzna hobbitów, elfów, krasnoludów, ludzi czy złych orków, trolli i potężnych smoków. Ale jego bliscy znali go bardziej jako profesora-filologa, miłośnika przyrody, żołnierza z przymusu czy romantyka. Zobacz jak życie mistrza Tolkiena odcisnęło się na jego twórczość przy okazji premiery ostatniej części trylogii „Hobbit: Bitwa Pięciu Armii”, która wchodzi do kin już od 25 grudnia.
Idylliczne Shire
Akcja zarówno „Hobbita, czyli tam i z powrotem” jak i „Władcy pierścieni” zaczyna się w wydawałoby się mało bohaterskim Shire, czyli kraju hobbitów. „Shire” to po angielsku „hrabstwo” – w pewnym sensie to nasza „gmina”. I z wiejską angielską gminą nam się kojarzy. Nie bez powodu. Chociaż J.R.R. Tolkien urodził się (3 stycznia 1892 roku) i przez kilka lat mieszkał w Bloemfontein w ówczesnym Wolnym Państwie Orania (część dzisiejszej Republiki Południowej Afryki), to dzieciństwo spędził na typowej angielskiej wsi.
Podobieństwo Shire do angielskiej prowincji to nie tylko nasze domysły – wielokrotnie potwierdzał je w wywiadach sam J.R.R. Tolkien. Nazwa smajalu czyli domku-norki Bilba i Froda Bagginsów, gdzie zaczyna się ta wielka przygoda to Bag End (którą można przetłumaczyć na „ślepą uliczkę”). Tak też nazywała się farma ciotki przyszłego pisarza zwanego wtedy po prostu Ronaldem. Z kolei młyn w jak najbardziej realnym Sarehole „zagrał” później w fantastycznym Hobbitonie.
Dzieciństwo pisarza odcisnęło się nie tylko na Shire. Także opisane w książkach lasy jak Stary Las, którym opiekuje się Tom Bombadil, to wynik fascynacji Tolkiena-szkraba dzisiejszym rezerwatem Moseley Bog. A krajobraz rejonu Malvern Hills to pierwowzór Gór Białych stanowiących granicę Gondoru i Rohanu.
Ale zarówno książkowe jak i filmowe Shire to nie tylko piękne wspomnienia. W książkach widać obawy Tolkiena przed industrializacją i zniszczeniem sielskiego życia wsi, tak jak sam widział rozrastające się Birmingham powoli wchłaniające fabrykami i kominami jego Sarehole. Dziś to środek potężnego przedmieścia stolicy West Midlands.
Dwie wojny światowe
Chociaż Tolkien często przestrzegał przed kreśleniem prostych paraleli pomiędzy jego twórczością a doświadczeniami wojennymi („Hobbit” powstał parę lat po pierwszej wojnie światowej, a „Władca pierścieni” w dużej mierze powstał w trakcie drugiej), to jednak widzimy w Śródziemiu aż za dużo obrazów inspirowanych mroczną historią Europy.
J.R.R. Tolkien tak samo jak jego hobbici nie rwał się do wojenki i wolał dokończyć szkołę niż zaciągać się dobrowolnie. W kręgach inteligencji angielskiej nie było to popularne i pisarz odczuł z tego powodu wzgardę towarzystwa. Po skończeniu szkoły w 1915 nie mógł jednak dłużej unikać poboru. Zabrano go do obozu szkolenia oficerskiego, by w końcu jako porucznik objął we Francji swój oddział.
Tam, służąc m.in. w tragicznej bitwie nad Sommą (tylko pierwszego dnia Brytyjczycy stracili tam prawie 20 tys. żołnierzy, gdy rannych zostało ok. 40 tys.) Ronald poznał prostych poborowych z rodzin rolników, górników czy pracowników fabryk o których zmienił wtedy zdanie. Fani jego twórczości bez problemu odnajdą tą międzyklasową przyjaźń w historii znajomości „pana” Froda Bagginsa i jego dzielnego ogrodnika Sama Gamgee.
Trudno też nie porównywać bitew, które stoczyły elfy, krasnoludy, ludzie i hobbity z siłami zła w jego powieściach (jak np. bitwa pięciu armii, którą zobaczymy w trzeciej części kinowego „Hobbita”) z tym co Tolkien widział na własne oczy. Niektórzy badacze jego literatury mówią wprost - Saruman to nikt inny jak Hitler.
Tolkien codzienny
Tak naprawdę największy wpływ na dzieła Tolkiena miało jednak jego codzienne życie. Przede wszystkim praca, w której zgłębiał m.in. podania i legendy różnych ludów Europy. Np. historia smokobójcy Beowulfa, legendarnego skandynawskiego herosa, którą pisarz przetłumaczył ze staroangielskiego, zainspirowała opowieść o pazernym smoku Smaugu, który bronił skarbów krasnoludów z Samotnej Góry. W tej części „Hobbita” pobrzmiewa także opowieść o Sigurdzie, innym skandynawskim herosie, który walczył ze smokiem Fafnirem.
Na kartach „Hobbita” i „Władcy pierścieni” znajdziemy też sporo z „Tolkiena codziennego”. Chociażby słynne ziele fajkowe, które na kartach książek popalają hobbity czy czarodziej Gandalf, to wyraz zamiłowania pisarza do tytoniu.
W książkach odbiła się także wyprawa młodego J.R.R. Tolkiena z kompanami do Szwajcarii. Tam poznał potężne szczyty Alp i ścieżki wijące się nad przepaściami, które były inspiracją dla wędrówki Drużyny Pierścienia po Górach Mglistych. Odnajdziemy także ukrytą wskazówkę w nazwie jednej z gór w tym paśmie. Celebdil (albo Zirakzigil w krasnoludzkim języku khuzdul), można przetłumaczyć na angielskie Silvertine, co z kolei po niemiecku brzmi Silberhorn – tak nazywa się jeden z alpejskich szczytów, które widział podczas podróży.
Również z Szwajcarii pochodzi sam Gandalf, czarownik, dzięki któremu Bilbo wyrusza na podbój Samotnej Góry z krasnoludami. Inspiracją dla tej postaci była pocztówka, którą kupił Tolkien z reprodukcją obrazu „Der Berggeist” („duch gór”) Josefa Madlenera, na której widnieje białobrody człowiek siedzący pod sosną przy górskim strumyku głaszcząc łanię.
Pewna przygoda z dzieciństwa Tolkiena mogła też przyczynić się do stworzenia Szeloby, czyli potwora-pajęczycy, który we „Władcy pierścieni” pochwycił Froda w swoje sieci. Mały Ronald został bowiem ugryziony przez tarantulę gdy jeszcze mieszkał w Afryce ze swoimi rodzicami. Był wtedy maleńki i nie pamiętał tego zdarzenia, ale możliwe, że opowieści rodziny o tym niebezpiecznym incydencie zmaterializowały się na kartach powieści.
Romantyczna historia młodych kochanków
Najpiękniejszą częścią życia Tolkiena, którą widzimy na kartach jego książek, jest jego miłość do Edith Bratt, z którą jako pani Tolkien spędził 55 lat swojego życia poczynając czwórkę dzieci.
Poznali się i zakochali się w sobie gdy on miał 16 lat. Ich miłość została jednak przerwana przez opiekuna Ronalda, który obawiał się, że starsza od niego o trzy lata Edith mąci chłopcu w głowie. Ojcu Morganowi, który trzymał pieczę nad młodym Tolkienem, było też nie w smak, że Edith jest protestantką (Ronald pochodził z rodziny katolików). Zabronił więc mu na trzy lata, aż do dnia jego 21 urodzin jakichkolwiek kontaktów z Edith. Nawet taka rozłąka nie zniszczyła jednak ich związku. W wigilię swoich urodzin Tolkien napisał do swojej lubej i po spotkaniu para zaręczyła się. Pobrali się w 1916 roku, na zaledwie parę miesięcy przed wyjazdem J.R.R. Tolkiena na wojnę.
Ten na szczęście wrócił z niej cały, choć nie zdrowy – bo nabawił się tzw. gorączki okopowej – do Anglii. Gdy potem służył już w kraju stacjonując w Hull, wybrał się z żoną na spacer. Gdy Ronald zasiadł by odpocząć przy zagajniku, jego piękna żona zaczęła tańczyć i śpiewać wśród kwiatów. Tak narodziła się historia Luthien i Berena, którą znamy z książki „Silmarillion” – wydanej pośmiertnie mitologii Śródziemia.
Beren był zwykłym człowiekiem, a Luthien elfem – nieśmiertelną istotą, której bliżej do aniołów. Beren zakochał się w niej widząc ją właśnie tańczącą i śpiewającą w lesie. Ich związek byłby jednak potężnym mezaliansem, dlatego ojciec Luthien, król Thingol, dał Berenowi wydawałoby się niemożliwe zadanie do spełnienia – odzyskanie jednego z Silmarili. Tak zaczęła się wielka przygoda opisana na kartach „Silmarillionu” i wspomniana we „Władcy pierścieni”.
Po długim życiu wypełnionym miłością Edith zmarła w 1971 roku, w wieku 82 lat. Ronald nie mógł długo wytrzymać bez swej muzy i sam odszedł niecałe dwa lata później w 1973 roku, w wieku 81 lat. Na ich wspólnym nagrobku widnieje podpis:
Edith Mary Tolkien
Lúthien
1889–1971
John Ronald
Reuel Tolkien
Beren
1892–1973