W każdej z czterech światopoglądowych kwestii, które rząd Platformy Obywatelskiej obiecał w tej kadencji uregulować, zwyciężył pogląd Kościoła katolickiego. Związki partnerskie przepadły, konwencję przemocową i in vitro odłożono, a Fundusz Kościelny będzie istniał jeszcze co najmniej przez dwa lata. Świeckie państwo skapitulowało?
Wniosek parlamentarzystów PO o kolejną wielomilionową dotację na Świątynię Opatrzności Bożej to idealne zwieńczenie trzyletnich ideologicznych batalii platformerskiej władzy. W czerwcu 2011 roku premier Donald Tusk zapowiadał, że nie będzie “klęczał przed księdzem”. Niech Bóg ma w swojej opiece posłów PO, jeśli wyborcy przy urnie zechcą powiedzieć ‘sprawdzam”.
FUNDUSZ KOŚCIELNY
Wiadomość o środkach na Świątynię przykryła rozstrzygnięcie w innej bardzo ważnej kwestii. “Umówiliśmy się, że sprawę Funduszu Kościelnego odkładamy do stycznia 2016 roku” – poinformował kardynał Kazimierz Nycz. To oznacza, że przez co najmniej dwa kolejne lata Kościół będzie współfinansowany z budżetu państwa.
Porażka rządu jest tutaj ewidentna. Przypomnę, że likwidację Funduszu premier Tusk zapowiedział w expose z 2011 roku. Kilka miesięcy później (ponad dwa lata temu!) rozpoczęły się negocjacje w tej sprawie. Szybko okazało się, że duchowni są twardymi graczami przy stole. Nie zgodzili się na proponowaną przez państwo wysokość dobrowolnego odpisu na Kościół - 0,3 proc. podatku dochodowego. To doprowadziło do impasu, po czym strona rządowa uległa i zgodziła się na 0,5 proc..
Szef resortu cyfryzacji i administracji Michał Boni jeszcze w październiku ubiegłego roku zapowiadał, że nowe przepisy zaczną obowiązywać od stycznia 2015. Dziś wiadomo, że były to tylko pobożne życzenia. Przyczyny odłożenia rozmów? Kampania wyborcza i wymiana ministra. Trudno przewidzieć, czy po pięciu latach rządów PO w końcu nadejdzie dobry czas, by zlikwidować Fundusz. Czy może likwidacja będzie “na święty nigdy”.
ZWIĄZKI PARTNERSKIE
Też świeża sprawa, bo Sejm właśnie nie zgodził się na wprowadzenie pod obrady na obecnym posiedzeniu projektu ustawy o związkach partnerskich autorstwa Twojego Ruchu. Projekt długo leżał w sejmowej “zamrażarce”, a teraz okazało się, że w tej kadencji nie ma już szans w parlamencie. Czyja to zasługa? M.in. 57 posłów Platformy, w tym Elżbiety Radziszewskiej, Ireneusza Rasia czy Marka Biernackiego, którzy głosowali przeciwko. Nie przeciwko przyjęciu ustawy, ale przeciwko DYSKUSJI.
To było już trzecie podejście do związków. W styczniu 2013 roku konserwatywne skrzydło PO utrąciło trzy projekty ustaw regulujących tę kwestię (PO, SLD i Ruch Palikota). Podobnie było w lipcu 2012 roku.
A co mówili na ten temat premierzy? “Zadaniem wysokiej izby jest znalezienie rozwiązań prawnych, które nie uczynią życia tych ludzi trudniejszym, ale godniejszym, niezależnie od tego, jak oceniamy sam fakt współżycia par homoseksualnych” – to wypowiedź Tuska sprzed paru miesięcy.
“Trzeba to uregulować” – a to Kopacz sprzed kilku tygodni.
Wyszło, jak wyszło. Sorry, taki mamy parlament, taką mamy Platformę.
RATYFIKACJA KONWENCJI PRZEMOCOWEJ
Był czerwiec 2012, w rządzie zasiadał jeszcze konserwatysta Jarosław Gowin, a premier Tusk mówił, że "nie ma pośpiechu" z ratyfikacją konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet. Był październik 2014, rząd w końcu przedłożył Sejmowi dokument do ratyfikacji, a ten głosami PO, PiS i SLD zablokował głosowanie. Jest grudzień 2014, konstytucjonaliści dali zielone światło, ale posłowie jeszcze raz przesunęli decyzję. Mówią, że ratyfikację poddadzą pod głosowanie w styczniu, ale kto wie, co się jeszcze wydarzy.
Tym bardziej, że znów – jak w przypadku innych światopoglądowych tematów - siłę pokazuje platformiana "konserwa". Nawet 20 posłów może zagłosować przeciwko i jeszcze raz zniweczyć kilkuletni wysiłek środowisk, które zabiegają o ratyfikację. Ostatnio doszło do spotkania przedstawicieli rządu z przedstawicielami Episkopatu, na którym ci pierwsi przyznali, że konwencję należałoby jeszcze skonsultować z katolickimi środowiskami kobiecymi...
Strategia jest najwyraźniej podobna, jak przy Funduszu Kościelnym. Bez pośpiechu, powolutku, aby do wyborów, bo potem będzie "reset" i karuzela zacznie się kręcić od nowa.
IN VITRO
Kalendarz polityczny jest bezlitosny również dla tego problemu. Projekt ustawy o leczeniu niepłodności został zaprezentowany przez ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza już w połowie lipca tego roku. Skierowano go do konsultacji społecznych, krytycznie wypowiedział się Episkopat, ale przeszedł na etap konsultacji międzyresortowych. Tyle że najwyraźniej tam utknął, bo od kilku miesięcy o in vitro nie słychać. Posłowie PO przebąkiwali, że może uda się przyjąć projekt jeszcze w grudniu, no ale...
Można pokusić się o tezę, że o ustawie w tej kadencji trzeba zapomnieć. Taka jest logika kampanii wyborczej, która niedługo się rozpocznie. Platforma nie będzie mogła pozwolić sobie na batalię o in vitro tuż przed wyborami. Dodatkowo ma na głowie konserwatywnych posłów, którzy także tutaj mogą napsuć sporo krwi.
Czekamy więc. I odliczamy. Może czas przyjmować zakłady, którą światopoglądową obietnicę Platforma zrealizuje w pierwszej kolejności? Ja bym jednak nie postawił nawet grosza.