To nieprawda, że dyskonty są najtańsze. Lidl, którego klienci tak walczyli o świeże płaty z karpia po 99 groszy za 100g, pod względem taniości znajduje się dopiero na szóstym miejscu. To, co dał klientom w promocji na karpia, odebrał sobie z nawiązką w pieczywie, jabłkach i napojach.
Ponieważ to dwie największe sieci dyskontowe wydają najwięcej na reklamę: Lidl 104 mln, a Biedronka 54 mln (dane cennikowe IMM za jeden kwartał), wydaje się, że tylko te sklepy i ewentualnie Tesco (trzecia sieć rankingu) sprzedają coś tanio. Ankieterzy portalu dlahandlu.pl podają inna czołówkę mistrzów ceny. W Warszawie rzadzi Auchan oraz Kaufland. Za koszyk najpopularniejszych 50 produktów zapłacimy tam odpowiednio 221,63 i 225,61 zł. Opłaca się porównywać, bo w Lewiatanie za te same zakupy zapłacimy 297 zł – różnica to 75 złotych.
Przy okazji widać na czym „przycinają klientów” dyskonty: m.in. polskie jabłka są w nich najdroższe 1,99 zł/kg.
Sztuka robienia sztuczek
– Opinie czy sklep jest tani czy drogi klienci wyrabiają sobie na podstawie cen kilku artykułów. Zazwyczaj to te najpopularniejsza kategorie: cukier, masło, mleko i bułki. Handlowcy doskonale o tym wiedzą, dlatego tak żonglują cenami tych produktów, abyśmy mieli złudzenie, że wkraczamy do taniego sklepu – zdradza w rozmowie z naTemat pan Wojciech, zawodowy merchandiser, pracownik dużej korporacji spożywczej.
Jak nakłonić klienta do zakupu droższej kawy? Trzeba zastosować zasadę „złotego środka” – z okazji świat większość Polaków nie kupuje produktów najtańszych. Myślą tak: – Nie wypada zaserwować świątecznym gościom taniej lury. Z kolei kupowanie najdroższej kawy to szastanie pieniędzmi. Wybiorę tę średnią. Dlatego kiedy zależy mi na dobrej sprzedaży kawy za 8 zł za paczkę w pobliżu dostawiam na półkę podobny produkt za 11 czy 14 złotych. W ten sposób sporo produktów na półkach hipermarketów to tylko dekoracje – opowiada handlowiec.
Do standardowych rad, by nie dać się ograć w sklepie, wymienia tę, aby chodzić na zakupy najedzonym. Przed wejściem do sklepu czekają na klientów kioski z przekąskami. Jak udowodniono, pobudzają one nie tylko kubki smakowe, ale też chęć robienia zakupów. Podobnie działającym wspomagaczem jest emitowany ze specjalnych urządzeń zapach świątecznego jabłecznika. Gdy poczujemy święta w nozdrzach, podprogowo nakazuje nam to szerzej otworzyć portfele.
Zakupy 2.0
Poszukiwaczy promocji wspierają aplikacje na smartfon, które analizują ceny produktów spożywczych. Listonic pozwala na tworzenie w telefonie listy zakupów i wskazuje najbliższe sklepy z najniższymi cenami. To jedna z najpopularniejszych aplikacji zakupowych – w szczycie zakupów korzysta z niej 130 tys. osób. w ciągu miesiąca tworzą 200 tys. list. dodając na nich 2 mln produktów.
Listonic można polecić za dwie funkcje. Wiele blogów kulinarnych jest podpiętych do aplikacji. Jeśli więc chcesz przygotować na Wigilię śledzia według znalezionego w internecie przepisu, Listonic zassie potrzebne produkty do listy. Druga praktyczna funkcja to dzielenie listy zakupowej na kilku urządzeniach. Załóżmy, że mąż właśnie trzasnął drzwiami i wybiegł na zakupy, a żona nie zdążyła dopisać mu do listy kilograma mąki. Żaden problem, siada do domowego komputera i zanim „tatusiek” dojedzie do sklepu lista „updatuje się” o mąkę.
Od września na polskim rynku działa też Tiendeo – strona i aplikacja internetowa, na której można oglądać wszystkie aktualne katalogi promocyjne, ulotki i kupony oraz informacje o sklepach w całej Polsce. Tiendeo też można wertować pod kątem konkretnych produktów. Wystarczy wpisać do wyszukiwarki karp, a pojawią się gazetki z ofertami specjalnymi. Dodam, że nikt nie przebije Lidla.
Jeśli ktoś ma mocne nerwy, może sporo zyskać wyczekując do ostatniej chwili. Warszawski Auchan wyprzedaż świątecznych dekoracji i produktów rozpoczyna na godzinę przed zamknięciem sklepu w Wigilię. Pracownica marketu na Woli potwierdza, że są osoby odwlekające zakupy do tej ostatniej chwili. – W Wigilię tuż przed zamknięciem centrum handlowego sprzedawaliśmy choinki, które dekorowały sklep. Przystrojone drzewko wraz bombkami można było kupić za 50 zł. Byli tacy klienci, którzy wbiegali do sklepu łapali choinkę, kilka przecenionych dań gotowych i lecieli pędem do kasy – opowiada.