300 miliardów złotych - jak donosi Forbes o tyle większy mógł być polski produkt krajowy brutto w zeszłym roku, gdyby wprowadzono wszystkie zmiany proponowane przez ekonomistów. Nasza gospodarka byłaby większa o jedną piątą, zdecydowanie szybciej gonilibyśmy zachód w kwestii wysokości zarobków.
Dziennikarze Forbesa zebrali propozycje ekonomistów i wyliczyli, jak dobrze wpłynęłyby na gospodarkę. Problem w tym, że spośród kilku pomysłów tylko pod jednym podpisała się Kancelaria Premiera. By zyskać 300 miliardów złotych należałoby przeprowadzić deregulację i liberalizację zawodów. Dzięki temu wzrosłaby konkurencyjność, szczególnie w branżach, które mają duży wpływ na prowadzenie działalności gospodarczej. Wśród zawodów do uwolnienia są między innymi prawnicy, architekci, księgowi, pracownicy transportu i telekomunikacji. Jak podkreśla Forbes, gdyby regulację zmniejszyć tak, jak zrobiły to na przykład Dania i Szwecja, produktywność pracowników wzrosłaby w 5 lat o 9 procent. Wpływ na PKB? +9 proc.
Kolejny pomysł, w Polsce wprowadzany powoli i częściowo, to powrót emerytów na rynek pracy. Spokojnie, chodzi jedynie o półtora miliona osób w wieku 45-64. Wpływ na morale społeczeństwa i społeczne niepokoje? Nieznany. Wpływ na PKB? +6 proc. Podniesienie wieku emerytalnego do 67. roku życia dodatkowo zwiększa go o 1,5 proc. Do pełni szczęści należałoby ograniczyć dostęp do rent, wcześniejszych emerytur w górnictwie i służbach mundurowych i obniżyć podatki.
Za obniżenie podatków poszłoby zmniejszenie kosztów pracy, na które narzekają polscy przedsiębiorcy. Trudno oczekiwać od nich zatrudniania pracowników na umowy o pracę, jeżeli każdy pracownik „dodatkowo” tyle ich kosztuje. Polska w ogóle jest dosyć droga w utrzymaniu, o czym pisał nasz bloger Dariusz Żuk. „Nie rozumiem dlaczego mamy 18 ministerstw i ponad 650 tys. urzędników gdy przykładowo w USA istnieje 15 departamentów będących odpowiednikami naszych ministerstw, a liczbę urzędników szacuje się na ok. 500 tys. Warto się zastanowić nad połączeniem Ministerstw Edukacji Narodowej i Nauki i Szkolnictwa Wyższego, MSW i Obrony Narodowej, Gospodarki i Skarbu i ograniczaniem roli Państwa poprzez przekazywanie uprawnień i narzędzi na zewnątrz tych instytucji.” Żuk dodał też, że zdecydowanie nie powinno się bać oddawać instytucji w prywatne ręcę. „Istnieje tak wiele profesjonalnych i innowacyjnych firm – na przykład prywatnych przychodni i szpitali, które jak się okazuje za mniejsze koszty w porównaniu do państwowych instytucji są w stanie świadczyć profesjonalne usługi.”
Rolnicy do fabryk. Dzięki przeniesieniu 160 tysięcy z dwóch milionów rolników do pracy w innych gałęziach przemysłu i w usługach, PKB wzrósłby o niecały 1 procent. Za tymi zmianami powinny pójść mniejsze dotacje do KRUS. Dziennikarze Forbesa wymienili też ograniczenie ochrony lokatorów, uwolnienie rynku wynajmu mieszkań. Wymagane inwestycje? Stworzenie działającej sieci dojazdów do pracy.
Idźcie i oszczędzajcie, idźcie i inwestujecie. W tej chwili tylko 15 proc. inwestycji pochodzi z prywatnych funduszy, gdyby ta kwota się zwiększyła, polska gospodarka urosłaby o dodatkowe 3,3 proc. Dużo więcej, bo aż 7,6 proc. dałyby inwestycje w innowacyjność - Polska musi bowiem zacząć wytwarzać własne technologie, zamiast kupować je z zagranicy. Dzięki temu zwiększyłaby się również - tak ważna w dzisiejszych czasach - konkurencyjność całej naszej gospodarki.
Piękne zapowiedzi, gorzej z wykonaniem
- Nobel ekonomiczny, pokojowy i każdy inny dla każdego, kto by te zmiany wprowadził - mówi naTemat Paweł Cymcyk, menadżer komunikacji inwestycyjnej ING TFI. Dodaje też, że to raczej lista życzeń, która nie ma wielkich szans na realizację. - Oczywiście bardzo fajnie jest zatrudniać ludzi w lepszych branżach, tych rolników przerzucić do technologii, tylko kto ich zatrudni? Kto ich nauczy? Sama deregulacja nie sprawi, że oni jakimś cudownym sposobem staną się światowej klasy programistami. To są plany na dekadę - dodaje Cymcyk. Powrót emerytów na rynek pracy też nie wygląda najlepiej. - To byłoby zawoalowane podniesienie wieku emerytalnego, bo nie dość, że nie nie trzeba płacić tym ludziom emerytur, to jeszcze sami na siebie zarabiają i generują wzrost gospodarczy. Biorąc jednak pod uwagę sromotną porażkę rządowego programu 50+, rodzi się pytanie, kto zatrudni tych wszystkich emerytów. Bezrobocie rośnie wśród młodych, którzy są bardziej mobilni i elastyczni, więc nie wiem, jakim cudem miałoby udać się z emerytami. Nic nie wiem o budowaniu wielkiej fabryki Mercedesa w Polsce, więc nie wiem, kto by miał ich zatrudnić. Byłoby oczywiście świetnie, gdyby oni pracowali, ale na ich przebranżowienie nie ma pieniędzy. Gigantycznych pieniądzy, dodam. A nie widzę chętnych do wyłożenia kilkudziesięciu miliardów złotych, które może zwróciłyby się za kilka dziesięcioleci - mówi Cymcyk.
Polska bardziej innowacyjna i otwarta mogłaby stać się europejskim Applem. Z małej firmy stalibyśmy się światowym mocarstwem, kłopot tylko w finansowaniu. - No bo kto to zrobi i za czyje pieniądze? Rząd ma dziurę budżetową, a na kursach aktywizacji bezrobotnych nie uczą składania komputerów - dodaje Paweł Cymcyk.