Ks. Jan Kaczkowski był gościem poniedziałkowego programu "Tomasz Lis na żywo".
Ks. Jan Kaczkowski był gościem poniedziałkowego programu "Tomasz Lis na żywo". Fot. "Tomasz Lis na żywo", TVP 2

O marginalizowaniu go w polskim Kościele i o kulisach obchodzenia świąt Bożego Narodzenia w miejscu takim, jak hospicjum w poniedziałkowym programie "Tomasz Lis na żywo" na antenie TVP 2 opowiadał popularny bloger i dyrektor Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio, ks. Jan Kaczkowski.

REKLAMA
- Wigilię obowiązkowo spędzam w hospicjum - zdradził już na wstępie gość Tomasza Lisa. Duchowny tłumaczył, iż nie może sobie pozwolić na wigilijną wieczerzę w innym miejscu, bo ma świadomość, że dla niektórych jego podopiecznych z Pucka może być to ostatnie Boże Narodzenie. Jak więc wygląda Wigilia wśród ciężko chorych i umierających? - Na pewno nie ma strachu i smutku - mówił ks. Jan Kaczkowski - To są najpiękniejsze momenty, kiedy łamiemy się opłatkiem z tymi, którzy leżą na łóżkach wokół wigilijnego stołu - dodał.
Tylko prawda, nawet ta bolesna...
Dyrektor puckiego hospicjum podkreślał, że swoim podopiecznym zawsze musi życzyć tylko tego, co realne. - Siły, odwagi i wytrwałości. Nigdy nie mogę obiecać rzeczy niemożliwych - stwierdził. W jego ocenie, "haniebnym" byłoby składanie osobom w stanie przedagonalnym życzeń rychłego wyzdrowienia, na które nie mają przecież wielkich szans.
Kontynuujące ten wątek ks. Jan Kaczkowski wyjaśniał również, do czego w hospicjum służy "pokój zwierzeń". - Tam przekazuje się najtrudniejsze informacje. Jest tam służbowe pudełko chusteczek, bo łzy to nie krwotok i czasem muszą płynąć - mówił. Rozmówca Tomasza Lisa wspominał też najtrudniejszą rozmowę, którą przyszło mu w tym pokoju przeprowadzić. Było to spotkanie z rodziną, która "zmuszała ciężko chorą pacjentkę do życia". - Musiałem powiedzieć, że mama nie umiera im na złość - stwierdził.
Zdaniem ks. Jana Kaczkowskiego mylą się też ci, którzy sądzą, iż Bóg to taka postać, która zsyła na ludzi chorobę, bo mówi:"Kowalski, twoja gęba mi się nie podoba". - Bóg chrześcijan jest bogiem dramatycznie bliskim - tłumaczył. Choć jednocześnie duchowny przyznał, iż nie lubi zbyt często mówić takich rzeczy, by nie mieć ust pełnych frazesów.
"Dźganie" kurii
Gość programu "Tomasz Lis na żywo" wyznał też, iż był taki okres w jego kapłańskiej karierze, gdy "Kościół gdański zaczął go dźgać". W ten sposób ks. Kaczkowski określił problemy z gdańską kurią w okresie tuż po otwarciu przez niego hospicjum w Pucku.
- Strasznie się tego przestraszyłem - wspominał. W tamtym okresie ks. Jan Kaczkowski obawiał się głównie tego, iż poddany presji będzie zmuszony do "płaszczenia się lub stosowania innych niegodnych metod", by zostać z podopiecznymi z Pucka. W opanowaniu tego strachu pomogła mu modlitwa do bł. Jerzego Popiełuszki.
Duchowny przyznał jednak, że w Kościele i tak został już głęboko zmarginalizowany. Co widać szczególnie po tym, iż wywiadów z nim nie robią żadne katolickie media. Dodał jednak, iż w świetle problemów z hierarchami bliższa jest mu postawa ks. Adama Bonieckiego niż ks. Wojciecha Lemańskiego, bo księdzu nie wolno "dać się uwieść mediom".