Heroiczna obrony czy sienkiewiczowska utopia? To pytanie, które warto zadać przy kolejnej rocznicy zakończenia przez Szwedów oblężenia Jasnej Góry. Tym bardziej, że dokładnie 130 lat temu na łamach krakowskiego „Czasu” ukazał się pierwszy odcinek „Potopu” późniejszego noblisty. Dzieła, które spopularyzowało legendę Częstochowy-niezdobytej twierdzy.
Jednym z najbardziej rozpoznawalnych epizodów wojny polsko-szwedzkiej w latach 1655-1660, nazywanej powszechnie potopem szwedzkim, jest właśnie obrona Jasnej Góry. Wydarzenie to obrosło jednak w mity, utrwalone w znacznej mierze przez Sienkiewicza, ale i samego przełożonego jasnogórskich paulinów, przeora Augustyna Kordeckiego. To on słowem i orężem przeciwstawił się Szwedom przed 359 laty.
"Szwedzi działali niemrawo"
18 listopada 1655 roku, dziesięć dni po tym, jak gospodarz klasztoru nie wpuścił do środka oddziałów szwedzkich, wojska Karola X Gustawa ponownie podeszły pod twierdzę i rozpoczęły regularne oblężenie.
Dziś wyrażenie „bronić Częstochowy” jest powszechnie używane w potocznym języku, a oznacza tyle, co rozpaczliwie się ratować. Ale obrona Jasnej Góry nie była aktem rozpaczy. – Jasnogórska twierdza była dobrze zaopatrzona, posiadała artylerię na dobrym poziomie, lepszą nawet niż szwedzka. Obrońcy mieli czas przygotować się przed nadciągnięciem wojsk szwedzkich. Sama zaś obrona nie była chaotyczna ani rozpaczliwa. Działania oblegających Szwedów były zresztą dość niemrawe. Zakonnicy umiejętnie bronili klasztoru – tłumaczył w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” historyk prof. Janusz Tazbir.
No właśnie, obrona była sprawna, ale tak naprawdę niewiele w niej było prawdziwej walki. Większość czasu Szwedzi stali pod Jasną Górą bezczynnie i niezbyt przykładali się do oblężenia. Poza sporadycznym ostrzałem klasztoru, próbowano podstępem zdobyć twierdzę – za pomocą podkopu. Wypady polskiej załogi okazały się jednak skuteczniejsze. Ale nie mogło być mowy o brawurowej akcji Kmicica, który wysadził szwedzką kolubrynę – tak jak to miało miejsce w „Potopie”.
Przede wszystkim pod Jasną Górą prowadzono rokowania. Dopiero 10 grudnia pod twierdzę nadciągnęły szwedzkie posiłki, w tym artyleria oblężnicza. Szybko jednak król szwedzki zdecydował o zwinięciu oblężenia. Ostatecznie trwało ponad miesiąc – zakończyło się w nocy z 26 na 27 grudnia pierwszego roku potopu.
Gdyby Szwedzi postarali się bardziej i większymi siłami oraz środkami próbowali zdobyć polskie umocnienia, zapewne odnieśliby sukces. W pewnym momencie dysponowali bowiem nawet siłami liczącymi 3,2 tys. (załoga twierdzy liczyła ok. 300 ludzi), z czego część stanowili Polacy-katolicy, lojalni wobec Karola X.
Dwa oblicza przeora Kordeckiego
Obrona Częstochowy nie była zatem „bitwą za wiarę”, przynajmniej nie w takim stopniu, w jakim widział to Sienkiewicz. Ten, który przedstawił przeora Kordeckiego jako wygłaszającego do wiernych „płomienną” mowę. – Bramy piekielne nie przemogą mocy niebieskich. Uspokójcie się i otuchy w serca nabierzcie. Nie wstąpi noga heretyka w te święte mury, nie będzie luterski ani kalwiński zabobon guseł swych odprawował w tym przybytku czci i wiary – mówił sienkiewiczowski obrońca Jasnej Góry.
W rzeczywistości przeor wysłał szwedzkiemu królowi pismo tej treści (odnaleziono je w początkach XX wieku w jednym ze szwedzkich archiwów): – Ponieważ Jego Królewską Mość, Króla Szwecji całe królestwo uznaje przeto i my z naszym miejscem świętem, które do tego czasu tak opieki jak i najwyższego poszanowania doznawało ze strony królów polskich, pokornie poddaliśmy się jego Królewskiej Mości Szwecji.
Treść tego dokumentu zrodziła oskarżenia co do Kordeckiego, że nie był bohaterem, a zdrajcą. Ale on przede wszystkich chronił klasztoru, za który odpowiadał. A za podporządkowanie się władzy szwedzkiego króla, otrzymał obietnicę bezpieczeństwa. Trzeba też pamiętać, że Karol X przyjął pod swoje skrzydła także wielu katolickich szlachciców. Był wśród nich Jan Sobieski, jeden z późniejszych bohaterów tej samej wojny ze Szwedami, a następnie opromieniony sławą po wiktorii wiedeńskiej król Polski.
– Celem przeora była ochrona Jasnej Góry jako miejsca świętego, powierzonego jego opiece. Cena, jaką musiał zapłacić, pozostawała kwestią drugorzędną. (…) gdyby zginął na murach, legenda obrony Jasnej Góry byłaby nie do podważenia, a on sam miałby szansę na wyniesienie na ołtarze jako męczennik za wiarę – podkreślił prof. Tazbir. Trudno się z nim nie zgodzić.
Bezsporne jest natomiast, że w czasie oblężenia Kordecki dowiódł swych talentów dyplomatycznych. Zręcznie lawirował i do końca pozostał nieustępliwy, nawet gdy Szwedzi domagali się zapłaty 60 tys. talarów.
Oblężenie oblężeniu nierówne
Obrona Jasnej Góry nie miała przełomowego znaczenia – nie poświęcano jej zbyt wiele miejsca (jeśli w ogóle) w ówczesnych pamiętnikach - choć tak przedstawia je Sienkiewicz w „Potopie” i przeor Kordecki w „Nowej Gigantomachii”, napisanej jeszcze w czasie potopu.
Nie była to też znacząca operacja wojskowa, o czym świadczy niewielka ilość ofiar po obu stronach – oblegani stracili czterech ludzi, trzy konie i... stłuczone szyby; oblegający naliczyli się kilkunastu ofiar.
Obecnie, po niemal 360 latach od oblężenia Jasnej Góry, w zbiorowej pamięci funkcjonuje jej heroiczna obrona, wylansowana za pośrednictwem autorów piszących „ku pokrzepieniu serc”, przedstawiających Polaków jako obrońców tradycyjnych, katolickich wartości. To miało duże znaczenie w dobie popularnej pod zaborami idei mesjanizmu. Dziś trudno walczyć z legendą, bo też chyba nie warto.
Dzięki niej rozwinął się także kult Czarnej Madonny. W 1656 roku król Jan Kazimierz składając śluby lwowskie obrał Matkę Boską za patronkę Polski. Modlitwa przed jej cudowną podobizną znajdującą się w Częstochowie jest głównym celem tysięcy pątników, którzy odwiedzają jasnogórski klasztor.