W serialu "Czterej pancerni i pies", z rozrzewnieniem przywoływanym przez wielu z nas, sympatyczni polscy żołnierze ramię w ramię walczą u boku "braci" Rosjan, a po przekroczeniu linii Bugu mówią "Wreszcie w Polsce!". Rzeczywistość była zgoła inna. Większość polskich żołnierzy bijących się u boku ZSRR nie było pewnych, czy w ogóle walczą o Polskę - mówi naTemat Kacper Śledziński, autor książki "Tankiści. Prawdziwa historia Czterech Pancernych".
Podtytuł Pańskiej książki brzmi „Prawdziwa historia Czterech Pancernych”. Ile zatem w tym popularnym serialu prawdy historycznej?
Niewiele. Tylko w pierwszej części (odcinki 1-8) można doszukać się próby odtworzenia szlaku bojowego brygady. Jednak i tu mamy skupienie fabuły wokół bitwy pod Studziankami (odcinki 3-5) przedstawionej jednak w skali mikro, czyli z perspektywy fikcyjnej załogi „Rudego”.
Wynikało to jednak z planów Janusza Przymanowskiego, który zamierzał wykorzystać swoją wcześniejszą pracę nad monografią bitwy pod Studziankami. Prawdą jest, że obrona przyczółka magnuszewskiego, popularnie zwana bitwą pod Studziankami, dawała wrażenie bezdyskusyjnego zwycięstwa. Zatem znakomicie nadawała się jako clou fabuły książki dla młodzieży.
Analizując prawdę i fikcję w serialu trzeba zawsze pamiętać o tym do kogo był skierowany, właśnie do dzieci i młodzieży. „Czterej pancerni...” to nie „Kompania braci”, gdzie wojna jest pokazana we wszystkich barwach, zwykle ponurych.
Z tego powodu w cieniu Studzianek pozostają walki w Warszawie na Pradze (odcinek 6) oraz zdobycie Oksywia (odcinek 8). Natomiast w książce i serialu Przymanowski pominął walki o Wał Pomorski oraz bitwę na Pomorzu Gdańskim. Obie odbiły się na brygadzie bolesnymi stratami.
Druga część serialu (odcinki 9-21) to już fikcja pełną gębą. Odnalezienie ośrodka badań jądrowych, czy szturm Berlina nie zaistniały w historii 1 Brygady Pancernej.
Co w powieści Janusza Przymanowskiego oraz w serialu o „czterech pancernych” zostało przemilczane? Na co, z punktu widzenia historyka, należy zwrócić szczególną uwagę?
Jest wiele takich wątków, a jeden z najważniejszych to pochodzenie głównych bohaterów serialu i książki. Gruzin Grigorij Saakaszwili i Ukrainiec Wasyl Semen nie budzą wątpliwości, w załogach czołgów normą było dowództwo oficerów radzieckich, normą też było powierzanie kierowania czołgami fachowcom radzieckim. Również zamienienie w serialu Semena na Olgierda Jarosza, syna Polaka powstańca styczniowego, nie budzi wątpliwości.
Natomiast Jeleń Ślązak i gdańszczanin Kos to już propagandowa zagrywka Przymanowskiego, ponieważ łatwiej można było znaleźć w brygadzie ludzi spod przełęczy tatarskiej, ze Lwowa, Wilna czy Równego. Tego jednak Przymanowski pisać nie mógł, bo jednocześnie musiałby wytłumaczyć jakimi drogami znaleźli się w Sielcach. Trzeba było opowiedzieć o wywózkach z lat 1939-1941, o sojuszu niemiecko-radzieckim i innych niewygodnych kwestiach. O tym nie pisano przez 45 lat PRL-u. W literaturze tych lat słowo „wywózka” zamieniono słowem „ewakuacja”.
W serialu Polacy z „braćmi-Rosjanami” walczą z jedynym, „słusznym” wrogiem – hitlerowskimi Niemcami. A czy w 1943 r. można było pójść inną drogą, aby bić się za Polskę?
Mam wrażenie, że tym pytaniem sugeruje Pan walkę zarówno z Niemcami jak i z ZSRR, a to byłoby bezmyślne samobójstwo.
Rok 1943 był tragicznym rokiem dla Polaków. Ujawnienie zbrodni katyńskiej i w konsekwencji zerwanie stosunków z rządem londyńskim przez ZSRR pozwoliło Stalinowi przygotować lojalny wobec siebie rząd nowej Polski. Uwięzienie Grota Roweckiego podkopało skuteczność AK. Katastrofa gibraltarska czy jak ktoś woli zamach na Sikorskiego pozbawił Polaków przewodnika cieszącego się szacunkiem Brytyjczyków. To czy protest Sikorskiego przekreśliłby ustalenia konferencja w Teheranie, podczas której Polskę uznano za strefę wpływów Stalina, pozostaje dyskusyjne.
Zatem w 1943 nie było żadnej dobrej drogi. Odtąd można już było tylko kierować się mniejszym złem i liczyć na stanowczość aliantów w rozmowach ze Stalinem. Przyszłość pokazała, że na ten czynnik zawiódł.
To o czym mówiłem do tej pory, to były decyzje polityczne, na ich tle szarzy ludzie - więźniowie łagrów nie miele wyboru. Ewakuacja armii Andersa w 1942 roku zamknęła im drogę na zachód, drogę do wolności. W 1943 roku pozostała możliwość powrotu do Polski. To, jaka to miała być Polska, wtedy nie było dla nich ważne.
„Czterech pancernych” było żołnierzami Ludowego Wojska Polskiego, którego geneza sięga krwawej bitwie pod Lenino. Na czym polegał tragizm Polaków, którzy bili się za ojczyznę pod sowieckimi rozkazami?
Właśnie na tym, że bili się pod obcymi rozkazami. W zasadzie żołnierze polscy nie byli pewni, czy w ogóle walczą o Polskę. Owszem propaganda Związku Patriotów Polskich rozgłaszała na wszystkie strony hasła niepodległej ojczyzny, ale burzyły je wtręty na temat przyjaźni i sojuszu z ZSRR. To budziło niepokój i obawy. Dyskusje trwały przez cały czas kampanii 1944-45. Politrucy mieli trudne zadanie, by obudzić w ofiarach łagrów zaufanie do władzy radzieckiej.
Żołnierze 1 DP im. T. Kościuszki składali przysięgę na wierność Związkowi Sowieckiemu. Czy mieli świadomość, że biją się o ojczyznę pod rządami komunistów?
To wisiało nad nimi niczym czarna, a w zasadzie czerwona chmura. Ale wielu uważało, że sprawa wolności Polski po zakończeniu wojny nie jest jeszcze zamknięta, więc pozostawała nadzieja. Lecz była to niewielka pociecha. Można powiedzieć, że iluzoryczna, wynikająca z braku informacji na temat niuansów polityki wewnątrz Wielkiej Trójki.
Na ile o polskie interesy walczyli dowódcy LWP, generałowie: Berling, Świerczewski, Rola-Żymierski? Jak Pan ocenia ich działalność?
Karol Świerczewski, czyli „człowiek, który kulom się nie kłaniał” był notorycznym alkoholikiem o miernym talencie dowódczym, o czym przekonywał w kampanii 1941 roku tracąc radziecką dywizję piechoty. Wiosną 1945 roku nie popisał się w bitwie pod Budziszynem. Świerczewski był oficerem radzieckim, to ZSRR był jego ojczyzną. W wojnie 1920 roku walczył w Armii Czerwonej, to wiele wyjaśnia. Dla niego Polska mogła być tylko republiką radziecką.
W tej samej wojnie Żymierski i Berling walczyli po polskiej stronie. Żymierskiego zdegradowano i wydalono z wojska w roku 1927. Od tego czasu szukał nowych możliwości. Podjęcie pracy dla NKWD pięć lat później zbliżyło go do ZSRR. Berling prawdopodobnie współpracę z NKWD zaczął w 1940 roku. Z czasem zmienił zdanie w sprawie Polski, nadal jednak widział ją w sojuszu z ZSRR. Uznawał też prawo Związku Radzieckiego do wschodnich ziem polskich. Jeśli do tego dodamy jego deklarację, mówiącą o włączeniu Polski w skład ZSRR jako siedemnastej republiki, ukaże nam się obraz ludzi służących obcym interesom.
Z całej trójki Berling jako jedyny starał się rozegrać własną partię ze Stalinem. Sądzę, że zamierzał zdobyć władzę w kraju i pełnić w nim, jeśli nie najwyższą, to wysoką funkcję. Wiedział jednak, że przeszkodą na tej drodze będzie silna Armia Krajowa. Dlatego potrzebował nowoczesnego wojska zaopatrzonego w czołgi, lotnictwa i artylerii, by z ich pomocą decydować o losie Polski.
Zastanawiając się nad postępowaniem Berlinga w latach II wojny światowej nie można pominąć kwestii Powstania Warszawskiego. Decydując się na forsowanie Wisły we wrześniu 1944 roku musiał on założyć, że operacja się uda. Co by było, gdyby trzy dywizje piechoty i jedna brygada pancerna wsparły zepchniętych do obrony powstańców? Co by było gdyby armia Berlinga opanowała stolicę i przyniosła oswobodzenie powstańcom?
Berling mógł zostać bohaterem, wybawcą powstańców, ale równie dobrze zdrajcą dobijającym AK. Forsowanie Wisły się jednak nie udało. Berling nie umiał forsować rzek. Nie był wybitnym dowódcą. Obecnie stawianie go obok Maczka, Bora-Komorowskiego czy Sosabowskiego jest nieporozumieniem.
Jak przedstawiał się szlak bojowy 1 Brygady Pancernej im. Bohaterów Westerplatte, w której służyli bohaterzy książki Przymanowskiego?
Nie znajdziemy bitwy przypisanej dla Brygady, takiej, jaką w przypadku 1 Dywizji Pancernej jest Falaise, czy Monte Cassino dla II Korpusu.
1 Brygada Pancerna zaczynała szlak bojowy pod Lenino wysyłając tam swoją reprezentację w postaci 1 pułku. Błędy taktyczne sprokurowały straty w sprzęcie i ludziach, co nie przyniosło chwały pancernym. Dowódca pułku Anatol Wojnowski nie dowodził swoimi ludźmi, podczas bitwy był pijany.
Dlatego za pierwszą bitwę brygady należy uznać Studzianki. Ale i tu mamy haczyk. Brygada wchodziła do bitwy plutonami bądź kompaniami rozrzucana między pułki radzieckiej 8 armii gwardii generała Czujkowa. Generał Mierzycan nie mógł więc dowodzić swoją brygadą. Nie mógł użyć jej jak pancernej pięści. Mógł tylko doradzać innym i czekać na meldunki z przyczółka.
W walkach na Pradze uczestniczyły tylko dwie kompanie. Podobnie było pod Jabłonną. Dopiero rajd z przyczółka magnuszewskiego pod Warszawę zaangażował całą brygadę. Podobnie było pod Bydgoszczą. W walkach o Wał Pomorski znów rozparcelowano pomiędzy dywizje piechoty, a ponieważ dowódcy piechoty nie umieli wykorzystywać czołgów, kulawą taktyką prokurowali straty.
Kiedy 14 stycznia 1945 roku brygada ruszała na ostatnią kampanię liczyła 65 czołgów. Po zakończeniu walk o Gdynię, Gdańsk i Oksywie zostały tylko cztery czołgi. W walkach w Brandenburgii w ramach pułku czołgów ciężkich walczyło 6 wozów. Latem 1945 roku, kiedy na Zachodzie cieszono się z końca wojny, brygada pancerna walczyła z "żołnierzami wyklętymi" 5 Brygady Wileńskiej AK.
Z czego wynika legenda czołgu Rudy 102, czyli T-34? Jak sprawdzał się na polach bitew?
Jedni chwalą ten czołg, dla innych był złomem. Amerykanie oglądając model T-34 stwierdzili, że tylko sabotażyści mogą zbudować tak niedoskonały technicznie czołg; to samo twierdzili Niemcy.
Prawdą jest, że wersja 1943, czyli ta której używali żołnierze brygady, zwykle się psuła. Zawodziły sprzęgła, pompy paliwowe, wypadały sworznie gąsienic, szwankowało radio, przegrzewał się silnik. Wielki trapezoidalny właz wieży zasłaniał widok, co zmuszało dowódcę do siedzenia okrakiem na wieży i narażało na trafienie. Praktyka frontowa pokazała, że zdarzało się to często.
Działo 76 mm ustępowało armatom niemieckich Tygrysów. Dopiero zmodernizowany T-34 otrzymał lepsze 85 mm działo. Zresztą ten model był już pięcioosobowy, a więc dowódca mógł się skoncentrować na dowodzeniu. Celowaniem zajmował się celowniczy, ładowniczy ładował działo. Zmieniono też włazy - jeden trapezowaty zamieniono na trzy okrągłe, w tym jeden podniesiony na wieżyczce dowódcy, który miał peryskop pozwalając na przegląd sytuacji w pełnym kącie.
Zaletą obu modeli były szerokie gąsienice, doskonałe na radzieckie bezdroża. Prosta konstrukcja silnika pozwalała na naprawy poza warsztatem.
Jest Pan przeciwnikiem czy zwolennikiem Pomnika Czterech Śpiących w Warszawie?
To chyba pytanie polityczne, a w szamotaninę między różnymi partiami czy ugrupowaniami nie mam zamiaru się mieszać.
Powiem więc krótko. Cmentarze tak, z szacunku dla zmarłych, z czystej ludzkiej przyzwoitości. Pomniki jako symbole de iure sprzymierzeńca, de facto skrytego wroga – nie.