Przepis na kabaretowy sukces? Zrób skecz o politykach PiS albo Kościele i czekaj, aż puszczą go w telewizji. Święte oburzenie, jakie nastąpi w reakcji, przyniesie ci rozgłos i sławę. Nieważne, że ono samo czasem śmieszy bardziej niż sceniczny żart.
Kaczyńskiego nie rusz
Skuteczność powyższego przepisu sprawdził właśnie Kabaret Skeczów Męczących. Podczas transmitowanej na antenie TVP imprezy sylwestrowej jeden z członków grupy wcielił się w rolę Adama Hofmana i zaśpiewał piosenkę o "aferze madryckiej". Wcześniej na instrumencie postawił zdjęcie Jarosława Kaczyńskiego w ramce w kształcie serca.
Fragment piosenki "Gwiazda z Madrytu"
"Leciałem tam z moją starą, troszkę ją alko zabrało, miałem mieć zwrot i nie mam nic, no i nie jestem w PiS. Leciałem tam z moją starą, kupiła bezcłówkę całą, plączą się nogi, gdy mówię "idź, musiałaś tyle pić?"Czytaj więcej
Zabawne? Pewnie dla wielu tak, ale nie to jest najważniejsze. Część widzów oburzyło to, że kabareciarze na antenie TVP naśmiewali się z polityków opozycji. Niektórzy na zdjęciu zobaczyli nawet zmarłego Lecha Kaczyńskiego. Posypały się więc głosy krytyki, a związany z PiS Jacek Kurski stwierdził, że KSM to "kabaret na usługach władzy".
Histeria na całego, jednak członkowie grupy mogą się tylko cieszyć. Mają swoje pięć minut. Gdyby nie skecz z Hofmanem, pozostaliby pewnie niezauważeni lub musieliby czytać komentarze o tym, jak żenujący jest poziom polskiego kabaretu. Bo takie najczęściej towarzyszą występom polskich satyryków.
Uderz w stół
Ścieżka kontrowersji została przetarta już wcześniej. Po skeczu Abelarda Gizy o papieżu politycy PiS wnieśli skargę do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (TVP za emisję zapłaciła karę - 5 tys. zł). Ich środowisko wzburzyło się też, kiedy kilka miesięcy przed rocznicą katastrofy smoleńskiej piosenkę na ten temat przygotował Kabaret pod Wyrwigroszem (Macierewicz jest w niej nazywany "zaj***stym mężem stanu").
Wszystkie trzy historie łączy identyczny scenariusz: niekoniecznie śmieszny żart, okołopisowska tematyka, burza i chwilowa popularność. Kabareciarze słusznie zwracają uwagę, że nikt nie ma takich problemów z ich twórczością jak właśnie prawica.
Przez lata w TVP Rober Górski robił sobie jaja z premiera Tuska przy okazji słynnych posiedzeń rządu. Chętnie śmiano się z Kwaśniewskiego, kiedy był prezydentem. Tak samo z Andrzeja Leppera. Ten sam kabaret, który wykonał piosenkę o Hofmanie, miał skecz z Radosławem Sikorskim. Żaden z takich dowcipów (z wyjątkiem posiedzeń rządu) nie zrobił jednak oszałamiającej kariery, bo nie dotyczył polityka czy tematu bliskiego PiS.
Z czego to wynika? Zapewne z pozy moralnego zadęcia sympatyków tej partii i poczucia, że znajdują się w oblężonej twierdzy. Żart to obraza, a puszczony na antenie publicznej telewizji jest dopełnieniem tezy, że mainstream prześladuje opozycję. Nie ma tu miejsca na poczucie humoru, ani nawet na zdolność do ignorowania rzeczy mało śmiesznych. Jest jak z małpą w klatce. Wystarczy przejechać kijem po prętach, ona krzyczy i rzuca się w amoku. Strach pomyśleć, co by było np., gdyby dziś powstał taki skecz o Jarosławie Kaczyńskim, jak kilka lat temu o Lechu.
Darmowa promocja
Z perspektywy kabareciarzy to nie problem, raczej szansa. Często słychać, że polskie kabarety niewielu śmieszą, stąd tylko nieliczne programy przebijają się do szerszej publiczności. Te o Kościele czy o Kaczyńskim są skazane na sukces, czego dowodem jest historia Abelarda Gizy, który dopiero po "papieżu" stał się naprawdę popularny.
Dlatego być może kabareciarze powinni traktować PiS i spółkę jako związek o obopólnej korzyści. Ci pierwsi dzięki drugim mogą się moralnie wzmagać. Drudzy dzięki pierwszym śmieszą choć przez chwilę.