Nowy Rok, nowe postanowienia. Zamknęliśmy stary rok i mamy większą motywację, żeby energicznie zabrać się za zmiany wierząc, że tym razem się uda. I może się udać. Jak tego dokonać? Podpowiada psycholog Piotr Mosak. – To nie jest tak, że Nowy Rok w magiczny sposób coś zmienia – to w nas musi się coś zmienić – mówi ekspert.

REKLAMA
Z pierwszym dniem Nowego Roku zwykle podejmujemy postanowienia noworoczne. Dlaczego akurat w tym okresie chętnie podejmujemy nowe decyzje?
Cały czas mamy jakieś pomysły i plany, żeby coś w naszym życiu zmienić, ale nie są one bardzo silne, wielkie, nie mamy zwykle wielkiej motywacji i nie kalkulujemy strat i kosztów, więc w sumie nic się nie dzieje. Nowy Rok jest symbolem nowego otwarcia, kiedy mamy nadzieję, że tym razem coś się zmieni. Jest dodatkowym motywatorem. Jeśli próbowaliśmy wprowadzić zmiany w ubiegłym roku, ale się nie udało, to postanawiamy, że już teraz uda się na pewno.Od 1 stycznia. Sugerujemy się zmianą daty, wiemy, że większość osób coś postanawia i wierzymy, że nam też uda się coś zmienić.
Mamy większą motywację, żeby tych postanowień noworocznych dotrzymać?

Motywacja, przynajmniej początkowo, jest większa, ludzie żegnając na hucznych imprezach stary rok mają nadzieję, że wszystko pozamykają i zaczną od nowa. Wystarczy popatrzeć na oblężenie, jakie przeżywają na początku roku siłownie i gabinety dietetyków. Ale oczywiście tu jest tak jak ze wszystkim – to nie jest tak, że Nowy Rok magicznie coś zmienia, to w nas coś musi się zmienić.
A to jest proces.

To jest długi proces, choć wielu specjalistów mówi, że to decyzja, która musi być na tyle silna, żeby w niej wytrwać. Musi dojść do sytuacji, kiedy z naszych kalkulacji wynika, że zyski przekraczają koszty. Spójrzmy na banalne odchudzanie – to nieustający wysiłek trzymania się nowych rzeczy, a my jesteśmy tacy, jacy jesteśmy. Żyjemy już trochę lat i mamy pewne swoje nawyki, przyzwyczajania, zachowania. Musimy to teraz zmienić. Koszty to oczekiwanie, co się będzie teraz z nami działo – wiemy, że z tym odchudzaniem będziemy się męczyć, pocić, śmierdzieć, wstydzić, będziemy wystawieni na komentarze innych i będziemy wystawieni na momenty zwątpienia. Te koszty są tak ogromne, że ten zysk, którego nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić– czyli siebie z nową sylwetką – wydaje się nierealny. Więc zdarza się, że zarzucamy plan.
Co robić, żeby wytrwać?

Nie ma magicznych metod, bo gdyby istniały, to wszyscy ci mówcy motywacyjni, którzy zapraszają do siebie ludzi, już mieliby efekty. Specjaliści mówią, że zmiana zaczyna się od silnej decyzji podjętej wbrew wszystkiemu. Ja chcę, choćby nie wiem co. To, co postanawiam i na czym mi zależy, jest ważniejsze od rzeczy, które mogłoby mnie powstrzymać przed osiągnięciem celu. W przypadku odchudzania patrzymy nie tylko na jeden potencjalny zysk, ale więcej – zyskujemy lepszą kondycję i zdrowie.
Specjaliści od rzucania używek mówią, że nie ma złotej metody, a najlepiej jest kończyć z nałogiem z dnia na dzień, choć zdarza się, że inne metody też zadziałają, na niektórych ludzi, ale rzadziej. Podstawą jest silna decyzja, wola i przekonanie, że robię dobrze. A wtedy jestem zadowolony z tego, co robię. I wiedza – wiem, że będzie trudno, że będzie bolało, że pewnie będę się trochę wstydzić, ale w nosie mam ten wstyd, bo na końcu to ja wygrywam – osiągam wymarzoną sylwetkę, kondycję i poprawiam stan zdrowia.
Dobrze jest się motywować osobami zbliżonymi do nas – znajomymi, którzy też próbowali, udało im się i widzimy po nich te efekty.
A poradniki?

Trudno się porównywać z kimś abstrakcyjnym, właściwie nierealnym. Lepszy efekt przynosi motywowanie się poprzez porównywanie do ludzi zbliżonych do nas. Kiedy kogoś nie znamy, zwykle idealizujemy sobie te osoby – na pewno nie ma tak wyczerpującej pracy, jak ja, na pewno nie ma tak trudnej sytuacji rodzinnej, na pewno więcej zarabia.... A to sprawia, że łatwiej jest nam się usprawiedliwiać.
Podobno żeby nowa czynność czy aktywność, której się podejmujemy, weszła nam w krew i stała się nawykiem, trzeba ją powtórzyć przynajmniej 30 razy.

Powtarzanie jest kluczem. Nasze nawyki i przyzwyczajenia są tak silne, bo my to zawsze robimy. Zawsze braliśmy dodatkową kromkę chleba, zawsze zaczynaliśmy dzień od kawy z cukrem, zawsze wybiegaliśmy z domu bez śniadania, bo jeszcze pięć minut snu... Psychologowie nie namawiają do zmiany wszystkich nawyków, ale przełamywania naszych utartych wzorów. Powinniśmy stymulować obydwie półkule mózgu, a żeby to zrobić, trzeba przełamywać rutynę: jeśli zawsze otwieramy drzwi prawą ręką, to otwierajmy teraz lewą, jeśli zawsze nosimy zegarek na lewej ręce, nośmy na prawej. Powinniśmy ciągle coś próbować zmieniać, żeby uciekać od nawyków, które sprawiają, że idziemy niczym te dorożkarskie konie z klapkami na oczach. Żeby wyrobić nawyk, trzeba powtarzać.
Co jeszcze dobrze wpływa na wzmocnienie motywacji?
Naszej motywacji krzywdę robią media, ja ich nazywam „sportowymi nazistami” – pokazują pięknych, zdrowych ludzi, którzy biegają i wykonują ćwiczenia, które dla większości osób są nie do powtórzenia. Mnie osobiście bardziej przekonuje „Dziarski Dziadek”, który za aktywność fizyczną wziął się w okolicach siedemdziesiątki. Jest rozsądny i proponuje ćwiczenia, które może wykonywać każdy. Powoli, stopniowo poznajemy swoje ciało. To samo dotyczy innych rzeczy, nie tylko ćwiczeń – jeśli chcemy rzucić papierosy, to nie musimy od razu odzwyczajać się od wszystkich rytuałów.
Jeśli sprawiało nam przyjemność stanie z koleżankami przed biurowcem, trzęsąc się z zimna i ściskając pod biustem, to dalej możemy to robić, zamiast papierosa trzymając np. słone paluszki. Więc ileś tam nawyków sobie zostawiamy, wycinamy tylko papierosy. Każdy szuka sposobu na siebie, a każdy z nas jest inny. Przyglądajmy się innym, rozmawiajmy, rozglądajmy się jednocześnie szukając metody na siebie. Róbmy więc wszystko z głową, żeby nie zmarnować tych pokładów motywacji, które mamy 1 stycznia. Nie oczekujmy też od razu spektakularnych efektów – zróbmy coś małego i cieszmy się, że się udało.