Ulicami Kijowa, Lwowa czy Dniepropietrowska maszerowali 1 stycznia ukraińscy nacjonaliści, którzy uczcili w ten sposób 106. rocznicę urodzin Stepana Bandery, przywódcy jednej z frakcji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN-B). Człowieka, który dziś łączy Ukraińców przeciw Rosji, choć przed 70 laty był jednym z głównym inicjatorów antypolskich czystek na Wołyniu i w Galicji Wschodniej.
Czerwono-czarne flagi powiewały w ukraińskiej stolicy w czasie, gdy kilka tysięcy zwolenników nacjonalistycznych partii Swoboda i Prawy Sektor manifestowało swoje poglądy. Maszerując z pochodniami dotarli do Majdanu Niepodległości, miejsca symbolicznego, gdzie przed rokiem ukraiński naród walczył o prawo do samostanowienia. Ale i wtedy na Majdanie powiewały flagi w tym samym kolorze... Flagi zbrodniczej formacji - Ukraińskiej Powstańczej Armii.
– W warunkach wojny wszyscy wspominają wypowiedzi Stepana Bandery o północnym sąsiedzie, a mianowicie to, że z Moskwą nie wolno się dogadywać i że Moskwa to agresor – mówił przewodniczący Swobody Ołeh Tiahnybok rozpoczynając kijowski marsz. Inne pochody odbyły się m.in. we Lwowie, Dniepropietrowsku i Odessie.
Od rzezi wołyńskiej do konfliktu w Donbasie
Dziś Ukraińcy widzą w Stepanie Banderze symbol oporu przeciw Związkowi Sowieckiemu, którego sukcesorem jest putinowska Rosja. A Polakom powinno zależeć na wolnej i proeuropejskiej Ukrainie. Tyle tylko, że nie można zapominać o wydarzeniach sprzed 70 lat, które skończyły się wielką tragedią naszych rodaków zamieszkujących przedwojenne Kresy Wschodnie.
Stepan Bandera, który wczoraj połączył Ukraińców, był jednym z głównych organizatorów tzw. rzezi wołyńskiej, choć bezpośrednio w niej nie uczestniczył. Kiedy setki polski wsi były brutalnie pacyfikowane przez oddziały UPA, on, główny ideolog powstałej w 1929 roku Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, był więźniem niemieckiego obozu Sachsenhausen. Pomimo faktu, że w czasie wojny współpracował z Niemcami - jego zwolennicy tworzyli ukraińskie bataliony walczące u boku Wehrmachtu z Armią Czerwoną.
Czołowy zamachowiec w II RP
Bandera prowadził antypolską działalność na długo przed rzezią wołyńską. To między innymi on w 1934 roku stał za zamachem na ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego. Szefem OUN został rok wcześniej, mając zaledwie 24 lata. W 1940 roku, już w trakcie II wojny światowej, organizacja podzieliła się na dwie frakcje. Zwolennicy Bandery utworzyli tzw. OUN-B.
– Nie zawahasz się dokonać najbardziej niebezpiecznego czynu kiedy tego wymaga dobro sprawy – napisano „Dekalogu nacjonalisty”. Wszyscy wrogowie narodu ukraińskiego mieli być ukarani śmiercią. Wśród nich Polacy, stojący na przeszkodzie realizacji idei „Wielkiej Ukrainy”.
Gdyby nie wybuch wojny, Bandera być może umarłby w więziennej celi. Za udział w przygotowaniu zamachu na Pierackiego usłyszał bowiem wyrok śmierci, po czym skazano go na dożywocie.
Po wyjściu z Sachsenhausen w 1944 roku zamieszkał w Monachium, gdzie ukrywał się jako Stefan Popiel. Sowieci nie zrezygnowali jednak z prób ukarania niepokornego Ukraińca. W 1959 roku zamordował go agent KGB Bohdan Staszyński. Skrytobójcza śmierć Bandery sprawiła, że dla wielu swych rodaków stał się męczennikiem. Inni widzą w nim rewolucjonistę.
"Bohaterzy" Ukrainy
Bandera wielokrotnie nawoływał do zabijania Polaków, a mimo to w 2010 roku prezydent Wiktor Juszczenko nadał mu tytuł bohatera narodowego "za niezłomny duch w służbie idei narodowej, bohaterstwo i poświęcenie w walce o niezależne państwo ukraińskie". Ostatecznie dekret nie wszedł w życie, podobnie jak wcześniejsza próba uhonorowania innego „bohatera” - Romana Szuchewycza. Przywódcy UPA, która od 1942 roku stanowiła zbrojne ramię OUN-B.
Szuchewicz uchodził za prawą rękę Bandery, człowieka, który rozkazywał palić polskie wsie i zabijać ich mieszkańców. Bez względu na wiek i płeć, zawsze brutalnie. Doliczono się aż 362 metod, według których mordowano Polaków.
Wojna polsko-ukraińska?
Obecnie, podróżując po zachodniej Ukrainie, trudno nie ujrzeć pomników Bandery, sławiących jego bojowe czyny. Chyba jednak jeszcze większe zaniepokojenie budzi fakt, że u niektórych ukraińskich historyków dominuje pogląd, jakoby rzeź wołyńska była częścią tzw. drugiej wojny polsko-ukraińskiej. Zbrodnie - podkreślają - są przecież wpisane w każdy konflikt.
Polscy badacze zgodnie kwestionują tę wizję historii. Choć podkreślają – podczas polskich akcji odwetowych, przeprowadzanych przez Armię Krajową, życie straciło ok. 15 tys. Ukraińców.
Zdarzało się także i nie były to wcale przypadki odosobnione, że Ukraińcy przychodzili swym polskim sąsiadom z pomocą. Kresowa Księga Sprawiedliwych wymienia ponad 1,3 tys. Ukraińców z ok. 500 miejscowości, którzy poświęcali się dla ratowania życia Polaków. Wielu z nich zapłaciło za to najwyższą cenę.
Różne są szacunki ofiar – według ustaleń prof. Grzegorza Motyki w latach 1943-1945 ukraińscy nacjonaliści wymordowali ok. 100 tys. Polaków z Wołynia i Galicji Wschodniej.