Dwaj najważniejsi politycy Platformy Obywatelskiej wzięli w obronę węgierskiego premiera. Donald Tusk powiedział, że "część opinii o sytuacji na Węgrzech" jest przesadzona. Grzegorz Schetyna stwierdził, że wczorajsze "przesłuchanie" Orbana w Parlamencie Europejskim było "precedensem".
W środę na konferencji prasowej Donald Tusk stwierdził, że "będzie do dyspozycji premiera Victora Orbana, jeśli mógłby mu się do czegoś przydać". Szef rządu stwierdził, że część opinii o tym, co się dzieje na Węgrzech jest "niesprawiedliwa". Dziś w poranku TOK FM profesor Radosław Markowski zwrócił uwagę, że Donald Tusk nie zaoferował pomocy Węgrom, ale ich premierowi. Politolog uznał to za "niewłaściwe". Stwierdził, że o ile zachodnia opinia publiczna, być może niewłaściwie ocenia decyzje węgierskiego rządu w sprawie banku centralnego, o tyle ograniczanie niezależności sędziów, zmiany w Trybunale Konstytucyjnym, zasługują na uwagę i na krytykę. Markowski mówił, że partia Orbana umieszcza na 9-12 letnich kadencjach swoich "kolegów".
Dziennikarz Polityki Adam Szostkiewicz uznał, że wspieranie Węgrów przez Donalda Tuska jest błędem także z innego powodu. Polska chce przed inwestorami zagranicznymi demonstrować, że różni się od niestabilnej węgierskiej gospodarki. W polskim interesie jest jest pokazywać, że złotówka i forint to dwie różne waluty. Donald Tusk tymczasem, udzielając poparcia Węgrom, zbliża do siebie Warszawę i Budapeszt, gdy tymczasem zdaniem Szostkiewicza, powinien dwie stolice od siebie oddalać.
Rozmówcy Janiny Paradowskiej uznali też, że Europejska Partia Ludowa, której członkiem jest i Platforma i węgierski FIDESZ, powinna poradzić sobie z węgierskim problemem. EPL tymczasem nie zabiera głosu.
Grzegorz Schetyna dodaje do tego: Unia Europejska, Parlament Europejski mają prawo rozmawiać i analizować sytuację wewnętrzną krajów członkowskich. Ale wczoraj to było bardzo ostro postawiono, jak nigdy wcześniej. To precedens, że wzywa się szefa rządu i regularnie przesłuchuje. I to w ostry sposób.
To o tyle zaskakujące, że w latach 2005 - 2007, gdy w Polsce rządził Jarosław Kaczyński, politycy Platformy raczej czerpali przyjemność z zagranicznych połajanek wobec lidera PIS i nie byli tak skorzy, do zapewnienia że w Polsce nic groźnego się nie dzieje.