O Joannie Krupie ciągle jest głośno, a tabloidy komentują każdy jej krok. To kłótnie, to wpadki językowe, to sesje zdjęciowe, a ostatnio nawet zabieg zamrażania jajeczek. Często nie pytając jej w ogóle o zdanie. My dajemy jej dojść do głosu, a ona mówi ze szczerością i humorem. "Jestem jaka jestem i każdy to widzi. Nie wstydzę się pokazywać emocji ani też przyznawać do błędów". I opowiada. O sobie, nienawiści, walce o prawa zwierząt, początkach w modelingu i poważnych decyzjach.
Hahaha, przyznaję że zdarza się to w Polsce, że ludzie podchodzą do mnie na ulicy i witają takimi słowami (śmiech). To bardzo miłe, że ludzie wciąż pamiętają to hasło z pierwszego sezonu. Bardzo lubię takie sytuacje i bezpośrednie spotkania z fanami.
Od udziału w pierwszej edycji Top Model stałaś się pewnego rodzaju fenomenem. Charyzmatyczna prowadząca, która jest miła, ma poczucie humoru i chce pomagać, a nie robić krzywdę uczestnikom. Jak to?
Taka po prostu jestem (śmiech). Ja niczego w telewizji nie udaję, no bo i po co? Uwielbiam ludzi i jeśli tylko mogę, to chcę im pomagać. Kiedy spotykam młode dziewczyny, marzące o pracy modelki, to widzę siebie sprzed wielu, wielu lat. Dzięki temu rozumiem, jak jest im ciężko. Ten biznes bywa okrutny. Zdarza się, że codziennie słyszysz odmowy, krytykę. Dlatego myślę, że uczestniczki programu potrzebują ciepłego słowa, dobrej rady, a czasem po prostu przytulenia. Ja jestem po ich stronie i staram się, żeby o tym wiedziały.
Gdy zaczęto wyśmiewać twój język, pokazałaś się w koszulce z ponglishem. Skąd ten dystans?
Przecież robiłam i ciągle robię błędy! Wiem o tym, więc czemu mam udawać, że tak nie jest (śmiech)? Tak jak mówiłam, ja nikogo nie udaję. Jestem jaka jestem i każdy to widzi. Nie wstydzę się pokazywać emocji ani też przyznawać do błędów. Nie mieszkałam w Polsce od piątego roku życia i nigdy nie ukrywałam, że mój polski nie jest idealny. Ale uważam, że lepiej się śmiać ze swoich wad niż udawać, że nie istnieją (śmiech).
Polacy są dość pesymistyczni. Ty widzisz o wiele więcej kolorów w życiu. Nie dołuje cię pobyt tutaj?
Wiesz co jest dla mnie większym problemem? Temperatury w zimę w Polsce! Hahaha, naprawdę. To jest najgorsza część Polski (śmiech). Kiedy jeden sezon "Top Model" kręciliśmy zimą, nie było mi łatwo. Ale mówiąc już poważnie i wracając do twojego pytania, jasne, że Polacy trochę narzekają, ale bez przesady (śmiech). Mi też się zdarza, pewnie jak każdemu. Ale i tak codziennie powtarzam sobie, jakie mam szczęście w życiu, jakimi cudownymi ludźmi jestem otoczona. Trzeba doceniać to co mamy. To uniwersalna rada dla każdego, dla Polaków też.
A czujesz się bardziej polska czy amerykańska?
Mieszkam w Stanach przez zdecydowaną większość swojego życia. Tam mam najbliższą rodzinę, tam urodziła się moja siostra, tam poznałam narzeczonego i wzięłam z nim ślub, tam w końcu rozpoczęłam i rozwijałam karierę. Tak więc nie ukrywam, że Stany to mój dom, ale zawsze, ale to zawsze w sercu czuję się Polką. Zawsze podkreślam swoje korzenie i jestem dumna z ojczyzny mojej i moich rodziców.
Propozycja prowadzenia w Polsce "Top Model" to była dla mnie ogromna radość. Nie tylko ze względu na karierę, ale przede wszystkim dlatego, że dała mi szansę przyjechania do kraju, który wcześniej znałam głównie z opowieści rodziców i moich, niestety rzadkich kiedyś, wizyt tutaj. Na szczęście teraz się to zmieniło i dzięki programowi mogę bywać w Polsce znacznie częściej, a także zwiedzać kraj! To prawdziwa praca marzeń.
I wierzysz w potencjał dziewczyn, które biorą udział w „Top Model”? Czy rzeczywiście mają szansę na karierę w modelingu?
Oczywiście! Przecież mamy już przykłady z poprzednich edycji! Zuza, Olga Kaczyńska, Ania Piszczałka! Teraz Osi i Marta! Wszystkie wspaniałe, już z pierwszymi sukcesami na koncie. Wiele finalistek pracuje w Polsce i zagranicą. Kasia Sokołowska opowiadała mi, że niektóre dziewczyny świetnie radzą sobie na wybiegu i zatrudniane są przez polskich projektantów. Wiem, że jeżdżą też na kontraktu zagraniczne. Ten program naprawdę otwiera drzwi do kariery. Spójrzcie na Osi! Już kilka dni po finale została twarzą polskiej marki Chaos by Marta Boliglova. Nie mogę się doczekać, co będzie dalej!
Ty nie miałaś tak łatwo. Ciężko pracowałaś, aby zauważono cię w tłumie. I to za granicą. Jak zostałaś modelką?
Od dziecka o tym marzyłam. Uwielbiałam scenę, występy, przebieranie się. Rodzice o tym wiedzieli i, mimo że nie było ich na to stać, zafundowali mi kurs przygotowania do zawodu modelki. Z perspektywy czasu wiem, że było o zupełnie niepotrzebne, ale doceniam ich wsparcie, które mam od wtedy do dzisiaj. Zawsze! Myślę, że to dzięki temu udało mi się wytrwać w moich próbach zrobienia kariery, bo tak jak mówisz nie było łatwo. Ciągle słyszałam, że jestem za niska, zbyt sexy, że się nie nadaję... Ciągle coś. Ale się nie poddałam. Najbliżsi we mnie wierzyli, a ja naprawdę chciałam spełnić swoje marzenia. No i się udało. W końcu spotkałam swoją agentkę, która również uwierzyła w to, że mam szansę zostać modelką. (śmiech).
Mama pielęgniarka, tata elektryk i ty pięcioletnia wyjechaliście z Polski do Chicago. Nie przelewało się. Czego nauczył cię ten czas?
Tego, żeby doceniać to, co dzisiaj mam. Pamiętam biedniejsze, ciężkie czasy i pamiętam, jak ciężką pracę wykonywali moi rodzice, a potem ja, żeby się utrzymać i dojść tu, gdzie jesteśmy dziś. Nikt nam nic nie dał. Na wszystko zapracowaliśmy. Rodzice pracując na kilka etatów, jednocześnie prowadząc dom i wychowując dzieci. Ja - odbijając się od drzwi do drzwi i chwytając jakichś pracy dorywczych, które pozwoliły mi się utrzymać. Z tego czasu wiem też jedno: najważniejsza w życiu jest rodzina i najbliżsi. Pieniądze są ważne, bo pomagają nam wygodnie żyć, ale to rodzina pomoże nam w potrzebie, przytuli kiedy nam źle i odbierze telefon, kiedy będziemy chcieli się wygadać. Tego poczucia bezpieczeństwa, które dają najbliżsi nie kupisz za żadne pieniądze.
W jednym z wywiadów przyznajesz, że nie jesteś stworzona, aby chodzić po wybiegu. Na swoim koncie masz jednak wiele sesji zdjęciowych. Nie jest ci przykro, że nie możesz być modelką bardziej uniwersalną?
Nie, no skąd! Jestem za niska na modelkę wybiegową i nic z tym nie zrobię (śmiech). Po co mam się dołować czymś, na co nie mam wpływu? To byłoby chyba głupie (śmiech). Lubię siebie taką jak jestem i cieszę się, że udało mi się osiągnąć tyle w zawodzie, w którym na początku nikt we mnie nie wierzył! To moja prywatna satysfakcja, że pokazałam wszystkim niedowiarkom, że jak się chce to można!
Spodziewałaś się, że twoja pierwsza kampanią dla PETA, „I’d rather go naked than wear fur”, zostanie odebrana aż tak kontrowersyjnie?
Taki był jej cel i cieszę się, że udało nam się zszokować ludzi! Czasami taki szok jest potrzebny, żeby ludzie zrozumieli wagę problemu. Podobny cel mieliśmy w ostatnim sezonie Top Model, kiedy uczestnicy brali udział w sesji zdjęciowej w prawdziwej rzeźni, pozując z surowym mięsem zamiast ubrań. To było niesamowicie ciężkie zadanie. Także dla mnie i Michała Piróga, z którym wspieraliśmy uczestników. Oboje walczymy o prawa zwierząt, Michał jest również wegetarianinem. Tak samo jak przy kampanii PETA, mieliśmy nadzieję, że szok, który przeżyją widzowie, skłoni może niektórych do zmiany myślenia. Nawet jeśli tylko kilka osób zrezygnuje dzięki temu z kupowania futer, to znaczy, że było warto!
Tym bardziej Justyna Pawlicka cię zawiodła?
To smutna historia. Walczyłam o tę dziewczynę, dlatego tym bardziej mi przykro, że teraz, po zakończeniu program, promuje noszenie futer. Napisałam komentarz w tej sprawie na swoim Facebooku. Nie chcę tego więcej komentować, bo po co robić jej dodatkową reklamę. Jest mi po prostu przykro, że tak się zmieniła i żeby się bronić, posuwa się do okropnych kłamstw.
Zdaje się, że masz dość wyrównane grono fanów i przeciwników. Czytasz komentarze w internecie na swój temat?
Nawet jeśli ja nie czytam, to mama zawsze mi donosi co tam nowego o mnie napisano (śmiech). Czasem to naprawdę zabawne historie. Staram się podchodzić do wszystkich rewelacji internetowo-tabloidowych z uśmiechem, bo inaczej chyba można by zwariować. Najważniejsze jednak jest to, że gdy idę ulicą czy mam zorganizowane spotkania z fanami, to spotykam się z ogromną sympatią ludzi. To mi daje siłę.
A dotyka cię "hejt"? Jak sobie z tym radzisz?
A kogo nie dotyka? Nawet Angelina Jolie, jeśli czytałaby komentarze pod swoimi zdjęciami przeczytałaby, że jest brzydka, a Heidi Klum, że jest gruba. No i chyba nie ma na to innej rady, jak nie czytać takich rzeczy albo się nimi nie przejmować. Wiadomo, że łatwo to powiedzieć, trudniej zrobić. Ja też czasem czytając jakieś kłamstwa na mój temat, mam ochotę płakać, zastanawiam się, czemu ludzie wymyślają takie rzeczy. Ale ostatecznie zagryzam zęby i tłumaczę sobie, że nie mam wpływu na komentarze ludzi w internecie. A ci, którzy mnie znają i na których mi zależy, wiedzą jaka jest prawda.
A tabloidy? Ostatnio rozpisują się o kłótni z mężem, o zamrożeniu jajeczek, nawet o utknięciu w śniegu. Nie przeszkadza ci to?
Kłócę się z mężem jak każdy, pewnie też wielu z was utknęło w śniegu, więc takie sprawy mi nie przeszkadzają, bo czego tu się wstydzić (śmiech)? Jeśli kogoś to interesuje, to niech piszą. To samo dotyczy zamrażania jajeczek. Wiem, że w Polsce nie jest to popularny zabieg, ale w Stanach coraz więcej kobiet się na to decyduje. Jeśli moja historia może pomóc w przybliżeniu Polkom takiej możliwości, to zawsze chętnie o tym opowiadam. Jest jednak jedna rzecz, na którą nie mogę się zgodzić w przypadku tabloidów. Czasem niektóre z nich - nie wiem czy z braku innych tematów czy z jakiego powodu - posuwają się za daleko i publikują kłamstwa na temat mojej działalności charytatywnej. Pomoc zwierzętom to całe moje życie i nigdy nie pozwolę na to, żeby ktoś mówił, że nie jestem w tym prawdziwa. Niech piszą, że jestem gruba, brzydka, niska, kłócę się z mężem, ale nie mają prawa kłamać w sprawie fundacji dla zwierząt, którą prowadzę.
Czy jest więc jakaś granica prywatności, której byś nie przekroczyła?
Nie stawiam sobie granic, staram się nie mówić “nigdy”. Zobaczymy, co przyniesie los. Najważniejsze, żeby być szczerym i szczęśliwym w tym co robimy.