"Tatuaże zrobiłam z własnej woli". Prostytutka broni sutenerów, którzy tatuowali kobiety
Bartosz Świderski
08 stycznia 2015, 13:07·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 08 stycznia 2015, 13:07
W Gdańsku rozpoczął się proces trzech braci, którzy stojąc na czele gangu, mieli czerpać korzyści majątkowe z uprawiania prostytucji przez co najmniej 70 kobiet. Część kobiet została przez sutenerów wytatuowana. Na ich ciałach pisano m.in. „Własność Pawła”, „Wierna s**a Leszka”, „Niewolnica Pana Olka”. Jedna z prostytutek powiedziała dziennikarzowi, że tatuaże zrobiła sobie dobrowolnie.
Reklama.
– Zrobiłam sobie z własnej woli, bo dużo mi pomogli. Wyciągnęli mnie z nerwicy i przestałam pić. Wprowadzili mnie na dobrą drogę – powiedziała kobieta, z którą rozmawiał reporter programu „Blisko ludzi” (TTV).
Prostytutka zapewniła ponadto, że oskarżeni bracia „chcieli dobrze” i nikogo nie zmuszali do świadczenia usług seksualnych. – To są najukochańsze osoby, do których mogły trafić dziewczyny. Oni dla nich chcieli dobrze, żeby mogły odłożyć pieniądze – dodała.
Relacja prostytutki nie jest jednak zbyt wiarygodna, ponieważ zasiada ona na ławie oskarżonych. Większość kobiet była najprawdopodobniej zmuszana do prostytucji.
Przemoc i kary finansowe
Z ustaleń Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku, która skierowała do sądu akt oskarżenia w tej sprawie, wynika, że członkowie gangu, będący „kibolskimi fanatykami” jednego z gdyńskich klubów sportowych, używali przemocy wobec zmuszanych do prostytucji kobiet oraz ich klientów. Za nieposłuszeństwo byli karani także podlegli braciom członkowie grupy. Osiągnięte przez gang korzyści majątkowe wynoszą niemalże 6 mln złotych.
Oficer operacyjny CBŚ, który zajmował się sprawą gangu, zaznaczył, że sutenerzy wprowadzili „system 16-godzinnej pracy”. – Grupa stworzyła taki system kar, że kobiety się żaliły, iż pracowały, a nie miały żadnego zarobku, bo za każde spóźnienie były karane finansowo – dodał prok. Mariusz Marciniak, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku.
Wcześniej Marciniak przyznał jednak, że wytatuowane prostytutki mogły godzić się na współpracę z gangiem. – Brak jest podstaw do uznania, że tatuaże zostały wykonane pod przymusem, a osoby tatuowane to ofiary gangu. Wiele wskazuje na to, mając na uwadze wielkość tatuaży i precyzyjną jakość ich wykonania, że tatuaże zostały wykonane dobrowolnie, w dowód uznania kobiet dla osób zarządzających tą grupą przestępczą – oznajmił Marciniak.
"Kobiety obawiają się zemsty"
Większość prostytutek to przebywające nielegalnie w Polsce imigrantki, które boją się współpracować z organami ścigania. – Obawiają się zemsty swoich pracodawców. Boją się też, że zostaną deportowane do kraju, z którego przybyły – wyjaśnił insp. Marek Dyjasz, były dyrektor Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji.
Na czele gangu stali trzej bracia: 31-letni Aleksander B., z wykształcenia pedagog, 26-letni Leszek B. oraz 34-letni Paweł B. Do grupy należało łącznie 20 osób, w tym dwie kobiety. Prokuratura oskarżyła członków gangu m.in. o przynależność do „zorganizowanej grupy przestępczej mającej na celu czerpanie korzyści majątkowych z uprawiania prostytucji przez inne osoby”.
Za zarzucane przestępstwa oskarżonym grozi kara do 15 lat pozbawienia wolności, grzywna oraz przepadek korzyści majątkowych osiągniętych z popełnienia przestępstw.