Szacuje się, że dziennie z rąk kłusowników ginie 96 słoni, rocznie to już 33 792 osobników. Słoniom czasem odcinane są twarze na żywca, by szybciej wydobyć kły. Ludzie nie mają świadomości, gdzie idą ich pieniądze, nawet jeżeli zaopatrzą się tylko w malutką figurkę z kości słoniowej. Finansują w ten sposób terrorystów. Nie kupując nie tylko chronimy życie słoni, ale też ratujemy ludzi.
Organizacja terrorystyczna Asz-Szabab, odpowiedzialna za atak na West Gate Mall w Nairobi w 2013 roku, w którym zginęło 67 osób, wyciąga z handlu zagrożonymi gatunkami i przedmiotami wykonanymi ze zwierząt nawet 600 tysięcy dolarów miesięcznie. Zarabiają na tym także Boko Haram, Armia Bożego Oporu czy Dżandżawidzi.
Handel przedmiotami z zagrożonych gatunków to czwarte - po narkotykach, broni i handlu żywym towarem - nielegalnie źródło dochodu na świecie. Najwięcej kupuje się ich w USA i w Chinach.
Celnicy mówią, że Polaków często dziwi ta czwarta pozycja. Nie mają świadomości jak dochodowy jest to proceder. Dużo o tym wie Piotr Tałałaj, rzecznik Warszawskiej Izby Celniej, który jest jednocześnie koordynatorem CITES - waszyngtońskiej konwencji regulującej handel zagrożonymi gatunkami. Dotyczy ona oprócz słoni kilku tysięcy innych zagrożonych wyginięciem zwierząt.
W Polsce ludzie łamiący postanowienia CITES zatrzymywani są mniej więcej od 1997 roku. Do 2004 roku celnicy obserwowali szczyt kontrabandy. Potem świadomość społeczna stopniowo zaczęła się zwiększać. Piotr Tałałaj pamięta ze swojej pracy mnóstwo historii wskazujących, jak przerażająca jest ludzka bezmyślność. Drapaczki do pleców z łapek małpek, kosze na śmieci z nóg słonia – te przechwycone przedmioty zapadły mu w pamięć. Ale to jeszcze nic.
Piotr Tałałaj, rzecznik Warszawskiej Izby Celnej
Wydawałoby się, że dla pracownika, który ma kilkunastoletni staż, nic już nie będzie zaskoczeniem. Pamiętam kiedyś trafił do mnie facet z wypchanym krokodylem syjamskim. Chciał go pomalować ochronną farbą, przez oczy poprowadzić rurki i zrobić fontannę z krokodylimi łzami nad swoim jeziorkiem z karasiami. Zamurowało mnie. On też był w szoku, bo nie dotarło do niego wcześniej, że łamie prawo. Od razu zadeklarował, że zapisze się do Ligi Ochrony Przyrody
W Polsce nie istnieje nielegalny handel takimi przedmiotami, nie jesteśmy też krajem tranzytowym. Wypchane krokodyle trafiają do nas, bo ludzie chcą się po prostu pochwalić egzotycznym elementem w swoim mieszkaniu.
Legalne jest w Polsce posiadanie przedmiotów na przykład z kości słoniowej sprzed 1947 roku. Tylko że wiek takiego przedmiotu bardzo trudno ustalić. Kilka lat temu głośna była sprawa zarekwirowania kilku starych instrumentów z klawiszami, na których były nakładki zrobione z milimetrowej warstwy kości słoniowej. Fortepiany były po renowacji. Po kilku miesiącach sprawę jednak umorzono.
Legalnie kość słoniową można sprowadzać z RPA czy z Botswany. Pochodzi ona ze zwierząt, które umarły ze starości. Wielu jednak nie dostępuje tego luksusu.
Z rąk kłusowników jeden słoń ginie co 15 minut. Amerykańska reżyserka Kathryn Bigelow ("The Hurt Locker", "Wróg numer jeden") informacje o kłusownikach zbierała na początku po to, by nakręcić film fabularny. Postanowiła zaangażować się jednak w akcje społeczną i wyreżyserowała na ten temat animację "Last Days".
– Przy takim wyrzynaniu słoni, jakie teraz ma miejsce, te zwierzęta przetrwają na wolności przez 10 lat – mówiła Bigelow w rozmowie z "The Daily Show".
Reżyserka liczy, że w odpowiedzi na te działania co 15 minut uda się zrekrutować jednego aktywistę i zachęca do wysłania ze strony lastdaysofivory.com listu do Interpolu i Organizacji Narodów Zjednoczonych w sprawie zabijania słoni przez kłusowników.
W Polsce przedmioty z kości słoniowej trafiają się teraz sporadycznie. Na przykład w Izbie Celnej w Gdyni od 2003 roku trzy takie przypadki. – Ostatni w 2013 roku, gdy na statku bandery singapurskiej zatrzymano rzeźbioną statuetkę o wadze 0,5 kg – mówi Marcin Daczko, rzecznik Izby Celnej w Gdyni.
Przeważnie jednak ludzie mają na tyle dużą świadomość, że ostro reagują nawet na pytania celników, czy czegoś takiego nie wwożą do Polski. Wiedzą, że to zabronione. Ale nie wszyscy.
– Ostatnio jednak zarekwirowaliśmy w przesyłce pocztowej dwie szable z kościaną rękojeścią – opowiada Piotr Tałałaj.