W latach 80. i 90. to kartele naroktykowe rządziły Kolumbią. Mordowały sędziów, policjantów i rywali. Opłacały członków rządu. Decyzja jednego człowieka, członka kartelu Cali, na długi czas pozbawiła je władzy. Jorge Salcedo, szef ochrony kartelu Cali, zaczął współpracować z amerykańskim rządem. Od wielu lat się ukrywa. Jego nowego nazwiska i miejsca pobytu nie zna nawet William Rempel, dziennikarz śledczy, który spędził dziesięć lat słuchając historii Jorge. Jeden człowiek. Jedna decyzja. Ponad tysiąc godzin rozmów z człowiekiem, który znał wszystkie sekrety jednej z najpotężniejszych organizacji kryminalnych na świecie. Jedna książka. Rozmawiamy z jej autorem.

REKLAMA
W swojej książce "Uwikłany" przedstawia Pan Jorge Salcedo nie jako bohatera, ale człowieka, który, żeby ocalić własne życie, musiał dobić targu z diabłem. Jakie wrażenie zrobił na Panu Salcedo?
Pierwszy raz spotkaliśmy się na sali sądowej w Miami w 1998 roku. Wówczas niewiele o nim wiedziałem - tyle tylko, że był szefem ochrony w kartelu Cali oraz że trzy lata wcześniej został wraz z rodziną objęty programem ochrony świadków. Nie wiem, co spodziewałem się zobaczyć - ale kiedy na niego patrzyłem, wydawał się...cóż, nieszkodliwy. Wyglądał bardziej jak profesor matematyki niż wysoko postawiona figura kolumbijskiego kartelu. To wrażenie pogłębiło się, kiedy uścisnęliśmy sobie dłonie. Był skromny, przyjacielski. Ponad dekadę później, po tysiącach godzin rozmów, to wrażenie się nie zmieniło.
logo
- Historia Jorge to historia everymana, każdego z nas - mówi autor "Uwikłanego" William Rempel. Fot. williamrempel.com
Uważam go jednak za bohatera. Jasne, ma wady - jak każdy z nas - ale jest człowiekiem, w którym sumienie i przyzwoitość zwyciężyły w bardzo niebezpiecznych okolicznościach. Jest bohaterem w tym sensie, że mimo iż dokonał wielu złych wyborów, a jego życie to koszmar, ryzykował swoje życie, żeby na końcu zrobić coś dobrego. Jorge Salcedo jest jedną z najbardziej intrygujących postaci, jakie miałem okazje poznać, zarówno w życiu, jak i na stronach literatury faktu. Jorge to klasyczny everyman, który reprezentuje delikatność każdego z nas, która ma miejsce, jeśli ignorujemy ostrzeżenia naszego sumienia.
Jorge Salcedo wciąż się ukrywa. Czy po tylu latach wciąż może być celem dla kartelu?

Nie ma wątpliwości, że program ochrony świadków uratował życie Jorge i jego rodziny. Zamachowcy kartelu zdołali go namierzyć kilka miesięcy po jego przeprowadzce do USA. Agenci federalni przenieśli wtedy całą rodzinę w inne miejsce. Jeśli nadejdzie taki czas, że życie Jorge nie będzie zagrożone, jestem pewien, że będzie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Taki czas jeszcze nie nadszedł.
Nie obawiał się Pan o własne bezpieczeństwo? W końcu pisał Pan o najciemniejszych sekretach karteli baronów narkotykowych w Kolumbii i był w kontakcie z informatorem DEA...

W prawdziwym niebezpieczeństwie są dziennikarze w Kolumbii, Meksyku i całej Ameryce Łacińskiej, którzy piszą o przestępczości zorganizowanej i korupcji. Podziwiam ich pracę. To, czym ja się zajmowałem, pisząc z bezpiecznego zacisza mojego biura, nie może się z tym równać. Poza tym moje kontakty z Jorge były sporadyczne. To on kontaktował się ze mną. Używaliśmy specjalnych telefonów. nigdy nie dowiedziałem się, gdzie mieszka - do dziś tego nie wiem. Nigdy nie spotkałem żadnego członka jego rodziny ani z nim nie rozmawiałem. Fakt, że Jorge trzyma to w sekreccie nawet przede mną pokazuje, jak powaznie podchodzi do środków bezpieczeństwa. Zawsze będę wdzięczny, że mi zaufał opowiadając swoją historię. To on byl w niebezpieczeńtwie, nie ja.
Która część jego historii była dla Pana najbardziej szokująca? Co budziło pański podziw, a co niesmak czy odrazę?

Najbardziej imponująca było jego gra aktorska. Było tak: Jorge ustawia wszystko tak, by jego szef -szef kartelu - został aresztowany. Obława jest nieudana. Wówczas Jorge, jako szef ochrony, musi zidentyfikować zdrajcę. Prowadzi dochodzenie, w którym dosłownie szuka samego siebie. I musi je prowadzić w taki sposób, że podejrzenie nigdy nie padnie na niego. To przedstawienie zasługuje na Oscara.
Sądzę, że jego największą słabością była jego skłonność do racjonalizowania władnego udziału w zbrodniach kartelu. Jednak w pewien sposób miał słuszność - pracował dla brutalnych bossów, jednak sam nigdy nie przeprowadził ataku na nikogo. Jego główna rola polegała na zapewnieniu bezpieczeństwa szefom kartelu i ich rodzinom, ochrona ich przed innym kartelami, jak ten Pablo Escobara.
Udało mu się też uniknąć bezpośredniego zaangażowania w handel narkotykami. Naiwnie myślał, że tak naprawdę nie jest handlarzem narkotyków, podczas gdy jego rola umożliwiała przemytnikom i handlarzom, cżłonkom kartelu, przetrwanie i rozwijanie działalności. Dlatego amerykański Departament Sprawiedliwości nalegał, by Jorge przyznał się do winy w tym zakresie. Dlatego był w sądzie tego dnia, kiedy go spotkałem. Przyznał się, ale od prokuratorów i sędziów otrzymał tylko podziękowania.
Sądzi Pan, że dziś Salcedo dokonałby takich samych wyborów? Czy jest coś, czego żałuje?

Zadałem mu to pytanie podczas pierwszej rozmowy. Powiedział, że chciałby, aby jego historia była przestrogą dla wszystkich: jeśli kryminalista proponuje współpracę, pora uciekać! Do dzisiejszego dnia Jorge żałuje, że nie uciekł zamiast zgodzić się pomóc szefom kartelu Cali znaleźć i zaplanować zamach na ich rywala Pablo Escobara. Ta porażka dużo go kosztowała. Nie ma ojczyzny, kontaktu z rodziną i przyjaciółmi. Nie może nawet używać swojego nazwiska. Jego nowa tożsamość okryta jest tajemnicą.
logo
Wyd. Znak
Jak Pan się z nim skontaktował?

Byłem dziennikarzem śledzczym w "Los Angeles Times", kiedy dowiedziałem się, że były szef ochrony kartelu Kali pojawi się w sądzie w Miami. Poleciałem na Florydę. Przed sesją sądu Jorge i ja rozmawialiśmy dziesięć minut. Od tamtego dnia rozmawialiśmy tylko przez telefon. Przez ponad dekadę. To on się ze mną kontaktował, dzwonił do redakcji dwa albo trzy razy w tygodniu. Po kilku miesiącach regularnego kontaktu zaczął dzwonić rzadziej - raz w tygodniu, później dwa razy w miesiącu, raz... Bywało, że mijało kilka miesięcy bez telefonów.
Mój pierwszy reportaż o troli Jorge w upadku kartelu Cali pojawił się na łamach "LA Times" w lutym 2007 roku, ponad osiem lat po naszym pierwszym spotkaniu. Praca nad książką trwała długo z powodu środków bezpieczeństwa; rozmowy do książki odbywały się właściwie tylko przez telefon. Obliczyłem, że od naszego spotkania do publikacji książki Jorge i ja spędziliśmy okoła tysiąca godzin rozmawiając przez telefon.
Gdyby nie decyzja Salcedo, by zdradzić kartel i pracować dla DEA, historia mogłaby wyglądać zupełnie inaczej - zarówno karteli narkotykowych , jak i samej Kolumbii. Jakie były możliwe scenariusze?
W latach 80. i na początku 90. Kolumbia należała do karteli narkotykowych. Kartel Pablo Escobara specjalizował się w zastraszaniu - przeprowadzał zamachy na sędziów, policjantów, zmuszał do ustąpienia liderów politycznych. Sterroryzowani członkowie rządu pozwalali Escobarowi działać, a nawet przepychali ustawy mające go chronić przed ekstradycją do USA. Kartel Cali miał reputację mniej brutalnego - znani byli jako "dżentelmeni z Cali". Jego szefowie używali swojego nieprawdopodobnego bogactwa do przekupywania urzędników na każdym poziomie. Rocznie zarabiali siedem miliardów dolarów, dzięki czemu byli najbogatszą organizacją przestępczą w historii. Uwięziona między korupcją a gwałtem i wymuszeniami Kolumbia, "narko-demokracja", zależała w całości od miłosierdzia baronów narkotykowych.
Jak jest dziś?
Kartele wciąż działają i kwitną w Kolumbii, ale ich siła i władza jest mniejsza. I to w dużej mierze zasługa Jorge Salcedo, który doprowadził do wielkich zmian.
Jorge dostał zadanie zamordowania księgowego kartelu, ale zamiast tego ocalił jego życie. W zamian księgowy zapewnił władzom Kolumbii i USA dostęp do ukrytych aktywów kartelu. Pomógł zidentyfikować najbardziej wpływowych polityków, których kartel opłacał. Dzięki tej informacji Kolumbijczycy mogli odzyskać swój kraj. Kartele jeszcze się nie pozbierały po tej akcji.