
Ulicami stolicy Francji maszerowało dziś więcej ludzi, niż po wyzwoleniu Paryża z rąk nazistów. Ludzi było tak dużo, że marsz jedności rozprzestrzenił się z oficjalnej ścieżki też na inne, boczne ulice. Protestowali przeciwko terroryzmowi, który pochłonął w ostatnim tygodniu we Francji 17 ofiar.
REKLAMA
Oficjalnego protokołu dyplomatycznego nie trzymali się najważniejsi politycy. W Paryżu maszerowało ich 40. Szedł przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk, premier Ewa Kopacz i prezydent Ukrainy Petro Poroszenko. Powiewało sporo ukraińskich flag.
Do Paryża przyjechał także m.in. premier Izraela Binjamin Netanjahu i rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow. Nie było prezydenta Baracka Obamy, który przekazał tylko, że Ameryka zorganizuje w lutym międzynarodowy szczyt na temat zwalczania terroryzmu.
Wszystkich pilnowało ponad 2000 uzbrojonych po zęby policjantów i snajperów porozmieszczanych na dachach budynków. Wielu ekspertów od spraw bezpieczeństwa ostrzegało, że organizowanie marszu może grozić kolejnym atakiem terrorystycznym.
Ulicami Paryża szli przedstawiciele wyznań religijnych, a także rodziny ofiar niedawnych zamachów, które przytulał po kolei prezydent Francji François Hollande.
Sporo ludzi miało ze sobą pisaki (nawet zrobione z mazaków kałasznikowy), sporo miało przypinki z napisem "Je suis Charlie". "The Guardian" pisze także, że jeden chłopczyk biorący udział w marszu szedł z banerem "Nie boję się! Kiedyś zostanę dziennikarzem".
Źródło: The Guardian
