
Reklama.
Do Henryka Zatyki skierował mnie dziennikarz telewizji Polsat News - Piotr Witwicki, który trenuje pod jego okiem od dwóch lat. Postanowiłem sprawdzić, jak rzeczywiście wygląda trening bokserski, na który decyduje się coraz więcej białych kołnierzyków, a przy tym dowiedzieć się, kim są i czego szukają tu bokserscy amatorzy.
Po co się tu przychodzi? Aby się zmęczyć, wyładować?
Henryk Zatyka: Przede wszystkim, aby odreagować. Od pracy, od domu... Od wszystkiego. Ale trenujący chcą też nabrać sprawności, bo jakby nie było, boks jest sportem, który jej wymaga. Wpływa na wszystkie mięśnie, koordynację ruchową, błędnik. Poza tym boks jest modny.
Modne jest też bieganie, siłownia... Boks to jednak coś więcej, są znacznie większe emocje. Dopiero zeszliśmy z ringu, a już mam ochotę na niego wrócić.
Boks też jest coraz bardziej popularny. Postrzega się go dziś zupełnie inaczej niż jeszcze kilka lat temu. Pięściarstwo budziło bardzo złe skojarzenia, a teraz dużo osób lgnie do ringu.
A kto tak lgnie? Młodzi, starsi, bandyci, a może jeszcze ktoś inny?
Adwokaci, dyrektorzy, studenci. Boks staje się sportem dla wszystkich. Rozrzut zawodów, stanowisk i wieku jest bardzo duży. Kiedyś przychodził do mnie pan profesor chirurgii dziecięcej, choć był już po 70-tce. Teraz już nie trenuje ze względu na stan zdrowia, ale nadal jest zakochany w boksie.
I taki mecenas weźmie udział w sparingu, a później z podbitym okiem będzie bronił klienta przed sądem?
Podbite oczy zdarzają się rzadko, bo nieczęsto walczymy. Sparingi odbywają się dopiero wtedy, kiedy ja stwierdzam, że dani ludzie się nadają, i że tego chcą. Muszę mieć pewność, że zakończy się to dobrze dla jednej i drugiej strony. Że nie będzie między nimi agresji i złości, tylko prawdziwa rywalizacja sportowa. Nie każdy tak potrafi.
A co zdradza, że są niegotowi?
Są zawzięci, rzucają się... Niektórzy zamykają oczy, nie mają żadnych predyspozycji do walki. Cały ambaras jest w tym, żeby oni z tej walki zeszli zadowoleni. Dobrze, jeśli ktoś chce się wyładować na treningu. Ale jak przez człowieka przemawia agresja, to nie ma o czym z nim gadać. Tu nie potrzeba ludzi agresywnych, złych, tylko fajnych, którzy są w porządku i chcą sobie poćwiczyć, wyładować nadmiar energii i frustracji. Najważniejsze jest, aby nikomu nic się nie stało.
Czyli ring to miejsce bardziej dla mecenasa niż kibola?
Zdarzało się, że przychodzili do mnie i kibole, ale takich ludzi się nie wpuszcza po prostu. Niech oni się wyładują na budowie, będzie lepszy pożytek. Kiedyś pojawiło się tu kilku karków i chcieli boksować. Powiedziałem, że nie ma miejsca, mimo że była pusta sala.
Dobrze, a czy przychodzą tacy, którzy nigdy się z nikim nie bili, którzy boją się własnego cienia i chcieliby pokonać swoje lęki?
Oooo, takich co nic nie potrafią, to przychodzi naprawdę dużo. Czeka ich ciężka praca, a tym bardziej mnie. Ale jak ten ktoś jest zawzięty i mu się spodoba, to do czegoś zawsze dojdą. Jedni do lepszych wyników, inni do gorszych, ale zawsze do jakichś. Wszystko zależy od uporu. Jak się widzi niektórych, to można ręce załamać, takie antytalenty do wszystkiego. Ale nawet oni po roku czy dwóch mają progres i coś dobrego dzieje się z ich życiem.
A gdy przychodzą, to co mówią? Że bali się iść po ulicy?
Nie, to jest przykład stereotypowego myślenia. Niektórym się wydaje, że ludzie idą na boks, bo chcą się wykazać na ulicy, albo boją się, że ktoś ich napadnie. Faceci trenują w innym celu - aby się wyładować, wypocić, żeby lepiej się czuć, zgubić wagę. Poza tym przychodzi tu bardzo fajne towarzystwo. Jest fajna sala i fajne klimaty. Wiele osób zawiązuje ze sobą przyjaźnie. Tworzymy może nie rodzinę, ale na pewno zgraną paczkę. Jest to prawie trzydziestu bardzo zgranych ludzi.
Ile razy w tygodniu trzeba trenować, żeby to miało sens?
Ustala się to indywidualnie, a zależy to przede wszystkim od bliskich, pracy, chęci. Niektórzy przychodziliby codziennie, ale obowiązki zawodowe i rodzina nie pozwalają na to. Każdy chce być tu jak najczęściej, nawet jak mają pracę i szkołę to robią wszystko, aby przyjść.
Która grupa radzi sobie najgorzej?
Straszni bywają młodzi ludzie. Ci, którzy mają 40 czy 50 lat grali kiedyś w piłkę, bo jeszcze wtedy spędzało się czas na podwórku. Młodzież spędzała całe dnia na trzepakach, grała w coś, organizowała sobie czas, były "wojny podwórkowe". Człowiek był cały czas w ruchu. Organizmy tych ludzi pamiętają młode lata. Za to młodzież, która wychowywała się na komputerze, jest po prostu tragiczna. Tu nie ma co się okłamywać. Ale w końcu przychodzą po to, aby im pomóc. Jak widzę po pół roku, że chłopak jest normalny, ma normalną sylwetkę, normalną pozycję i coś potrafi, to mam ogromną satysfakcję. Jest sprawniejszy fizycznie i zdrowszy. Mimo to, trudno zmusić młodego człowieka do sportu. Oni mają dziś zupełnie co innego w głowie, a jeszcze jak się im coś powie, to się obrażają...
Każdy facet powinien umieć zadać kilka ciosów?
Czy ja wiem? W dzisiejszych czasach wszędzie są kamery. Nie potrafię powiedzieć, czy dziś każdy musi umieć się bronić. Ale na pewno każdy mężczyzna lubi być sprawny fizycznie i czuć się pewny. Jest policja i już chyba nie trzeba umieć walczyć. Gdzie się człowiek nie ruszy, jesteśmy inwigilowani. Ale dla budowania własnego "ja" jest to na pewno dobra sprawa.
Skoro nie ma potrzeby, to skąd ta moda. Tak jak mówisz, parę lat temu ludzie patrzyli na boks stereotypowo.
To tak samo jak z tatuażami, które dawniej źle się kojarzyły. Ktoś kto go miał, był wrogiem publicznym. Czasy się zmieniają i ludzie patrzą na te sprawy inaczej. Boks jest bardzo starą dyscypliną sportową.
Dużą zasługę w promocji sportu ma Polsat, który organizuje gale. Są bardzo ciekawe, świetnie zrealizowane. Gdy ja boksowałem, było 6 czy 10 tys. ludzi na sali, zapowiadali walkę przez megafon i nic się więcej nie działo. Teraz jest show, lasery i jedno wielkie przedstawienie. To świetna promocja. Gdyby nie telewizja, nie sądzę, aby boks zyskiwał tak na popularności.
Rozmawiałem ostatnio ze znajomym, który od dwóch lat boksuje. Twierdzi, że bardzo się przez ten czas zmienił. Nabrał pewności siebie, co bardzo dobrze wpłynęło na jego życie.
Ludzie przychodzą tu zdołowani, źli przez ten wyścig szczurów. W pracy czy w domu często rozmawiają o pieniądzach itd. Boks to sport, przy którym śmierdzi potem, jest rywalizacja, można się wyluzować i wyładować, a przy okazji poprawić figurę.
Widzisz w oczach, że stają się inni?
Po jakimś czasie tak. Może nie od razu, bo u jednego pojawia się ta zmiana po miesiącu, a u drugiego po roku. Ale każdemu to wychodzi to na dobre. Na przykład mecenas, który ma własną kancelarię i strasznie dużo pracy, spędza tu każdą wolną chwilę. W życiu nikt by nie powiedział, że ten człowiek chodzi choćby na siłownię, a co dopiero na boks. Z wyglądu to totalny mecenas - okulary, niecałe 70 kilo. Nawet byś nie powiedział, że on pływać umie.
70 kilo, czyli tyle co ja.
Nie, niektórzy wyglądają sto razy gorzej od ciebie. Słowo honoru.
Czy faceci którzy tu przychodzą mówią, że się boją bólu, mają lęk przed oberwaniem w twarz?
Prawie wszyscy tak mają, ale nikt ci tego nie powie, nikt się do tego nie przyzna. Ale gdy tylko wejdzie ze mną do ringu na technikę, ja zrobię zwód, a on oczy zamyka i go paraliż łapie. To widać od razu. Ale nikt nie mówi na dzień dobry "jestem tchórzem i chciałbym nauczyć się bronić". Ale te lęki wychodzą od razu. Zamykają oczy, odwracają się, siedzi to w nich głęboko.
Da się to z nimi przepracować? Sprawić, że gdy ktoś zaczepi ich na ulicy, nie zje ich własny lęk?
To zależy. Gdy strach siedzi bardzo głęboko, to wymaga bardzo dużej pracy, ale czasem po prostu się nie da nic z nim zrobić.
A czy był przypadek, że ktoś dzięki chodzeniu na treningi obronił się w czasie realnego zagrożenia?
Tak, miałem taki przypadek. Chłopak był ratownikiem, bardzo grzecznym chłopakiem. Mówiłem na niego cukiereczek. Szedł ulicą z siostrą i jej chłopakiem. Zaczepiło ich trzech gości z kijem. Udawali, że ich nie słyszą, ale tamci czekali na nich pod kinem. Podeszli do siostry, a jej chłopak zdrętwiał. A cukiereczek wypłacił im dwa sierpy i uciekli, bo się przestraszyli. To były dwa knockouty. Zrobił to tylko dlatego, że sytuacja go do tego zmusiła, a nie lubi przemocy. Boks mu się przydał.
Zdarza się, że żony przysyłają tu swoich mężów, aby nie zdrętwieli w podobnej sytuacji?
Chyba nie, ale każda kobieta lubi, gdy jej chłopak chodzi na boks. Gdy wraca do domu spocony i mówi, że wrócił z treningu, wtedy od razu rośnie w jej oczach. Faceci, którzy tu przychodzą, nie dostają od żon pod choinkę perfum, tylko rękawice, dobre buty bokserskie itd. Mężowie wyładowują się tu, a nie w domu, dzięki czemu są mniej sfrustrowani. Jednym słowem wszyscy są zadowoleni.
A czy kobiety też przychodzą tu boksować?
Tak, oczywiście. Może nie ma ich tak wiele jak chłopaków, ale parę się pojawia. Z dziewczynami najczęściej jest tak, że trenują przez parę tygodni, a później znikają. Ale jeśli któraś przetrwa miesiąc czy półtora, to pochodzi nawet z rok. Najczęściej kończy się to na dwóch, trzech tygodniach maksymalnie.
A faceci?
Podobnie. Pojawiają się dwa, trzy razy, a później mówią, że nie mogą trenować przez pracę, rodzinę lub inne obowiązki. Tu trzeba pracować, to nie jest jak na siłowni, że podniesiesz kilka razy ciężar, usiądziesz, pogadasz. Na treningu bokserskim masz konkretny plan do zrealizowania.
Po jakim czasie od rozpoczęcia treningów dochodzi do pierwszego sparingu?
Niektórzy chodzą rok, dwa i w ogóle nie walczą. Nie chcą walczyć, bo nie mają ku temu predyspozycji, ale chcą złapać ruchliwość, koordynację, sprawność. Nie każdy nadaje się do ringu, choć każdy nadaje się do treningu bokserskiego. Worek, skakanka, bieganie, podnoszenie hantli czy rzut piłką lekarską - to może robić każdy. Ale nie wszyscy są w stanie wejść do ringu. Niektórzy nie mają do tego predyspozycji psychicznych i zwyczajnie nie chcą dostać w łeb, do czego mają pełne prawo.
Henryk Zatyka: uprawiał pięściarstwo od 1983 do 2002 roku, staczając około 380 walk w wagach: półciężka, ciężka i superciężka. Był członkiem kadry olimpijskiej i narodowej. Za osiągane wyniki w turniejach indywidualnych oraz w meczach reprezentacji Polski (Juniorzy i Seniorzy) uzyskał najwyższą klasę sportową „Mistrzowską Międzynarodową” lub „Mistrzowską”. Henryk Zatyka jest dodatkowo wielokrotnym medalistą zawodów w Polsce i na świecie.