W wyniku natarcia sprzed 71 lat Armia Czerwona wkroczyła do Krakowa, a przez lata propaganda rozgłaszała, że dowodzący 1 Frontem Ukraińskim Iwan Koniew uratował historyczną stolicę Polski od zniszczenia. Tyle, że prawda znacznie odbiegała od wersji lansowanej w czasach słusznie minionych.
Według sowieckiej wersji wydarzeń, Koniew miał osobiście wydać rozkaz zakazujący bombardowań lotniczych i ostrzeliwania miasta z artylerii, po to, aby nie powodować strat w zabytkowej zabudowie. – Rzeczą niezmiernie ważną było osiągnięcie szybkości działań wszystkich wojsk uczestniczących w natarciu na Kraków. Tylko to mogło uratować miasto przed zburzeniem, a chcieliby zdobyć je nietknięte – pisał dowódca Frontu w swych powojennych wspomnieniach "Czterdziesty piąty".
Sowiecki bohater Krakowa
Uratowanie Krakowa miał zgodnie z propagandą zapewnić genialny plan, który zapisał się w historii jako "manewr krakowski". Tak szlachetne intencje przypisywano Koniewowi przez lata; do tego stopnia, że ogłoszono go patronem jednej z krakowskich ulic, a w 1987 roku zbudowano mu tam nawet... pomnik. Ostał się zaledwie do początku 1991 roku, kiedy sowiecki marszałek nie pasował już do odkłamywanej stopniowo po upadku komunizmu wersji historii. Zrezygnowano też z nadanego Koniewowi honorowego obywatelstwa miasta. Te "ataki" na sowieckiego marszałka były premier Leszek Miller nazwał... "barbarzyństwem prawicowej władzy".
A jak w rzeczywistości przebiegały ważne dla Krakowa wydarzenia sprzed 70 lat? 12 stycznia 1945 roku ruszyła wielka ofensywa Armii Czerwonej, zwana zimową lub wiślańsko-odrzańską. To ona zapoczątkowała "wyścig do Berlina", którego zdobycie świętowano 2 maja. Także z udziałem Polaków.
Zanim do tego doszło, 17 stycznia wojska sowieckie, a u ich boku 1 Armia Wojska Polskiego, wkroczyła do Warszawy. Miasta kompletnie zrujnowanego, które Niemcy z premedytacją niszczyli nawet po upadku powstania warszawskiego. Miał to być przerażający przykład dla Polaków, a zarazem kara za "zuchwały" opór na ulicach miasta.
Warszawa była niemal zrównana z ziemią, a Kraków - historyczna stolica Polski, siedziba polskich królów - ostał się w dobrym stanie. Choć nie całkowicie nietknięty, jak chcieli tego sowieccy propagandziści.
Sowieckie bomby spadają na Kraków
Dla Niemców Kraków miał wielkie znaczenie. Tu, na Wawelu, rezydował generalny gubernator Hans Frank. Potencjalnej obronie miały sprzyjać XIX-wieczne fortyfikacje, wybudowane przez Austriaków. Przygotowania do obrony okupanci rozpoczęli już w połowie 1944 roku. Spodziewano się jednak najgorszego.
Już cztery dni po rozpoczęciu zimowej ofensywy, 16 stycznia, na Kraków spadły pierwsze sowieckie bomby lotnicze. Celem ataków była głównie infrastruktura wojskowa, obiekty o ważnym strategicznie znaczeniu. Sowieckie raporty informują, że w czasie walk nad Krakowem latało ponad 2 tys. samolotów, które zrzuciły łącznie 1800 ton bomb. A co by było, gdyby walki potrwały kilka tygodni? Być może dziś znalibyśmy go z nieco innej strony.
Tymczasem 18 stycznia w mieście rozgorzały walki uliczne - do Krakowa wkroczyły bowiem oddziały Armii Czerwonej (59 armia i 4 korpus pancerny). Atakowano nie tylko z powietrza, bo w ruch poszła też artyleria. Mimo rzekomego zakazu marszałka Koniewa.
Po opanowaniu północnej części miasta, w nocy z 18 na 19 stycznia, Sowieci zaczęli forsować Wisłę. Następnego dnia szturmowano pozostałe rejony miasta. Choć Niemcy nie mieli już szans, krakowianie obawiali się przedłużających się walk. Te potrwały jeszcze tylko (lub aż) kilka dni. 24 stycznia poczuli się bezpiecznie. Kraków był wolny. W przeciwieństwie do Warszawy - nie zmienił swojego przedwojennego charakteru. Podczas walk ucierpiało jednak ponad 400 budynków. Ginęła też ludność cywilna.
Manewr, którego nie było
Ile było zasługi Armii Czerwonej w "ocaleniu" miasta? Niewątpliwie mieszkańcy Krakowa byli wdzięczni żołnierzom ze Wschodu za to, że zakończyli ich ponadpięcioletnią niedolę pod niemieckim panowaniem. Pamiętali też, że walki o polskie miasto wielu czerwonoarmistów przypłaciło ranami lub życiem. Ale prawdą jest też fakt, wbrew sugestiom Koniewa, że Niemcy nie zamierzali historycznej stolicy Polski bronić. Zaminowano jedynie niewielką część budynków, nie zaś całe miasto...
Generał Friedrich Schulz, który odpowiadał za siły pozostawione pod miastem (17 armia), mógł ściągnąć w rejon Krakowa znaczne siły z Górnego Śląska i próbować za wszelką cenę stawiać opór Armii Czerwonej. Postąpił jednak logicznie - gdyby rozkazał swym wojskom zamknąć się w twierdzy Kraków, straciłby je bezpowrotnie. A był to scenariusz bardzo prawdopodobny - Sowieci mieli bowiem znaczącą przewagę w sile i środkach (w zdobyciu Krakowa brało udział ok. 40 tys. żołnierzy).
Decyzja Niemców nie mogła być inna - odwrót na Górny Śląsk i ograniczenie się do obrony krakowskich garnizonów. Generał Schulz mógł wyjść ze swymi żołnierzami z miasta w dużej mierze dzięki temu, że dwie sowieckie armie (38 i 59; pomagała też 60 armia) nie zdołały na czas dwustronnie (z północy i południa) okrążyć miasta. "Mistrzowski" manewr sowiecki wcale się nie powiódł.
Kraków i wódka Towarzysza Stalina
A sowieckie intencje? Już w listopadzie 1944 roku Stalin planował zdobywanie Krakowa siłą, z wykorzystaniem ogólnie dostępnych środków. Co więcej, Koniew był wówczas zwolennikiem... uderzenia na kierunku krakowskim większymi siłami niż pierwotnie planowano. Nie oznacza to jednak, że sowiecka ofensywa nie przyczyniła się oswobodzenia Krakowa. Bez niej większość Niemców nie wycofałaby się.
– Piękne miasto, jedne z najpiękniejszych w Europie. Jest w nim taki Kreml i taki wielki Rynek Główny, a na nim restauracja Hawełka. Pójdziesz sobie do niej i wypijesz wódkę na mój koszt. Tylko warunek: musisz ochronić to miasto od skutków działań wojennych – te słowa przypisuje się samemu Stalinowi, a słuchał ich ponoć marszałek Koniew. Czyżby lansowany latami przez Kreml mit "ocalenia" pełnego zabytków miasta miał związek z popularnym, zarówno w Polsce, jak i w Rosji, alkoholowym trunkiem?